Przejdź do treści

W teatrze życia codziennego

Autor: Patry­cja Rodak

Lubi, nie lubi, lubi, nie lubi… lubi! Pamię­tasz wró­że­nie z płat­ków kwiat­ka? Te cza­sy już minę­ły. Nie trze­ba już pytać. Teraz wir­tu­al­ne dowo­dy sym­pa­tii same spły­wa­ją do Cie­bie w posta­ci laj­ków ze wszyst­kich por­ta­li spo­łecz­no­ścio­wych. Por­ta­li, któ­re w dzi­siej­szych cza­sach gra­ją fun­da­men­tal­ną rolę w naszym życiu.

O! A pamię­tasz zeszyt „zło­tych myśli” – za cza­sów szkol­nych był to praw­dzi­wy hit. Nie wypie­raj się! Na pew­no taki mia­łeś lub choć raz sam się komuś do nie­go wpi­sy­wa­łeś. Była to swo­ista kar­to­te­ka zna­jo­mych. „Kie­dy się uro­dzi­łeś? Kto Ci się podo­ba? Nary­suj mi coś! Napisz mi wier­szyk! A może opisz nasze naj­lep­sze wspo­mnie­nie? POWIEDZ MI O SOBIE WSZYSTKO!” 

Współ­cze­sna hege­mo­nia wir­tu­al­nej rze­czy­wi­sto­ści prze­su­nę­ła świa­tło reflek­to­ra na nas samych. Erving Gof­f­man, ame­ry­kań­ski socjo­log i pisarz, wpro­wa­dza poję­cie „teatru życia codzien­ne­go” — teatru, któ­re­go nie odwie­dza­my tyl­ko po to, by oglą­dać, ale przede wszyst­kim po to, by grać. Jego kon­cep­cja ide­al­nie wpa­so­wu­je się w realia mediów spo­łecz­no­ścio­wych — nasze pro­fi­le to „sce­na”, a nasi zna­jo­mi i obser­wa­to­rzy – „widow­nia”. Na sce­nie cza­sem nie war­to impro­wi­zo­wać, ponie­waż nie­od­po­wied­nie gro­no widzów może chęt­nie utrwa­lić nasze (nie)udane „wystę­py” (ach te scre­en­sho­oty) i prze­ka­zać je dalej.

Akt pierw­szy: „Luste­recz­ko powiedz prze­cie, kto jest naj­pięk­niej­szy w świecie?”

Jak wyka­za­ło bada­nie pol­skich bada­czy, Paw­ła Izdeb­skie­go i Mar­ty­ny Kotyś­ko, im sil­niej „pro­fi­lów­ka” eks­po­nu­je wybra­ny aspekt nasze­go wyglą­du zewnętrz­ne­go (np. usta, oczy), tym więk­sze skłon­no­ści nar­cy­stycz­ne ma publi­ku­ją­cy, a licz­ba zebra­nych pod postem lub zdję­ciem laj­ków warun­ku­je spo­sób, w jaki ta oso­ba będzie postrze­gać samą sie­bie. Opi­nia innych ludzi zadzia­ła jak zwier­cia­dło — będzie­my się w niej prze­glą­dać jak w tafli lustra i na jej pod­sta­wie budo­wać samo­oce­nę. Sym­bo­lem w tym przy­pad­ku będą oczy­wi­ście wszel­kie wizu­al­ne reak­cje — laj­ki, super­ki. Ich wysyp zadzia­ła jako zachwyt ludzi nad nami — sko­ro 300 osób dało łap­kę w górę to chy­ba jest w nas coś nie­sa­mo­wi­te­go i nadzwyczajnego? 

Akt dru­gi: Pro­fil mle­kiem i mio­dem płynący.

„Aktor­stwo” w mediach to nie jedy­na umie­jęt­ność, jaką musi­my posia­dać. Sko­ro jest „sce­na”, musi być też „sce­na­riusz”, któ­rym wykreu­je­my wize­ru­nek. Gof­f­man wyróż­nia kil­ka rodza­jów stra­te­gii sto­so­wa­nych w życio­wych spek­ta­klach — m.in. ide­ali­za­cję, dra­ma­ty­za­cję i dzie­le­nie publicz­no­ści. Pierw­sza stra­te­gia pole­ga — jak sama nazwa wska­zu­je — na ide­ali­za­cji oraz dosto­so­wa­niu naszej codzien­no­ści do powszech­nie mod­ne­go i akcep­to­wal­ne­go wzor­ca. W koń­cu bar­dzo przy­jem­nie oglą­da się pro­duk­tyw­nych ludzi, wsta­ją­cych o 5.00, zaczy­na­ją­cych dzień od siłow­ni, wpi­sów w dzien­ni­ku czy przy­go­to­wa­niu smo­othie i zdro­we­go śnia­da­nia. Pcha nas do tego moda na pro­duk­tyw­ność i zdro­wy styl życia. A przy­jem­nie się to oglą­da, ponie­waż jest to sil­nie moty­wu­ją­ce do dzia­ła­nia i wdro­że­nia zmian we wła­snym życiu. Stra­te­gię te nale­ży jed­nak odróż­nić od dra­ma­ty­za­cji, któ­rej isto­ta sku­pia się na dorzu­ca­niu pew­nych dodat­ko­wych ele­men­tów, dzia­ła­ją­cych na korzyść i świad­czą­cych o okre­ślo­nej cesze publi­ku­ją­ce­go. Ide­ali­za­cją jest poran­ne wyj­ście na siłow­nię, dra­ma­ty­za­cją poka­za­nie mar­ki out­fi­tu, w któ­rym ćwi­czy­my. Świad­czy to wte­dy o naszej majęt­no­ści i sta­tu­sie spo­łecz­nym. A dzie­le­nie? Dzie­li­my naszą „widow­nię” na zna­jo­mych, któ­rym chce­my to poka­zać oraz na tych, któ­rzy nie powin­ni o tym wie­dzieć. Grze­bie­my w usta­wie­niach pry­wat­no­ści i dba­my o to, aby nie­któ­rych infor­ma­cji nie uzy­skał ktoś niepowołany. 

Akt trze­ci: Powrót.

 

Wszyst­kie polu­bie­nia, któ­re zosta­wia­my w social mediach, powin­ny nieść za sobą pewien emo­cjo­nal­ny wydźwięk. Łatwo jest laj­ko­wać pod wzglę­dem tech­nicz­nym, war­to jed­nak zadać sobie pyta­nie czy w rze­czy­wi­sto­ści też tar­ga nami tyle pozy­tyw­nych odczuć, gdy ktoś poka­że nam swo­je zdję­cie albo powie to samo, co napi­sał­by w publicz­nym poście na Face­bo­oku. Czy napraw­dę wte­dy myśli­my, że „lubi­my to”? Jeśli chce­my zmie­rzyć czy­jąś sym­pa­tię wobec nas lub wyra­zić swo­ją, wysta­wia­jąc komuś rachu­nek za wir­tu­al­ne kciu­ki… Może war­to wró­cić do płat­ków kwiat­ka? W koń­cu jest wiosna.