Przejdź do treści

“Upiorne” atrakcje województwa świętokrzyskiego — Słowiańskie Bajduły

Autor­ki: Karo­li­na Cebu­la i Klau­dia Rząd (redak­tor­ka radia “Frasz­ka”)

Legen­dy świę­to­krzy­skie, prze­ka­zy­wa­ne z poko­le­nia na poko­le­nie, są cen­nym dzie­dzic­twem kul­tu­ro­wym i spo­łecz­nym. Sta­no­wią nie tyl­ko zbiór fan­ta­stycz­nych opo­wie­ści, ale tak­że uka­zu­ją histo­rię i tra­dy­cje regionu. 

Sło­wiań­skie Baj­du­ły umoż­li­wia­ją pozna­nie i zgłę­bie­nie histo­rii regio­nu w przy­stęp­ny – i zara­zem peł­ny emo­cji — spo­sób. Pod­czas magicz­ne­go, insce­ni­zo­wa­ne­go spa­ce­ru, uczest­ni­cy mogą spo­tkać sło­wiań­skie­go demo­na – Połu­dni­cę, Babę Jagę, Bogi­nię Mokosz, a tak­że uro­czą Rusał­kę. Wię­cej o orga­ni­zo­wa­nym wyda­rze­niu opo­wie Pani Jadwi­ga Gawior:

Karo­li­na: Dzień dobry, jest z nami Pani Jadwi­ga Gawior. Na począ­tek popro­si­ła­bym o powie­dze­nie tro­chę na swój temat, a tak­że o tym czym są Sło­wiań­skie Baj­du­ły?

Jadwi­ga: Dzień dobry, witam Pań­stwa ser­decz­nie. Nazy­wam się Jadwi­ga Gawior, jestem prze­wod­ni­kiem świę­to­krzy­skim, pra­cow­ni­kiem biu­ra tury­stycz­ne­go Avia­to­ur, a tak­że twór­cą atrak­cji tury­stycz­nej o nazwie Sło­wiań­skie Baj­du­ły. Sło­wiań­skie Baj­du­ły mają już jakieś 6 lat, powsta­ły w 2017 roku. To jest taki wyjąt­ko­wy, magicz­ny, insce­ni­zo­wa­ny spa­cer z pochod­nia­mi, któ­ry reali­zu­je­my na tere­nie woje­wódz­twa świę­to­krzy­skie­go. Jest on inspi­ro­wa­ny legen­da­mi świę­to­krzy­ski­mi, a tak­że sło­wiań­ską mito­lo­gią, któ­rej wie­le źró­deł mamy na tere­nie nasze­go województwa. 

Karo­li­na: A jak wyglą­da­ły Pani począt­ki jako prze­wod­nik tere­no­wy, tak­że jak wyglą­da­ły począt­ki Sło­wiań­skich Baj­duł?

Jadwi­ga: Prze­wod­ni­kiem jestem już od wie­lu lat. Zaczę­łam swo­ją przy­go­dę, taką tury­stycz­ną, prze­wod­nic­ką, jesz­cze pod­czas stu­diów. Byłam na trze­cim roku stu­diów, kie­dy wpadł mi do gło­wy pomysł, aby zająć się pra­cą w tury­sty­ce. I na trze­cim roku stu­diów poszłam do PTTK, gdzie zapi­sa­łam się na kurs tury­stycz­ny. Rok póź­niej mia­łam już upraw­nie­nia, mogłam opro­wa­dzać wte­dy tury­stów — i tak zaczę­ła się moja przy­go­da z prze­wod­nic­twem po całym regio­nie świę­to­krzy­skim. Potem zmie­ni­łam tro­szecz­kę miej­sce zamiesz­ka­nia, wypro­wa­dzi­łam się do Kra­ko­wa, ale w trak­cie jed­nak ta miłość do regio­nu świę­to­krzy­skie­go spo­wo­do­wa­ła, że zde­cy­do­wa­łam się tutaj wró­cić. Wte­dy już w mojej gło­wie poja­wił się pomysł na Sło­wiań­skie Baj­du­ły. Co naj­za­baw­niej­sze, nie powstał tutaj w naszym regio­nie w Górach Świę­to­krzy­skich, ale poja­wił się na Pod­la­siu. Tam uczest­ni­czy­łam w wese­lu dla mojej naj­bliż­szej rodzi­ny i zamiast popra­win zosta­łam zapro­szo­na na Szwę­dacz­ki Supra­skie. To jest taki insce­ni­zo­wa­ny spa­cer, zwie­dza­nie Supra­śla z zapa­lo­ny­mi pochod­nia­mi. W mojej gło­wie, będąc już wte­dy prze­wod­ni­kiem, zaczę­ło się poja­wiać pyta­nie. Jak to moż­li­we, że my tutaj w regio­nie świę­to­krzy­skim, owia­nym legen­da­mi, baśnia­mi o cza­row­ni­cach, nie mamy takich atrak­cji? I tak się też zało­ży­ło, że wte­dy poja­wi­ła się na ryn­ku książ­ka Kata­rzy­ny Bare­ni­ki Misz­czuk. To był cykl Kwiat Papro­ci, pierw­sza książ­ka o tytu­le Szep­tu­cha, gdzie uka­za­ły się nawią­za­nia do daw­nych wie­rzeń sło­wiań­skich. Połą­czy­ło mi się to wte­dy w jed­ną całość – i w mojej gło­wie poja­wi­ła się ta atrak­cja, Sło­wiań­skie Baj­du­ły, czy­li insce­ni­zo­wa­ny spa­cer, nawią­zu­ją­cy do daw­nych wie­rzeń, do kul­tów pra­daw­nych, któ­rym odda­wa­no cześć, na przy­kład na Łysej Górze w połą­cze­niu z tą magią, baśnia­mi o świę­to­krzy­skich czarownicach.

Klau­dia: Jeśli cho­dzi o te legen­dy, o któ­rych wcze­śniej Pani wspo­mi­na­ła, to czy może Pani jakąś przy­to­czyć – taką, na któ­rej pod­sta­wie odby­wa­ją się takie spotkania?

Jadwi­ga: Myślę, że naj­słyn­niej­szą legen­dą jest legen­da o saba­cie cza­row­nic na Łysej Górze i dia­bel­skim kamie­niu. Kie­dy idę z wyciecz­ka­mi, z dzie­cia­ka­mi, a tak­że z doro­sły­mi na goło­bo­rza, czę­sto pyta­ją: „Pro­szę Pani, a czy ktoś przy­wiózł te wywrot­ki, te kupy kamie­ni?”. Oka­zu­je się, że jest to wszyst­ko spraw­ką cza­row­nic. One od wie­ków uczto­wa­ły na szczy­cie Łysej Góry, dzi­siaj nazy­wa­nej Świę­tym Krzy­żem, ale kie­dy powstał tam klasz­tor, nie były zado­wo­lo­ne. Miej­sce poświę­co­ne, miej­sce kul­tu, piel­grzym­ki, dla­te­go też wraz z dia­bła­mi posta­no­wi­ły to miej­sce znisz­czyć. Wymy­śli­ły, że przez jaski­nię Pie­kło, nie­da­le­ko Chę­cin, wycią­gną naj­więk­szy głaz, jaki tyl­ko znaj­dą na dnie pie­kła i zrzu­cą go na klasz­tor na Świę­tym Krzy­żu. Nie­ste­ty plan się nie powiódł, kamień upadł na górę Klo­nów­kę w Paśmie Masłow­skim, ale dia­bły z cza­row­ni­ca­mi dalej drą­ży­ły i wymy­śla­ły spo­so­by na znisz­cze­nie klasz­to­ru na Świę­tym Krzy­żu. No i wpa­dły na pomysł, że naj­le­piej będzie te kamie­nie z dna pie­kła zapa­ko­wać w wiel­kie prze­ście­ra­dło i zrzu­cić to wszyst­ko na Świę­ty Krzyż. Jak wymy­śli­ły, tak też zro­bi­ły. Nocą pod osło­ną ciem­no­ści, zapa­ko­wa­ły kamie­nie w wiel­kie prze­ście­ra­dło i lecą w kie­run­ku Świę­te­go Krzy­ża. Nie­ste­ty kur zapiał, poja­wi­ły się pierw­sze pro­mie­nie sło­necz­ne na nie­bie; dia­bły prze­ra­żo­ne, cza­row­ni­ce prze­ra­żo­ne, upu­ści­ły tę płach­tę z kamie­nia­mi, któ­re roz­sy­pa­ły się u pod­nó­ża Świę­te­go Krzy­ża. W ten spo­sób powsta­ło malow­ni­cze goło­bo­rze, ale też, dla­te­go opo­wia­da się o saba­tach cza­row­nic, zlo­tach na Łysej Górze. Ja sły­sza­łam, że do tej pory się zla­tu­ją, więc dzi­siej­sze miej­sce chrze­ści­jań­skie w niczym im nie przeszkadza.

Klau­dia: Dla mnie brzmi to nie­co prze­ra­ża­ją­co, dla­te­go jestem cie­ka­wa, czym róż­nią się spo­tka­nia z dzieć­mi, a dorosłymi?

Jadwi­ga: My woli­my spo­tka­nia z doro­sły­mi, dla­te­go że może­my puścić wodzę fan­ta­zji, nie musi­my się krę­po­wać, ale dosto­so­wu­je­my naszą atrak­cję tak­że do odbior­cy w innym wie­ku – do dzie­ci i mło­dzie­ży. Wte­dy sku­pia­my się bar­dziej na opo­wie­ściach, na legen­dach. Prze­ka­zu­je­my im też dużą por­cję wie­dzy, ale w bar­dziej taki spo­koj­ny, sto­no­wa­ny spo­sób.
Doro­śli, no to wia­do­mo, może­my pozwo­lić sobie na żar­ty, róż­ne uwa­gi, aneg­do­ty. Wte­dy też wcho­dzi­my w taką głę­bo­ką inte­rak­cję z dorosłymi. 

Karo­li­na: Wła­śnie mia­łam zapy­tać, czy dzie­cia­ki nie boją się szka­rad, któ­re uczest­ni­czą w wydarzeniach?

Jadwi­ga: Tak, bo też nie wspo­mnie­li­śmy o tym, czym jest tak napraw­dę ten insce­ni­zo­wa­ny spa­cer. My nawią­zu­je­my do legend, do daw­nych wie­rzeń i pod­czas tego spa­ce­ru z pochod­nia­mi – noc, ciem­ność, las, jakieś zadrze­wie­nia, łąki – i w takim magicz­nym, ale też mrocz­nym kli­ma­cie zabie­ra­my ludzi na spa­cer z opo­wie­ścia­mi o daw­nych wie­rze­niach, ale nie tyl­ko o wie­rze­niach, opo­wia­da­my o kul­tu­rze, o zwy­cza­jach ludo­wych. Włą­cza­my w to róż­ne takie wąt­ki edu­ka­cyj­ne. Pod­czas tego spa­ce­ru poja­wia­ją się róż­ne sło­wiań­skie posta­cie.
Jest demon taki jak Połu­dni­ca, Rusał­ka, słyn­na Baba Jaga, a tak­że bogi­ni Mokosz. Zabie­ra­jąc dzie­ci, czy doro­słych, to nasz spo­sób prze­ka­zu dosto­so­wu­je­my do wie­ku. Jest Połu­dni­ca – upior­na, strasz­na i wia­do­mo, że kie­dy chce­my prze­stra­szyć doro­słych, to będzie­my to robić z więk­szą inten­syw­no­ścią. Do dzie­ci sta­ra­my się wyjść spo­koj­nie, bez krzy­ków, czy na przy­kład nie cha­rak­te­ry­zu­je­my się tak moc­no. Baba Jaga nie zakła­da maski z wiel­kim nosem, tyl­ko ma lek­ki maki­jaż, tak żeby nie prze­stra­szyć dzie­ci; z doro­sły­mi pozwa­la­my sobie na dużo więcej.

Klau­dia: A czy zda­rzy­ły się sytu­acje, kie­dy dziec­ko lub doro­sły, na tyle się prze­stra­szy­li, że trze­ba było zakoń­czyć spotkanie?

Jadwi­ga: Tak, zda­rzy­ło nam się coś takie­go. Zasta­na­wiam się, czy to nie była kwe­stia miej­sca. Może też i gru­py. My z regu­ły już po wie­lu latach doświad­cze­nia ze Sło­wiań­ski­mi Baj­du­ła­mi nie zabie­ra­my na spa­ce­ry dzie­ci młod­szych niż czwar­ta kla­sa, czy­li mniej wię­cej 12 lat. Ale zda­rzy­ło nam się, że dzie­ci po pro­stu wza­jem­nie się nakrę­ca­ły. Nie wyni­ka­ło to z naszej gry aktor­skiej czy nasze­go prze­ka­zy­wa­nia wie­dzy. Tyl­ko ktoś sobie po pro­stu coś dopo­wie­dział. Dzie­ci mają teraz dostęp do wie­lu mediów i coś im się sko­ja­rzy­ło, po pro­stu. Jed­no, dru­gie zaczę­ło nakrę­cać i w trak­cie musie­li­śmy prze­rwać, bo nastą­pi­ła taka spi­ra­la stra­chu, że bali­śmy się co z tego dalej wynik­nie. Przy doro­słych też się zda­rza­ło, że stop­niu­je­my emo­cje. Taką pierw­szą posta­cią, któ­rą spo­ty­ka­ją jest Połu­dni­ca. Ci ludzie, któ­rych zabie­ra­my na spa­ce­ry, nie wie­dzą, co ich tam spo­tka. Jest noc, ciem­no, zapa­lo­ne pochod­nie. Ja opo­wia­dam spo­koj­nym gło­sem, a tu nagle ktoś wpa­da, krzy­czy, z sier­pem, wyma­lo­wa­ny. Jed­na pani tak się prze­stra­szy­ła, że kop­nę­ła naszą połu­dni­cę w brzuch. 

Karo­li­na: A w jaką postać się Pani naj­czę­ściej wcie­la?

Jadwi­ga: Ja pro­wa­dzę Sło­wiań­skie Baj­du­ły. Od począt­ku do koń­ca spo­ty­kam się z gru­pą w miej­scu usta­lo­nym – pod hote­lem, czy w jakimś innym miej­scu i wcie­lam się w rolę takiej sło­wiań­skiej zie­lar­ki, któ­ra prze­pro­wa­dza przez cały ten świat wie­rzeń, tra­dy­cji, obyczaju.

Karo­li­na: Jak czę­sto są orga­ni­zo­wa­ne te wyda­rze­nia? Czy musi się zebrać okre­ślo­na gru­pa? Czy jest to wyda­rze­nie orga­ni­zo­wa­ne cyklicz­nie?

Jadwi­ga: Sło­wiań­skie Baj­du­ły orga­ni­zu­je­my głów­nie dla grup zor­ga­ni­zo­wa­nych. To są gru­py, któ­re przy­jeż­dża­ją tutaj na wyciecz­ki w Góry Świę­to­krzy­skie, zwie­dza­ją region, a dodat­ko­wo, wie­czo­ra­mi, decy­du­ją się jesz­cze na taką atrak­cję. W 95% są to gru­py zor­ga­ni­zo­wa­ne. Orga­ni­zu­je­my też even­ty dla tury­stów indy­wi­du­al­nych – zapla­no­wa­li­śmy taką impre­zę w Majów­kę, 1 maja, razem z Win­ni­cą Zło­ta Wieś na Poni­dziu. Stwo­rzy­li­śmy pakiet Wino, Baj­du­ły i Śpiew. Myślę, że poczu­li­śmy do sie­bie taką więź z Win­ni­cą Zło­ta Wieś, ale też i nasi goście, tury­ści wyczu­li, że to będzie coś faj­ne­go. Mamy bar­dzo pozy­tyw­ny odbiór i dużo chęt­nych na tę impre­zę. Sta­ra­my się robić takie even­ty dla tury­stów indy­wi­du­al­nych, dopa­so­wu­jąc je do kalen­da­rza świąt. Nie tyl­ko sło­wiań­skich, takich jak np. Noc Kupa­ły, ale dopa­su­je­my je, np. pod Majów­kę, pod Dzień Kobiet. Wymy­śla­my nowe sce­na­riu­sze, pie­śni, przy­śpiew­ki, opo­wie­ści, któ­re by tema­tem paso­wa­ły do aktu­al­ne­go wydarzenia.

Karo­li­na: Jako że zakoń­czy­li­śmy nie­daw­no okres wiel­ka­noc­ny, to może opo­wie Pani coś na temat tra­dy­cji, wie­rzeń zwią­za­nych z obcho­da­mi Świąt Wiel­ka­noc­nych? Jak to wygląda?

Jadwi­ga: Oczy­wi­ście, że jaj­ka, malo­wa­ne pisan­ki wywo­dzą się z tych daw­nych, przed­chrze­ści­jań­skich tra­dy­cji. Jajo to nie tyl­ko sym­bol życia w chrze­ści­jań­stwie, ale tak­że i sym­bol sło­wiań­ski; kro­pie­nie się wodą, tak­że wią­że się z takim bło­go­sła­wień­stwem, na szczę­ście. To nie tyl­ko są zwy­cza­je zwią­za­ne z chrze­ści­jań­ski­mi świę­ta­mi. One wszyst­kie w więk­szo­ści mają swo­ją tra­dy­cję i korze­nie w tych daw­nych wie­rze­niach sło­wiań­skich. Przed­chrze­ści­jań­skich, bo wie­rze­nia sło­wiań­skie z kolei wywo­dzą się z wcze­śniej­szych wie­rzeń. To wszyst­ko jest taki ciąg przy­czy­no­wo skutkowy. 

Klau­dia: A czy są jakieś gru­py albo jed­nost­ki, któ­re powra­ca­ją wła­śnie w to miej­sce, żeby prze­żyć to jesz­cze raz?

Jadwi­ga: Zda­rza­ją nam się takie oso­by. Mamy biu­ra, któ­re z nami współ­pra­cu­ją w zasa­dzie od począt­ku Sło­wiań­skich Baj­duł, kie­dy one powsta­ły na ryn­ku świę­to­krzy­skim. Wra­ca­ją do nas z kolej­ny­mi gru­pa­mi, bo wie­dzą, że jest to dobry pro­dukt tury­stycz­ny i chęt­nie wra­ca­ją, żeby się z nami spo­tkać. Są tury­ści indy­wi­du­al­ni, któ­rzy mimo tego, że raz, dru­gi, trze­ci byli na Baj­du­łach, to cały czas chcą się z nami spo­ty­kać, żeby prze­żyć to jesz­cze raz. Mogę powie­dzieć, że Sło­wiań­skie Baj­du­ły nigdy nie wyglą­da­ją tak samo. Zazwy­czaj wpla­ta­my w to róż­ne wąt­ki, róż­ne opo­wie­ści, ale też każ­da gru­pa ma taką swo­ją ener­gię. Każ­da gru­pa prze­ka­zu­je nam inne war­to­ści, inne sło­wa, róż­ne aneg­dot­ki, któ­re może­my wyko­rzy­stać, wcho­dząc z nimi w inte­rak­cję. I to czy­ni Baj­du­ły takim pro­duk­tem żywym. Za każ­dym razem jest to coś innego.

Karo­li­na: W jaki spo­sób naro­dzi­ła się nazwa Sło­wiań­skie Baj­du­ły?

Jadwi­ga: Kie­dy poja­wi­ły się Baj­du­ły na ryn­ku, musie­li­śmy wymy­śleć jakąś nazwę. To taki łut szczę­ścia. Nazwa jest dwu­czło­no­wa. Sło­wiań­skie odno­si się do tema­tu, w jakim się obra­ca­my, czy­li do daw­nych wie­rzeń, do kul­tu, do tych miejsc przed­chrze­ści­jań­skich, któ­re mamy na tere­nie Gór Świę­to­krzy­skich, takich jak Łysa Góra, Góra Dobrze­szow­ska. Nawią­zu­je­my do tra­dy­cji i chce­my mieć misję, może tro­szecz­kę edu­ka­cyj­ną. Ale z dru­giej stro­ny mówi­my sło­wo baj­du­ły. Sło­wiań­skie Baj­du­ły. Czy­li mówi­my o tym, że to jest coś takie­go nie­re­al­ne­go, baśnio­we­go, nie­rze­czy­wi­ste­go. Z jed­nej stro­ny edu­ku­je­my, chce­my wię­cej prze­ka­zać o naszym regio­nie, o tra­dy­cjach, o wie­rze­niach, ale z dru­giej stro­ny ubie­ra­my to w taką baśnio­wą otocz­kę, któ­ra do koń­ca nie jest rze­czy­wi­sta. Cza­sem może­my nagiąć jakąś rze­czy­wi­stość, żeby paso­wa­ła do nasze­go sce­na­riu­sza – czę­sto tury­ści mnie pyta­ją, a czy tak napraw­dę było? W ogó­le kul­tu­ra sło­wiań­ska jest trud­na do opi­sa­nia, bo nie zacho­wa­ły nam się żad­ne mate­ria­ły źró­dło­we, żebym mogła na 100% powie­dzieć, że tak było napraw­dę. Więk­szość to jest domy­słów naukow­ców. Stąd wła­śnie ten człon Baj­du­ły. Jest to coś takie­go wymy­ślo­ne­go, nie­rze­czy­wi­ste­go, dopi­sa­ne­go do tego produktu.

Klau­dia: A jeśli cho­dzi o przy­go­to­wa­nia do poszcze­gól­nych spo­tkań, jak dłu­go one trwa­ją? I jak to się róż­ni od tego, kie­dy powsta­ły Sło­wiań­skie Baj­du­ły, a teraz? Czy te przy­go­to­wa­nia są szyb­sze, czy jed­nak wyglą­da­ją tak samo?

Jadwi­ga: Myślę, że na pew­no nabra­li­śmy dużej wpra­wy. Wie­cie, to jest w ogó­le zabaw­ne, jak to wszyst­ko wyglą­da. Baj­du­ły odby­wa­ją się w nocy. Tury­ści sobie gdzieś tam cze­ka­ją, mają impre­zę, jedzą kola­cję w hote­lu, są czy­ści, ład­nie ubra­ni, zakła­da­ją buty, kur­tecz­ki. A my w tym cza­sie sie­dzi­my w lesie, malu­je­my się, ubie­ra­my te nasze stro­je sło­wiań­skie, wian­ki. I to wszyst­ko się odby­wa w kon­spi­ra­cji – tak, żeby nikt nas nie zoba­czył, nikt się nie dowie­dział. To wszyst­ko ma być w tajem­ni­cy, żeby oni mie­li jak naj­więk­szą daw­kę wra­żeń. Jest śmiesz­nie, kie­dy się malu­je­my wła­śnie przy zapa­lo­nej jakiejś małej lata­recz­ce, żeby dobrze wyglą­dać. Na pew­no jest to dużo szyb­sze niż kil­ka lat temu. Mamy już bar­dzo zgra­ny zespół. Dołą­czy­li do nas bar­dzo faj­ni ludzie z dużą wie­dzą, z wie­lo­ma talen­ta­mi, któ­re wno­szą też dużo rze­czy pozy­tyw­nych. Na przy­kład, moja kole­żan­ka Basia, któ­ra kie­dyś śpie­wa­ła w zespo­le wesel­nym – jej pięk­ny, dono­śny głos może­my wyko­rzy­sty­wać pod­czas Baj­duł. To powo­du­je też, że Baj­du­ły się zmie­nia­ją i dla­te­go ludzie chęt­nie potem przy­jeż­dża­ją. To jest po pro­stu zabaw­ne, gdy przy­go­to­wu­je­my po ciem­ku. Czę­sto ludzie pyta­ją czy są z nami tutaj nasi mężo­wie? Nie­moż­li­we, żeby­śmy my dziew­czy­ny same w tym lesie tam sie­dzia­ły i się ukry­wa­ły. Mamy też bli­skie spo­tka­nia trze­cie­go stop­nia z dzi­ki­mi zwie­rzę­ta­mi, na przy­kład z dzi­kiem, z jakimś dzi­kim psem. 

Klau­dia: A czy zda­rzy­ły się jakieś nie­bez­piecz­ne sytu­acje z dzi­ki­mi zwierzętami? 

Jadwi­ga: Nie, nie­bez­piecz­ne może nie. Prze­stra­szy­li­śmy się, ale nie były to takie nie­bez­piecz­ne sytu­acje, któ­re by zagra­ża­ły nasze­mu zdrowiu. 

Klau­dia: A ile osób znaj­du­je się w zespo­le wła­śnie Sło­wiań­skich Baj­duł?

Jadwi­ga: Na sta­łe, osób, posta­ci, któ­re zawsze bio­rą udział jest pięć. Jed­na oso­ba się dublu­je, dla­te­go też zawsze na Sło­wiań­skich Baj­du­łach jest czte­rech akto­rów. Pięć posta­ci się poja­wia, ale jest to czte­rech aktorów. 

Karo­li­na: Jak wyglą­da to dublo­wa­nie się? Jed­na oso­ba gra dwie postacie? 

Jadwi­ga: Tak, tak. Jed­na oso­ba gra dwie posta­cie – i to skraj­nie róż­ne. Jed­na jest prze­ra­ża­ją­ca, poja­wia się z krzy­kiem, a dru­ga jest taka sub­tel­na, deli­kat­na. Kie­dy pro­jek­to­wa­łam naszą atrak­cję, musia­łam wziąć pod uwa­gę to, że w pew­nym momen­cie te emo­cje się­gną zeni­tu, że ludzie będą prze­ra­że­ni, cza­sa­mi w eufo­rii. I ostat­nia postać, któ­ra się poja­wia, musi te emo­cje wyci­szyć. Dzie­ci, noc, one się będą kła­dły do łóż­ka, też dla­te­go chcia­łam, żeby ta ostat­nia postać była taka sub­tel­na, deli­kat­na, żeby te wszyst­kie uczu­cia potem wywa­ży­ła, uspokoiła. 

Karo­li­na: Jak duże są gru­py, któ­re bio­rą udział w wydarzeniu?

Jadwi­ga: Stan­dar­do­we gru­py to wła­śnie takie gru­py auto­ka­ro­we, czy­li oko­ło 40 osób. Ale dziś na przy­kład potwier­dzi­łam rezer­wa­cję naszej usłu­gi dla gru­py 13 osób. Zda­rza­ło nam się, że cza­ro­wa­li­śmy też dla mini-grup­ki 6 osób, ale mie­li­śmy też hard­ko­ro­wą gru­pę 80. My lubi­my takie gru­py do 40–45 osób, bo wte­dy jeste­śmy w sta­nie wejść z każ­dym w inte­rak­cję. Wszy­scy nas sły­szą, widzą i mogą prze­żyć wszyst­kie emo­cje, któ­re chce­my im zapew­nić. Więk­sze gru­py już tego nie doświad­czą. Wte­dy się roz­pra­sza­ją, nie sły­szą. Mniej­sze gru­py są sym­pa­tycz­ne, bo wte­dy może­my wejść w inte­rak­cję, opo­wia­da­my sobie róż­ne histo­ryj­ki. Inni nam prze­ka­zu­ją swo­ją wie­dzę, aneg­do­ty i to wte­dy ma też taką dwu­wy­mia­ro­wość. Czer­pie­my od sie­bie nawzajem. 

Klau­dia: A tutaj pani wspo­mi­na­ła wła­śnie, że te spo­tka­nia odby­wa­ją się w nocy. A czy były jakieś spe­cjal­ne życze­nia, aby spo­tka­nie odby­ło się w dzień?

Jadwi­ga: Tak, tak. Też mamy takie gru­py. To czę­sto na przy­kład wią­że się z cza­sem pra­cy kie­row­cy, któ­ry na przy­kład nie może wyje­chać już auto­ka­rem z hote­lu i pod­wieźć gru­py w umó­wio­ne miej­sce. I wte­dy też uma­wia­my się w dzień. Tra­ci to tro­szecz­kę na uro­ku, bo nie ma tej magicz­nej otocz­ki, tej ciem­no­ści, zapa­lo­nych pochod­ni. Ale oczy­wi­ście takie rze­czy nam się zda­rza­ją. Takie sytu­acje zda­rza­ją się w trak­cie brzyd­kiej pogo­dy, kie­dy pada deszcz. Wte­dy uma­wia­my się na przy­kład we wia­cie gril­lo­wej, w jakimś innym zada­szo­nym miej­scu. Zda­rza­ło nam się, że po pro­stu w pen­sjo­na­cie – tak, na takiej sali obia­do­wej robi­li­śmy Baj­du­ły. Zda­rza­ło nam się, że zosta­li­śmy zapro­sze­ni, aby prze­pro­wa­dzić Baj­du­ły, tyl­ko w innej for­mie. Na przy­kład dla przed­szko­la­ków była to for­ma zaba­wy andrzej­ko­wej. Jeste­śmy ela­stycz­ni i dopa­so­wu­je­my się do naszych klientów.

Klau­dia: Ile cza­su trwa jed­no spotkanie?

Jadwi­ga: Jeden spek­takl trwa pół­to­rej godzi­ny, cho­ciaż zda­rza­ją się sza­lo­ne gru­py, któ­re z nami tań­czą i śpie­wa­ją, to do dwóch godzin przyciągamy.

Klau­dia: A czy nikt nigdy się nie zgu­bił, jeże­li była to nawet gru­pa liczą­ca 80 osób? Czy w takim popło­chu, stra­chu, nikt nigdy się nie zgubił?

Jadwi­ga: Zawsze mówię mojej gru­pie, że może tak się zda­rzyć, że nie wszy­scy wró­cą w kom­ple­cie. Ale jed­nak nie, wszy­scy wró­ci­li. Nie mie­li­śmy takich przy­gód. Cho­ciaż powiem Wam, że nasze posta­cie, bar­dzo się wczu­wa­ją. Gdy ktoś dołą­cza do nasze­go zespo­łu, to po pro­stu przej­mu­je tą postać, jej cechy cha­rak­te­ru i łączy się z nią. A potem czę­sto prze­no­si wyuczo­ne zacho­wa­nia na swo­je życie oso­bi­ste. Mie­li­śmy bar­dzo uro­czą Rusał­kę. No i z tą Rusał­ką nam cza­sem ginę­li pano­wie. Potem wra­ca­li, ale na jakiś czas gdzieś tam byli tak otu­ma­nie­ni, zauro­cze­ni jej wyglą­dem i opo­wie­ścia­mi, że zawsze musie­li na koń­cu zostać i posłu­chać jeszcze.

Klau­dia: Jak Pani łączy obie pra­ce? Czy znaj­du­je Pani czas i z któ­rej pra­cy czer­pie Pani więk­szą przyjemność?

Jadwi­ga: Powiem Wam, że moja pra­ca jest taka wie­lo­skład­ni­ko­wa. Wszyst­ko to dzie­je się w ramach biu­ra, dla któ­re­go pra­cu­ję. To jest biu­ro tury­stycz­ne Avia­to­ur. Ja dla tego biu­ra zaj­mu­ję się całą orga­ni­za­cją wycie­czek, kra­jo­wych i zagra­nicz­nych. Oprócz tego sama opro­wa­dzam wyciecz­ki po całym regio­nie świę­to­krzy­skim. No i oprócz tego mam jesz­cze Sło­wiań­skie Baj­du­ły. Nie jest to łatwa pra­ca, bo tych obo­wiąz­ków, tych zajęć jest dużo. Ale wcho­dze­nie w tę rolę, tej Mści­sła­wy, bo tak się nazy­wa moja boha­ter­ka, tej zie­lar­ki – kon­tak­ty z ludź­mi, inte­rak­cje, one wyna­gra­dza­ją mi cały trud, całe zmę­cze­nie. To jest super pra­ca. Jak zapo­mnę o tym, że mam jesz­cze mnó­stwo maili do napi­sa­nia i przy­go­to­wa­nia mnó­stwo pro­gra­mów, to nie robi to na mnie więk­sze­go wra­że­nia. Świet­ne jest to, że moż­na się spo­ty­kać z ludź­mi, słu­chać tych opo­wie­ści i patrzeć jak ta atrak­cja spra­wia im wiel­ką radość. Słu­chać potem podzię­ko­wań, słu­chać tego, że to jest świet­ny pro­dukt, że powin­ni­śmy wszyst­kie dzie­ci ze wszyst­kich szkół na to zabie­rać, bo to jest taka daw­ka wie­dzy o naszej kul­tu­rze i prze­szło­ści. I to bar­dzo budu­je, zapew­nia bar­dzo dużą satysfakcję. 

Karo­li­na: Czy poza Sło­wiań­ski­mi Baj­du­ła­mi jest jakieś miej­sce, w któ­rym naj­bar­dziej lubi pani opro­wa­dzać?

Jadwi­ga: Opro­wa­dzam po całym woje­wódz­twie świę­to­krzy­skim. I czy jest takie miej­sce, któ­re ja wyjąt­ko­wo lubię? Trud­no mi powie­dzieć, czy jest jakieś takie naj­bar­dziej ulu­bio­ne, bo tych miejsc jest tak dużo. Z przy­jem­no­ścią zabie­ram gru­pę do moje­go rodzin­ne­go Wąchoc­ka – i wie­cie, to też jest takie tro­chę baj­ko­we. Tutaj opo­wie­ści o cza­row­ni­cach, tam zno­wu o soł­ty­sach. I też moż­na puścić wodze fan­ta­zji. Lubię też opro­wa­dzać tury­stów po San­do­mie­rzu. Tam jest mnó­stwo cie­ka­wych pere­łek. Lubię zabie­rać tury­stów do Oblę­gor­ka, bo tury­ści, któ­rzy zwie­dza­ją Pałac Hen­ry­ka Sien­kie­wi­cza, nie zda­ją sobie spra­wy, że w pobli­żu są pięk­ne les­so­we wąwo­zy, po któ­rych moż­na spa­ce­ro­wać. Lubię budzić to zasko­cze­nie w tych moich tury­stach, gościach.

Klau­dia: W takim razie my bar­dzo dzię­ku­je­my Pani za wywiad. Mam nadzie­ję, że jesz­cze się kie­dyś spo­tka­my, może wła­śnie pod­czas takie­go wywia­du. Myślę, że temat został wyczer­pa­ny, cho­ciaż zapew­ne jesz­cze wie­le pytań naro­dzi się po spotkaniu.

 

Dzię­ku­je­my bar­dzo za udzie­le­nie wywiadu.