Przejdź do treści

Wywiad z pielęgniarką

Autor­ki: Alek­san­dra Kozu­bek i Agniesz­ka Radomska

Wik­to­ria to 22-let­nia miesz­kan­ka Kielc, któ­ra nie­daw­no roz­po­czę­ła pra­cę w zawo­dzie pie­lę­gniar­ki. Opo­wie nam jak wyglą­da jej pra­ca oraz z jaki­mi sytu­acja­mi i trud­no­ścia­mi mie­rzy się na co dzień.

 

Powiedz nam pro­szę, od kie­dy pra­cu­jesz w szpi­ta­lu i na jakim oddziale?

Pra­cę w szpi­ta­lu zaczę­łam oko­ło pół roku temu. Przez pierw­sze trzy mie­sią­ce byłam na okre­sie prób­nym, w któ­rym mia­łam czas na naukę i wpro­wa­dze­nie do zawo­du. Swo­ją pierw­szą pra­cę zaczę­łam na oddzia­le ane­ste­zjo­lo­gii i inten­syw­nej tera­pii i skła­da się na to oddział inten­syw­nej tera­pii i blok operacyjny.

A dla­cze­go wybra­łaś aku­rat ten zawód? Co Cię do tego skłoniło?

Zaczy­na­jąc od liceum, to byłam na pro­fi­lu bio­lo­gicz­no-che­micz­nym i już wte­dy myśla­łam sobie, że chcia­ła­bym pra­co­wać w jakimś zawo­dzie medycz­nym. I z racji takiej, że to był biol-chem, to w sumie bar­dzo duża część osób ocze­ki­wa­ła, że wszy­scy będzie­my przy­szły­mi leka­rza­mi. Ja też myśla­łam nad zawo­dem leka­rza, dla­te­go na stu­dia skła­da­łam papie­ry na kie­ru­nek lekar­ski, ale rów­nież na pie­lę­gniar­stwo. To jest głu­pi ste­reo­typ, ale w moim przy­pad­ku się spraw­dził – nie dosta­łam się na stu­dia lekar­skie, tyl­ko na pie­lę­gniar­skie. Ale stwier­dzi­łam, że spró­bu­ję i zoba­czę, jak to wyglą­da, a jeśli nie poczu­ję się w tym dobrze to będę popra­wiać matu­rę i będę dalej celo­wać w lekar­ski. Ale jed­nak pie­lę­gniar­stwo bar­dzo mi się spodo­ba­ło i też oka­za­ło się, że mia­łam zupeł­nie inne wyobra­że­nie o zawo­dzie leka­rza, bo zda­łam sobie spra­wę, że to, co myśla­łam, że robią leka­rze, robią po czę­ści pie­lę­gniar­ki. I to tak napraw­dę pie­lę­gniar­ki mają naj­więk­szy kon­takt z pacjen­ta­mi, roz­ma­wia­ją z nimi, opie­ku­ją się nimi, i stwier­dzi­łam, że zde­cy­do­wa­nie wolę iść w tym kie­run­ku. Na począt­ku spo­tka­łam się też ze ste­reo­ty­pem, że pie­lę­gniar­ka to taki gor­szy, mniej wykształ­co­ny lekarz, ale to są dwa zupeł­nie odręb­ne zawo­dy i szcze­rze mówiąc, nie ma za bar­dzo co ich porów­ny­wać, bo to są zupeł­nie inne zakre­sy obowiązków.

Sko­ro jeste­śmy już przy obo­wiąz­kach – co w two­jej pra­cy do nich należy?

Zacznij­my od tego, że zakres obo­wiąz­ków pie­lę­gniar­ki jest zależ­ny od tego, w jakim miej­scu pra­cu­je. Przy­kła­do­wo pie­lę­gniar­ka w przy­chod­ni będzie mia­ła inne obo­wiąz­ki niż pie­lę­gniar­ka, któ­ra pra­cu­je na odcin­ku szpi­tal­nym, czy pie­lę­gniar­ka, któ­ra pra­cu­je na blo­ku ope­ra­cyj­nym jako instru­men­ta­riusz­ka. Mogę opo­wie­dzieć, jak to wyglą­da na przy­kła­dzie moje­go oddzia­łu, czy­li na inten­syw­nej tera­pii. Przy­cho­dzi­my do pra­cy na godzi­nę 7:00, pie­lę­gniar­ki noc­ne zda­ją nam raport i wte­dy wstęp­nie przy­go­to­wu­je­my sobie plan resz­ty dnia. Roz­dzie­la­my pacjen­tów mię­dzy sie­bie, na zmia­nie jest nas zwy­kle oko­ło 4. Potem roz­pla­no­wu­je­my pro­ce­sy pie­lę­gno­wa­nia, zaczy­na­my wypeł­niać kar­ty obser­wa­cji pacjen­tów, w któ­rych powin­ny­śmy spi­sy­wać para­me­try co godzi­nę. I tak zla­tu­je czas mniej wię­cej do godzi­ny 8:00. Potem idzie­my do toa­let, zwy­kle do jed­ne­go pacjen­ta idą 2 pie­lę­gniar­ki. Jeśli jest ktoś o fak­tycz­nie bar­dzo dużej masie cia­ła, to wte­dy idzie nas nie­co wię­cej. W tym cza­sie dokład­nie myje­my pacjen­tów, robi­my taką peł­ną toa­le­tę w łóż­ku, myje­my cia­ło, odsy­sa­my wydzie­li­nę z rurek intu­ba­cyj­nych, zmie­nia­my opa­trun­ki, np. na odle­ży­nach, któ­re nie­ste­ty czę­sto wystę­pu­ją u pacjen­tów leżą­cych. Następ­nie prze­cho­dzi­my do zle­ceń lekar­skich, czy­li przy­go­to­wu­je­my leki, któ­rych idzie bar­dzo dużo. Przy­go­to­wu­je­my kro­plów­ki, leki doust­ne, żywie­nie, któ­re poda­je­my do son­dy oraz inha­la­cje. Potem zwy­kle jest czas na uzu­peł­nie­nie doku­men­ta­cji, czy­li wypeł­nia­my masę papie­rów, wypeł­nia­my w sys­te­mie leki, któ­re zosta­ły poda­ne. Cięż­ko w skró­cie wymie­nić wszyst­kie rze­czy, któ­re robi­my, bo sytu­acja u nas na oddzia­le jest bar­dzo dyna­micz­na. Może zda­rzyć się inter­wen­cja i wte­dy bie­rze­my leka­rza pod pachę i bie­gnie­my na reani­ma­cję. Może być przy­ję­cie na oddział, wte­dy musi­my przy­go­to­wać pacjen­ta do intu­ba­cji, do zało­że­nia wkłu­cia cen­tral­ne­go, do zało­że­nia wkłu­cia do tęt­ni­cy, do zro­bie­nia wszyst­kich badań. Może zda­rzyć się tak, że u któ­re­goś pacjen­ta będzie zakła­da­na rur­ka tra­che­osto­mij­na, któ­ra słu­ży do oddy­cha­nia, wte­dy musi­my przy­go­to­wać cały zestaw. Jakiś pacjent gorącz­ku­je, więc musi­my zro­bić bada­nia. Tak­że sytu­acja może być bar­dzo różna.

Wspo­mnia­łaś, że pra­cu­jesz też na blo­ku ope­ra­cyj­nym. Możesz powie­dzieć coś więcej?

Pra­ca na blo­ku wyglą­da nie­co ina­czej. Gdy jestem na sali wybu­dzeń, to z rana do moich zadań nale­ży spraw­dze­nie tem­pe­ra­tu­ry w szaf­kach z leka­mi, spraw­dze­nie defi­bry­la­to­ra, spraw­dze­nie wóz­ka reani­ma­cyj­ne­go, ponie­waż rów­nież na sali wybu­dzeń, gdy pacjen­ci są po zabie­gach, ich stan może się nagle zmie­nić. Potem w cią­gu dnia zwy­kle jest odbie­ra­nie pacjen­tów po zabie­gu, pod­łą­cza­nie ich do kar­dio­mo­ni­to­ra, spraw­dza­nie para­me­trów, kon­tro­lo­wa­nie ich co 10 minut, poda­wa­nie leków prze­ciw­bó­lo­wych. Odbie­ra­jąc pacjen­ta z oddzia­łu do zabie­gu ope­ra­cyj­ne­go prze­pro­wa­dza­my z nim wywiad, spraw­dza­my czy doku­men­ta­cja medycz­na się zga­dza, potem zawo­zi­my pacjen­ta na salę, pod­łą­cza­my go do kar­dio­mo­ni­to­ra, moni­to­ru­je­my wszyst­kie para­me­try co 5 minut, przy­cho­dzi lekarz ane­ste­zjo­log, asy­stu­je­my do poda­nia znie­czu­le­nia. W zależ­no­ści od jego rodza­ju przy­go­to­wu­je­my sobie odpo­wied­nie leki i zestaw, na przy­kład do znie­czu­le­nia pod­pa­ję­czy­nów­ko­we­go lub zewnątrzoponowego.

Jak wia­do­mo, pra­cu­jąc jako pie­lę­gniar­ka spo­ty­kasz róż­nych ludzi w róż­nym sta­nie zdro­wia. Opo­wiedz z jakim trak­to­wa­niem ze stro­ny pacjen­tów spo­ty­kasz się w szpitalu.

Ile ludzi tyle cha­rak­te­rów. Pacjen­ci są bar­dzo róż­ni. W więk­szo­ści są uprzej­mi, ale zda­rza­ją się przy­pad­ki, gdzie pacjen­ci bywa­ją bar­dzo cięż­cy w kon­tak­cie i trud­no z nimi współ­pra­co­wać. Więk­szość jest gene­ral­nie bar­dzo wdzięcz­na za to, co się wokół nich robi, za poda­wa­nie leków, za pomoc w umy­ciu się, prze­bra­niu, zje­dze­niu. Z dru­giej stro­ny są też pacjen­ci, któ­rzy nas obra­ża­ją, kopią, gry­zą – świa­do­mie – i któ­rzy odma­wia­ją tej pomo­cy. 

A czy zda­rzył Ci się pacjent, któ­ry szcze­gól­nie zapadł ci w pamięć lub zmie­nił postrze­ga­nie na pew­ne sprawy?

Mia­łam bar­dzo dużo takich pacjen­tów. Naj­czę­ściej zda­rza­li się w Domach Pomo­cy Spo­łecz­nej. Mia­łam pacjent­kę, któ­ra była w takiej demen­cji, że zacho­wy­wa­ła się jak małe dziec­ko. Nie była świa­do­ma tego, co się wokół niej dzie­je. Była bar­dzo nie­spo­koj­na, w cza­sie toa­le­ty i kar­mie­nia chwy­ta­ła za ręce, dra­pa­ła, raz zosta­łam ugry­zio­na. Dobrze, że nie mia­ła zębów. Ale zauwa­ży­łam jak jej zacho­wa­nie zmie­nia­ło się o 180 stop­ni w momen­cie, gdy zaczę­łam ją gła­skać po gło­wie, po ręce, mówić łagod­nym tonem jak do dziec­ka. I wte­dy ona się momen­tal­nie uspo­ka­ja­ła. Zaczy­na­ła się przy­tu­lać do mojej ręki i wte­dy wyda­ło mi się nie­re­al­ne to, jak pod koniec życia wra­ca­my do tego, co było na począt­ku. Mia­łam też pacjent­ki na oddzia­le wewnętrz­nym, jed­na opo­wia­da­ła mi o swo­im życiu, jak była bita przez męża alko­ho­li­ka, jak obec­nie miesz­ka i żyje, jak bar­dzo była wdzięcz­na za to jak się nią opie­ko­wa­ły­śmy, poma­ga­ły­śmy jeść, umyć się, ubie­rać. Bar­dzo miło ją wspo­mi­nam. To jest jed­na z moich pierw­szych pacjen­tek, któ­rej tak bar­dzo dobrze życzy­łam, i któ­ra mi bar­dzo zapa­dła w pamięć. Obok niej leża­ła też inna pacjent­ka, dość star­sza, przed 90 rokiem życia. Opo­wia­da­ła mi o swo­im dzie­ciń­stwie i nie­sa­mo­wi­te było to, z jaki­mi szcze­gó­ła­mi opo­wia­da­ła o swo­im życiu, jak pra­co­wa­ła w cyr­ku cho­ciaż­by. I w pew­nym momen­cie opo­wia­da­ła mi wła­śnie o tym wszyst­kim, a w następ­nej chwi­li zaczę­ła wołać za swo­ją mamą i pła­kać, nagle nie zda­wa­ła sobie spra­wy w jakim miej­scu się znaj­du­je, nie wie­dzia­ła co się wokół niej dzie­je, nie wie­dzia­ła, że jest w szpi­ta­lu, chcia­ła wstać z łóż­ka, cho­ciaż nie była w sta­nie i jechać do domu, mówi­ła, żeby zawo­łać jej syna, bo jest w poko­ju obok, mimo, że to nie była praw­da. To był taki dzień, w któ­rym chy­ba pierw­szy raz pła­ka­łam jak wyszłam z prak­tyk, ponie­waż tak bar­dzo mnie to poru­szy­ło. I też pamię­tam pacjen­tów, któ­rzy nie byli dla mnie zbyt dobrzy. Dosłow­nie mój pierw­szy kon­takt z pacjen­tem na pierw­szych prak­ty­kach pole­gał na tym, że pacjent zapra­szał mnie do łóż­ka na masaż po 22. Tak­że pacjen­ci są różni.

Opo­wie­dzia­łaś już o tym, jak trak­tu­ją Cię pacjen­ci. A jak to wyglą­da ze stro­ny współpracowników?

Gene­ral­nie, odkąd weszłam w zawód i odkąd moje kole­żan­ki zaczę­ły pra­co­wać na róż­nych oddzia­łach, sły­szę róż­ne histo­rie i jestem w szo­ku jak bar­dzo pie­lę­gniar­ki pod­sta­wia­ją sobie świ­nie. Ja mia­łam takie szczę­ście, że tra­fi­łam na w mia­rę zgra­ny zespół, ale i u mnie w pra­cy są oso­by, któ­re, że tak powiem, nie tole­ru­ją młod­szych osób i cza­sem bar­dzo dają to odczuć. Cza­sem zasta­na­wiam się skąd tyle jadu w takiej gru­pie zawo­do­wej, w któ­rej więk­szość to kobie­ty i dla­cze­go zamiast sobie wza­jem­nie poma­gać, to jeste­śmy tak nie­zgra­ne, zwłasz­cza bio­rąc pod uwa­gę to, jak nasza gru­pa zawo­do­wa jest trak­to­wa­na przez rząd. Na szczę­ście spo­tka­łam też oso­by, któ­re mi bar­dzo pomo­gły, któ­re mnie bar­dzo wspie­ra­ją, i któ­re zawsze są chęt­ne mi coś wytłu­ma­czyć, coś dopo­wie­dzieć, na coś zwró­cić uwa­gę, ale w uprzej­my spo­sób. Lecz nie­ste­ty bywa­ją takie oso­by, któ­re chcą mi bar­dzo udo­wod­nić to, jak cze­goś nie umiem lub jak bra­ku­je mi doświadczenia.

Zawód pie­lę­gniar­ki to cięż­ka pra­ca, na pew­no spo­tka­ło Cię już spo­ro trud­nych sytu­acji. Jaka była naj­trud­niej­sza z nich?

Cięż­ko teraz jest mi przy­po­mnieć sobie o takiej fak­tycz­nie naj­trud­niej­szej, naj­cięż­szej. Myślę, że to może były moje pierw­sze reani­ma­cje, same począt­ki pra­cy. Ale taka sytu­acja, któ­ra była dla mnie fak­tycz­nie naj­trud­niej­sza, to gdy pierw­szy raz na prak­ty­kach zmar­ła nam pacjent­ka. My wie­dzie­li­śmy, że ona umie­ra, była w tak cięż­kim sta­nie, że już nie dało się jej ura­to­wać i tyl­ko obser­wo­wa­łam jak jej cia­ło jesz­cze za życia dawa­ło ozna­ki tego, że już umie­ra. Gdy była u niej cen­tra­li­za­cja krą­że­nia i nie były­śmy w sta­nie zdjąć obrącz­ki z jej pal­ca, ponie­waż już jej tak spu­chły i zsi­nia­ły. Była pod­łą­czo­na do kar­dio­mo­ni­to­ra, więc widzia­łam, że jej tęt­no z każ­dą minu­tą zwal­nia. I to było naj­bar­dziej nie­re­al­ne prze­ży­cie jakie­go wte­dy dozna­łam. A kolej­ną taką sytu­acją było to, jak u mnie na oddzia­le umie­rał pacjent i lekarz wezwał jego rodzi­nę, żeby mogli się z nim poże­gnać. Przy­szła jego żona i dzie­ci, i to jak przy nim pła­ka­li, jak mówi­li mu, żeby nie odcho­dził, żeby ich nie zosta­wiał, to było dość ciężkie.

Śmierć pacjen­tów to nie­od­łącz­ny ele­ment two­jej pra­cy. Jak sobie z nią radzisz?

Ja chcę wie­rzyć w to, że odcho­dzą do lep­sze­go miej­sca, tam, gdzie mie­li nadzie­ję, że tra­fią. Nie znam wie­rzeń każ­dej z tych osób, nie chcę myśleć, że każ­dy z nich idzie do nie­ba czy coś takie­go. Bar­dziej myślę o tym, że już przy­naj­mniej nie cier­pią, i że teraz mogą odpo­cząć. I sta­ram się o tym nie myśleć, gdy wra­cam do domu. Zosta­wiam to w pra­cy. Po śmier­ci pacjen­ta po pro­stu przy­cho­dzę do nie­go i robię toa­le­tę pośmiert­ną. Sta­ram się oddzie­lać pra­cę w tym zawo­dzie od życia prywatnego.

Z tego co opo­wia­dasz, to bar­dzo lubisz to, co robisz. Czu­jesz się speł­nio­na zawo­do­wo? A może jest jesz­cze za wcze­śnie, by o tym mówić?

Myślę, że jest jesz­cze za wcze­śnie, bo pra­cu­ję zbyt krót­ko, ale na ten moment mogę powie­dzieć, że jestem zado­wo­lo­na z zawo­du, któ­ry sobie wybra­łam. Nigdy nie jest nud­no, codzien­nie coś się dzie­je i codzien­nie tra­fiam na pacjen­tów, któ­rzy opo­wia­da­ją róż­ne, cie­ka­we rze­czy, moż­na się z nimi pośmiać, moż­na sobie z nimi poroz­ma­wiać, wysłu­chać ich pro­ble­mów. Mogę też powie­dzieć, że to jest bar­dzo satys­fak­cjo­nu­ją­ce, kie­dy wyko­nu­ję swo­ją pra­cę i widzę, że pacjen­tom się polep­sza. Albo gdy widzę, że pacjen­ci są po pro­stu wdzięcz­ni za to, co robi­my. Nie mówię, że mają dzię­ko­wać i oka­zy­wać to w nie wia­do­mo jaki spo­sób, ale sam fakt, że widzę, że to co robię poma­ga ludziom, jest bar­dzo satysfakcjonujący.

I na koniec – jak myślisz, dla­cze­go zawód pie­lę­gniar­ki jest nadal niedoceniany?

Cięż­ko mi powie­dzieć. Ale porów­nu­jąc to, co myśla­łam czym pie­lę­gniar­ka się zaj­mu­je zanim zaczę­łam stu­dia, a teraz, gdy pra­cu­ję już jako pie­lę­gniar­ka, to fak­tycz­nie win­ne może być powie­la­nie ste­reo­ty­pów. Że pie­lę­gniar­ki sie­dzą w socjal­nym, kaw­kę piją i macha­ją lacz­kiem. I myślę, że to przez to, że zwy­kle godzi­ny odwie­dzin pacjen­tów są w godzi­nach, kie­dy pie­lę­gniar­ki zro­bią już toa­le­ty, roz­da­dzą leki, zro­bią zabie­gi. I w momen­cie, gdy już przy­cho­dzi ta pora odwie­dzin, pie­lę­gniar­ki zaj­mu­ją się doku­men­ta­cją, któ­ra jest nie­sa­mo­wi­cie przy­tła­cza­ją­ca, i któ­rej jest bar­dzo dużo. Pie­lę­gniar­ki też chcą zosta­wić pacjen­tów w spo­ko­ju, żeby rodzi­na mogła z nimi pobyć, poroz­ma­wiać, a oni mogą to ode­brać jako nic nie robie­nie. Czło­wiek też sobie raczej nie zda­je spra­wy z tego, ile pie­lę­gniar­ka ma obo­wiąz­ków na gło­wie, jakie doświad­cze­nie musi mieć, wie­dzę z róż­nych dzie­dzin medy­cy­ny. Nie bez powo­du teraz, aby zostać pie­lę­gniar­ką trze­ba ukoń­czyć 3‑letnie stu­dia i odbyć tysią­ce godzin prak­tyk na róż­nych oddzia­łach szpi­tal­nych, w Domach Pomo­cy Spo­łecz­nej i przy­chod­niach. Wyda­je mi się, że zawód pie­lę­gniar­ki był­by doce­nia­ny, gdy­by ludzie wie­dzie­li, jak to wyglą­da od kuch­ni. Rozu­miem też, że pie­lę­gniar­ki nie są świę­te, myślę, że każ­dy z nas cho­ciaż raz tra­fił na opry­skli­wą pigu­łę, któ­ra zaszła nam za skó­rę, ale rozu­miem też, że win­ne temu może być wypa­le­nie zawo­do­we, któ­re jest nie­ste­ty bar­dzo powszech­ne. I wca­le mnie to nie dzi­wi, bo ten zawód bywa rów­nież bar­dzo niewdzięczny.

Bar­dzo dzię­ku­je­my Ci za poświę­co­ny czas, to była bar­dzo inspi­ru­ją­ca rozmowa.

 

Ja rów­nież dzię­ku­ję. Cie­szę się, że mia­łam moż­li­wość opo­wie­dze­nia o tym wszystkim.