Przejdź do treści

Recenzja filmu “Johnny”

Autor: Jakub Lipiec

   Festi­wal Pol­skich Fil­mów Fabu­lar­nych w Gdy­ni, któ­ry odbył się w dniach 12 ‑17 wrze­śnia zapo­wie­dział nie­zwy­kle cie­ka­wą jesień w pol­skich kinach. Fil­mem, któ­ry zdo­był szcze­gól­ne uzna­nie publicz­no­ści oka­zał się John­ny w reży­se­rii Danie­la Jarosz­ka opo­wia­da­ją­cy histo­rię ks. Jana Kacz­kow­skie­go. Duchow­ne­go, któ­re­go życie sta­ło się świa­dec­twem zna­nym nie tyl­ko oso­bom zwią­za­nym z tema­ty­ką religijną.

 

Kacz­kow­ski w cią­gu kil­ku­na­stu lat swo­jej posłu­gi kapłań­skiej stwo­rzył Hospi­cjum pw. św. Ojca Pio w Puc­ku, a tak­że napi­sał kil­ka ksią­żek
m.in. Sza­łu nie ma, jest rak czy Żyć aż do koń­ca. Instruk­cja obsłu­gi cho­ro­by. Pra­co­wał rów­nież jako kate­che­ta i wykła­dow­ca aka­de­mic­ki. W 2015 roku był gościem Aka­de­mii Sztuk Prze­pięk­nych orga­ni­zo­wa­nej w ramach 21. Przy­stan­ku Wood­stock. W cią­gu całe­go życia zma­gał się z dużą wadą wzro­ku i lewo­stron­nym nie­do­wła­dem. Zmarł w 2016 roku na sku­tek gle­ja­ka mózgu. 

Stwo­rze­nie fil­mu bio­gra­ficz­ne­go nawet o posta­ci cie­szą­cej się dużym uzna­niem spo­łecz­nym i sza­cun­kiem wbrew pozo­rom nie jest łatwym zada­niem. Nie­jed­no­krot­nie
prze­ko­ny­wa­li się o tym twór­cy fil­mo­wi, któ­rzy prze­kła­da­jąc praw­dzi­we życie na histo­rie kino­we spo­ty­ka­li się z nega­tyw­ny­mi recen­zja­mi doty­czą­cy­mi np. przed­sta­wie­nia danej posta­ci w zbyt pozy­tyw­nym bądź nega­tyw­nym świe­tle. W przy­pad­ku sce­na­riu­sza bazu­ją­ce­go na życio­ry­sie ks. Jana Kacz­kow­skie­go było jasne, że będzie to film poka­zu­ją­cy duchow­ne­go jako czło­wie­ka, któ­ry pomi­mo wie­lu prze­ciw­no­ści wal­czył do same­go koń­ca ze swo­imi sła­bo­ścia­mi, a przy oka­zji zmie­niał na lep­sze życie innych. Wyda­wać by się mogło, że taka histo­ria to samo­graj, któ­re­go nie da się zepsuć. Jest to błęd­ne myśle­nie, bo każ­dy nawet naj­lep­szy pomysł na film może osta­tecz­nie wyjść fatal­nie, lecz nie w tym przy­pad­ku. John­ny to film, któ­ry nie zmie­nia życia i nie robi rewo­lu­cji w naszym sys­te­mie war­to­ści. Jest jed­nak prze­my­śla­ną pro­duk­cją, w któ­rej bez­a­pe­la­cyj­nie na pierw­szym pla­nie znaj­du­ją się akto­rzy. Dawid Ogrod­nik wcie­la­ją­cy się w Kacz­kow­skie­go oraz Piotr Tro­jan gra­ją­cy rolę Patry­ka Galew­skie­go, a więc mło­de­go męż­czy­zny, któ­re­mu tytu­ło­wy „John­ny” poma­ga zmie­nić swo­je życie poprzez zerwa­nie z kry­mi­nal­ną przeszłością. 

John­ny to film, któ­ry począt­ko­wo roz­gry­wa się na dwóch płasz­czy­znach. Z jed­nej stro­ny obser­wu­je­my począt­ki hospi­cjum, któ­re­go pomy­sło­daw­cą i zało­ży­cie­lem był Kacz­kow­ski, zaś obok tego śle­dzi­my histo­rię Patry­ka para­ją­ce­go się prze­stęp­czą dzia­łal­no­ścią. Po nie­uda­nej pró­bie kra­dzie­ży mło­dy męż­czy­zna tra­fia do aresz­tu. Ratun­kiem przed odsiad­ką sta­ją się jed­nak pra­ce spo­łecz­ne, któ­rych miej­scem sta­je się nie­daw­no otwo­rzo­ne Hospi­cjum w Puc­ku. Tak zrzą­dze­nie losu łączy obu boha­te­rów, któ­rych rela­cja sta­je się głów­nym moty­wem dal­szej czę­ści filmu.

W tym miej­scu war­to przejść do pierw­szej i naj­waż­niej­szej zale­ty tego fil­mu, a więc kre­acji aktor­skich. Nazwi­ska Ogrod­nik oraz Tro­jan wid­nie­ją­ce w obsa­dzie to w ostat­nich latach gwa­ran­cja przy­naj­mniej dobre­go pozio­mu na ekra­nie. Tym razem nie było ina­czej. Obaj akto­rzy świet­nie wywią­zu­ją się ze swo­ich ról, lecz co naj­istot­niej­sze umie­jęt­nie prze­sta­wia­ją nie­zwy­kle skom­pli­ko­wa­ną, a jed­no­cze­śnie nad wyraz sil­ną rela­cję pomię­dzy dwój­ką głów­nych boha­te­rów. Poja­wia się rów­nież kil­ka cie­ka­wych epi­zo­dów, w któ­rych dużą kla­sę poka­zu­ją przede wszyst­kim Maria Pakul­nis oraz Witold Dębic­ki. Na duży plus, z pew­no­ścią, moż­na zapi­sać kil­ka zabie­gów reali­za­cyj­nych, któ­re spra­wia­ją, że film zręcz­nie ucie­ka od tele­wi­zyj­ne­go szny­tu, choć w kil­ku momen­tach na swo­ją nie­ko­rzyść do nie­go wra­ca. Mowa tu m.in. o zabie­gach mon­ta­żo­wych rodem z prze­cięt­nej tele­no­we­li, któ­rych celem jest wywo­ły­wa­nie wzru­sze­nia z męczą­cą wręcz regularnością.

Wła­śnie o to mam do fil­mu Jarosz­ka naj­więk­sze pre­ten­sje. John­ny przez więk­szość ekra­no­we­go cza­su stoi w bez­piecz­nej odle­gło­ści od chwy­tów, któ­re w jak naj­prost­szy spo­sób mają wywo­ły­wać u widza stru­mień łez na policz­kach. W pew­nym momen­cie jed­nak skrę­ca w stro­nę smut­ne­go tele­dy­sku, któ­ry śred­nio pasu­je do wcze­śniej­szych frag­men­tów fil­mu. Koń­co­wy akt John­ne­go, któ­ry według mnie, może pozo­sta­wiać spo­ry nie­do­syt, nie prze­kre­śla jed­nak innych zalet tej produkcji. 

Wśród pol­skich fil­mów, któ­re aktu­al­nie moż­na oglą­dać na ekra­nach kina John­ny jawi się jako tytuł, któ­ry war­to obej­rzeć. Nie spo­dzie­waj­cie się jed­nak dzie­ła, któ­re zbu­rzy świa­to­po­glą­dy i zmie­ni spoj­rze­nie na życie. Przy­go­tuj­cie się na dość solid­nie poka­za­ną histo­rię czło­wie­ka, któ­re­go życie było jed­no­cze­śnie tra­gicz­nym i pokrze­pia­ją­cym filmem.