Wzrok historii na plecach ślepych polityków
Autorka: M. Dylewski
Procesy społeczno-polityczne w przestrzeni międzynarodowej zostały poddane przyśpieszeniu, którego głównym akceleratorem jest między innymi technologia czy też zmiany klimatyczne. Takich megatrendów opisywanych przez różne agencje wywiadowcze jest rzecz jasna więcej. Niebezpieczeństwo tej dynamiki polega na tym, że wokół owych zjawisk zaczęły orbitować dwa niepokojące porzekadła. Po pierwsze, historia kołem się toczy, a po drugie, żyjemy w ciekawych czasach.
Na naszych oczach widzimy jak jeden z międzynarodowych graczy wstaje od stołu dotychczasowego ładu światowego, aby zakwestionować istniejące reguły działania. Oczywiście mowa tutaj o nikim innym jak o Chinach. Ta sytuacja jest o tyle niebezpieczna, o ile Stany Zjednoczone Ameryki nie posiadają dużej przewagi wobec państwa środka. Co więcej, według wielu prognoz, amerykański orzeł ma zostać wyprzedzony przez azjatyckiego smoka, zarówno w domenie militarnej jak i gospodarczej. Sytuacja nie jest jeszcze ostatecznie przesądzona, jednak uważa się, że okno szansy dla szeroko pojętego zachodu już minęło. Co w takim wypadku? Jako wspólnota połączona względnie podobnymi wartościami, możemy wstać i pouczyć naszego partnera w grze, że nie zgadzamy się na zmianę panujących zasad. Takie rozwiązanie napięcia międzynarodowego może uchronić nas od powtórzenia scenariusza z wspomnianej już drugiej wojny światowej. Od kilku miesięcy zauważyć można działania USA z tym związane, a są nimi „odkurzenie” wielkiej czwórki, rozmowy z Nową Zelandią czy Australią, jak również szczyt G7 oraz podróż Josepha Bidena po Europie. Dyplomatyczne szachy, których celem jest ograniczenie ruchów Chin na planszy świata. Do tego jednak potrzebna jest jedność i relatywnie podobne postrzeganie wyzwań jak i szans kreowanych przez konkretne decyzje na arenie międzynarodowej. Jak do tego wszystkiego ma się Polska?
W skali mikro jak i makro możemy mówić o zjawisku podmiotowości lub przedmiotowości. Jest to szczególnie ważne z punktu widzenia udziału w procesach o różnej wielkości oraz stopniu zaawansowania. Rzecz polega na tym, że zasady trzeba tworzyć lub brać udział w ich tworzeniu, a następnie egzekwowaniu. Najgorsza możliwość to ta, w której nie uczestniczymy w żaden sposób w wyżej wymienionym procesie. Czyli wtedy gdy jesteśmy przedmiotem. Druga wojna światowa pokazała naszemu państwu dosyć dosadnie co się dzieje, gdy kraj nie jest graczem, lecz jest rozgrywany. Nauczeni historią winniśmy kierować narodem tak, by jego tkanka biologiczna nie cierpiała lub robiła to w jak najmniejszym stopniu, jeżeli zachodzi niemożność uniknięcia obrotu pewnych spraw w taki czy inny sposób. Wynika z tego, że aktualnie najrozsądniejszym posunięciem jest zacieśnianie współpracy z UE, NATO jak i USA, czyli szeroko pojętej kooperacji transatlantyckiej. Co tymczasem robi nasz rząd? Kupuje drony z Turcji i jednocześnie podpisuje umowę o ochronie informacji z tym krajem. Owszem, jako Europa potrzebujemy Turcji do lewarowania działań Rosji, jednak jako Polska, przede wszystkim potrzebujemy bliskiego sojuszu z równie bliskimi geograficznie, jak i tożsamościowo państwami. Tym jest dla nas właśnie Unia Europejska. Tymczasem Polska wymachuje szablą dziecięcej dyplomacji szukając atencji u nowej administracji Stanów Zjednoczonych Ameryki.
Trzeba mierzyć siły na zamiary. Polska niestety posiada małe możliwości wobec wielkich planów Chin czy Rosji. Natomiast Francja czy Niemcy nie są wyposażone w nieskończone pokłady cierpliwości. Horyzont posunięć naszego kraju zamyka się z każdym dniem. Czy nasza klasa polityczna nie widzi, że zegar historii faworyzuje tych, którzy wyciągają wnioski z tego co przeminęło? Max Weber wyróżnił u polityka dwa rodzaje etyki. Odpowiedzialności oraz wartości. Obawiam się iż poza niektórymi jednostkami obóz władzy nie posiada żadnej z powyższych.
Wzburzone morze stosunków międzynarodowych wymusza na kapitanach krajowych okrętów podjęcie decyzji. Załoga naszego statku przelała swego czasu mnóstwo krwi. Może to dobry moment aby nasz kapitan zmienił kurs wobec nadchodzącego sztormu. Nikt nie będzie na nas czekać.