Take me or leave me || część 2
Autor: Klaudia Sasak
Czerwiec to oznaka sesji. Stresujący moment w życiu niemal każdego studenta. Można powiedzieć, że to jeden z najgorszych miesięcy. Nawet jeżeli na zewnątrz wzrasta temperatura, a my zamiast przejmować się zbliżającymi się egzaminami, zaczynamy imprezować. Na szczęście nie zaliczam się do tej grupy, która obawia się zakończenia semestru, ale nie zmienia to faktu, że ten miesiąc był dla mnie najgorszy. A przynajmniej w tym roku. Pewnego wieczoru wracałyśmy z Tamarą od naszej wspólnej znajomej, która urządzała urodzinową imprezę. Było wspaniale. Alkohol lał się litrami, graliśmy w przeróżne gry, o których nie miałam pojęcia i wszyscy głośno śpiewali „sto lat” dla jubilatki. Najgorszy okazał się powrót do domu.
– Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? – zapytałam się Tamary chwytając ją za dłoń, z której przed chwilą wyrzuciła niedopalonego papierosa. Od kilku tygodni przewijał się jeden i ten sam temat. Moja ukochana planowała porzucić studia, gdyż miała problem z jednym przedmiotem, a raczej z organizacją na uczelni. – Przecież lubisz swoje studia. Nie tak dawno zachwycałaś się zajęciami z autoczegośtam.
Widziałam tylko jak spojrzała się w bezchmurne niebo i potarła drugą dłonią o potylice. Już sięgała po paczkę fajek, ale dałam jej znak, żeby tego nie robiła. Nie lubiłam dymu papierosowego i doskonale to wiedziała. Nie odpowiadała mi, ale wiedziałam, że próbowała sobie ułożyć to w głowie. To nie było dla niej łatwe. Miała radość z uczęszczania na zajęcia, mimo tego, że niektóre sprawiały jej problemy. W końcu usłyszałam głębokie westchnięcie.
– Tak czasami bywa. Po co mi ten świstek? I tak już robię w swojej branży. Może kiedyś wrócę, może nie. Życie jest jak rzeka. Ciągle w ruchu – odpowiedziała wesołym głosem.
Miała rację. Po co miała to ciągnąć, skoro tak naprawdę już osiągała małe sukcesy w pisaniu. Studia były jej potrzebne tylko po to, aby pokazać rodzicom, że nie jest bezwartościowa. Ale przecież nie była. A przynajmniej dla mnie.
– Dobrze. Twój wybór, choć znasz moje zdanie. – Sięgnęłam po telefon, aby sprawdzić godzinę. – Skarbie, może zajdziemy na kebaba? Czuję jak skurczył mi się żołądek – powiedziałam widząc, że jeszcze nie ma trzeciej.
Nagle usłyszałam gwizdanie za naszymi plecami i szybsze kroki. Nie chciałam się obracać, ale odruchowo zrobiłam to. Zobaczyłam trzech mężczyzn o dość masywnej posturze. Lampy uliczne oświetlały ich twarze, na których widniał dziwny uśmiech.
– A co my tu mamy? Dwie piękne dziewczyny. Co robicie o tej godzinie na ulicy, niunie? – powiedział ten, który szedł w środku.
Nie odezwałyśmy się. Szłyśmy dalej i nie zwracałyśmy na nich uwagi. Bałam się, ale nie mogłam tego okazać. Po minie Tamary widziałam, że nie tyle, co się bała, ale była zdenerwowana. Obawiałam się, że w pewnym momencie może zareagować.
– Ej, stary, to lesby! – krzyknął jeden z nich. – Chyba nikt was nigdy nie porządnie nie przebolcował.
I ten śmiech, który sprawił, że na moim ciele pojawiły się dreszcze. Przyspieszyłam kroku i ścisnęłam mocniej Tamarę. Zrobiła to samo i skręciła na inną ulicę. Pewnie nie chciała zaprowadzić ich prosto pod swoje mieszkanie.
– Rafał, może trzeba im pomóc? – Kolejny głos i kolejne śmiechy. – Blondi, co tak uciekasz. Przecież nie zrobimy ci krzywdy. – Podbiegł do mnie i złapał mnie za ramię, a następnie próbował brutalnie odwrócić.
Z moich ust wydarł się cichy pisk. Przez jego ruch prawie się wywróciłam. W ostatnim momencie złapałam się dziewczyny, która również przystanęła i spojrzała się wrogo na mężczyzn.
– Trzymaj ręce przy sobie – warknęła w ich stronę. – Albo gorzko tego pożałujesz – dodała.
– Zobaczcie, ta druga ma pazurki. Lubię takie.
Jego uśmiech sprawił, że obawiałam się o to, co się może zaraz wydarzyć. Zaczął podchodzić w jej kierunku. Już wyciągał rękę, ale Tamara złapała za jego nadgarstek i wykręciła go.
– Co ty robisz?! – krzyknął i spojrzał się na nią ze złością. Chwycił ją za rękę i wyrwał ją.
– Dasz się tak traktować dziwolągowi? – rzucił mężczyzna za nim. – Pokaż jej, kto tu rządzi! – dodał.
– Panowie, nie chcemy kłopotów, to był ciężki dzień. Proszę, zostawcie nas w spokoju – powiedziałam lekko drżącym głosem. Nie chciałam, aby sytuacja się pogorszyła. Jedyne, o czym marzyłam, to ciepłe łóżko i spokój.
– O nie, nie pozwolę się tak traktować, skarbie. – Tamara podkreśliła ostatnie słowo, jakby chciała sprowokować tych typów. To nie mogło się skończyć dobrze. – Widać, że brakuje im doświadczenia w łóżku, więc zaczepiają każdą napotkaną dziewczynę.
– Ty suko! – krzyknął mężczyzna, któremu wcześniej wykręciła rękę. – Zaraz pokażę ci, jakie doświadczenie mam!
Rzucił się w stronę Tamary i chciał ją przewrócić, jednak ta uderzyła go z łokcia w nos. Na pomoc koledze ruszył kolejny z trójki. Bez zawahania uderzył dziewczynę z otwartej ręki. Widziałam, jak jej głowa się przekręca, a to dało mi do myślenia, że cios nie należał do najdelikatniejszych. Chciałam ruszyć jej z pomocą, ale trzeci złapał mnie. Na moich oczach odgrywała się scena niczym z filmu. Największy z nich zaczął szarpać się z Tamarą, która nie dawała za wygraną. Broniła się, ale jednocześnie oddawała z podobnym impetem. Nie przewidziała jednego ciosu, potknęła się i upadła. Nie zdążyła zamortyzować upadku i uderzyła głową o krawężnik. Nie podnosiła się. Mężczyźni, gdy tylko to zobaczyli, spanikowali i zaczęli uciekać. Wykorzystałam to i podbiegłam do niej. Miała zakrwawioną twarz i głowę. Wyglądało to groźnie.
– Tamara! – krzyknęłam z przerażeniem. – Słyszysz mnie? – zapytałam z nadzieją, że dziewczyna nie straciła przytomności, choć po takim upadku nie mogłam liczyć na wiele.
– Uciekli? – zapytała się cicho. Poczułam ulgę, była przytomna.
– Już dzwonię po karetkę. Nie zasypiaj. – Zaczęłam szukać swojego telefonu i wybierać numer alarmowy.
– Nie dzwoń. Nic mi nie jest. – Zaczęła się podnosić i dotknęła głowy. Usłyszałam syk. Musiała mocno uderzyć o krawężnik. – Chodźmy do domu.
– Chyba cię powaliło! Uderzyłaś głową o kant. Mogłaś dostać wstrząsu mózgu. Musi cię zobaczyć lekarz! – krzyknęłam na nią z bólu. Była nienormalna.
– Żadnej karetki. Pomóż mi wstać.
A ja byłam tak samo nienormalna jak ona. Pomogłam jej wstać i lekko chwiejnym krokiem dotarłyśmy do mieszkania. Tam od razu zaczęłam szukać jakiś środków do odkażania oraz bandaży. Jedyne, co udało mi się znaleźć, to płyn do dezynfekcji, który Tamara kupiła jeszcze na początku pandemii. Spojrzałam się na nią. Nie dość, że na głowie robił się mały skrzep krwi, to jeszcze miała podbite oko i rozcięty łuk brwiowy. Musiała wchodzić z nimi w sprzeczkę? Nie mogła po prostu odpuścić? Nie. Przecież to nie w jej stylu. Zrobiła to, aby mnie obronić, jednak nie wiadomo jak się to mogło skończyć, gdyby tamci nie zdecydowaliby się uciec.
Otarłam z jej twarzy krew i przykleiłam plaster, aby choć trochę spowolnić nadal cieknącą juchę. Widziałam po niej, że nie czuje się najlepiej i w dalszym ciągu miałam ochotę zadzwonić po karetkę, nawet wbrew jej woli. A co jeżeli naprawdę dostała wstrząsu mózgu? Nie byłam lekarzem, więc nie mogłam tego ocenić, ale martwiłam się.
– Przyniesiesz mi coś do picia? – poprosiła niemrawym głosem. – Chce mi się pić, a sama nie dojdę do kuchni – dodała i chciała się podrapać po swędzącej brwi, jednak w momencie, kiedy dotknęła opatrunku, zasyczała z bólu.
– Połóż się, zaraz przyjdę.
Tamara o dziwno posłuchała mnie i położyła się, a ja poszłam po coś do picia. Gdy tylko wróciłam z kubkiem kranówki, bo nic innego nie było, dziewczyna już spała. Odłożyłam naczynie na stolik i usiadłam obok niej. Czuwałam tak przez dobre dwie godziny, aż sama nie zasnęłam.
~***~
Od tamtego incydentu minęło kilkanaście dni. Tamara skończyła jedynie z kilkoma siniakami, guzami i delikatnymi ranami, ale już następnego dnia czuła się w miarę dobrze. Na tyle dobrze, że postanowiła doprowadzić swój plan do końca. Po złożeniu papierów o przerwanie nauki widziałam, że nie była w dobrym humorze. Wiedziałam, że to nie łatwa decyzja, jednak nie byłam w stanie przekonać jej, aby tego nie robiła. W końcu to jej życie i wiem, że nawet bez studiów sobie poradzi. Nie powiedziała jednak o tym żadnemu z rodziców. Wiedziała tylko jej ciocia, z którą mieszkała.
Tego wieczora miałam zamiar wziąć się za powtórkę materiałów do ostatniego egzaminu. Zajęcia były może i przyjemne, jednak ogrom materiału, który przygotowywałam w trakcie nich, dobił mnie doszczętnie. Po pięciu godzinach czytania i sprawdzania kolejnych wykresów stwierdziłam, że mam dość. Rzuciłam papiery na stolik i wyszłam do salonu, gdzie Kamila oglądała mecz. W sumie mogłam się tego domyślić po kolejnym głośnym „No jak ty bęcwale podajesz?!”. Uśmiechnęłam się pod nosem uświadamiając sobie, że mało wiedziałam o swojej przyjaciółce.
– Chcesz kawy? – zaproponowałam kierując się do kuchni.
– A nie idziesz może do sklepu? Bo na drugą połowę przydałaby się krata piwa – warknęła widocznie zirytowana grą swojej ulubionej reprezentacji.
– Mogę skoczyć. Coś jeszcze potrzebujesz? – dopytałam, żeby nie biegać kilka razy.
– Jakieś chipsy? Albo wiem! Pryncypałki. – Odwróciła się na kanapie w takim tempie, jakby wydarzyło się coś ważnego.
I w tym momencie usłyszałyśmy pukanie do drzwi. Obstawiałam, że Kamila zamówiła jakieś jedzenie, jednak nie ruszyła się z miejsca, aby je odebrać. Nie miałam wyboru i poszłam sprawdzić kto to mógł być. W sumie nie powinno mnie dziwić, że przed drzwiami stała Tamara z siatką ze sklepu. Otworzyłam jej i z uśmiechem powitałam.
– Ktoś zamawiał piwo i przekąski? – zapytała. To chyba jakieś zgranie. – Jaki wynik? – Weszła do mieszkania nie zadając sobie trudu spytania o pozwolenie. – Dalej przegrywają?
– A weź nic nie mów! – krzyknęła Kamila przyglądając się torbie na zakupy. – Jakie kupiłaś?
– Ciemne, mocne. Pasuje?
– Jak najbardziej. Siadaj. Będzie przynajmniej z kim pokomentować poczynania tych lamusów – mruknęła przesuwając się na kanapie.
Patrzyłam tylko na nie ze dziwieniem i zastanawiałam się od kiedy mają taki dobry kontakt. Przecież znały się tylko kilka miesięcy i nigdy wcześniej nie widziałam, aby gdzieś razem wyszły czy porozmawiały dłużej niż przy wejściu Tamary do mieszkania, kiedy ta przychodziła do mnie.
– Trener już dawno powinien wymienić tego bramkarza. Pięć ostatnich meczy i sześć straconych bramek. W tym jego samobój – powiedziała Tama po kilku minutach siedzenia i oglądania. – To jest po prostu dramat.
– Zgadzam się. To już ten młodzik świeżo powołany do reprezentacji lepiej by się spisał. Tamten przynajmniej rzuca się do piłki w odpowiednią stronę – zaśmiała się Kamila.
Przysłuchiwałam się ich rozmowie na temat niekompetencji trenera ich ulubionej reprezentacji, którą oczywiście nie była Polska. W końcu nasi nawet nie wyszli z grupy. Nie znałam się na piłce nożnej, więc po prostu siadłam i patrzyłam, jak dwudziestka zawodników biega z piłką po boisku. Stwierdziłam, że po piętnastu minutach takiego wysiłku już dawno padłabym na murawę i nie miała sił na dalszą grę. Nigdy nie byłam dobra w sportach.
Kiedy zakończyła się pierwsza połowa z wynikiem 0:1 dziewczyny wyglądały na mocno podirytowane i było to widać po szybkości, w jakiej wypijały swoje piwa. Sama przyniosłam sobie wino, które ostało się gdzieś w kuchennej półce, i przeglądałam facebooka. Nagle usłyszałyśmy dźwięk dzwoniącego telefonu. Tamara od razu wstała ze swojego miejsca i poszła do torebki, aby odebrać. Byłam ciekawa, kto o tej porze dzwoni. Machinalnie zaczęłam się przysłuchiwać rozmowie.
– Nie ma mnie w mieszkaniu. U koleżanek. Tak. Oglądamy mecz. Nie wiem. Co? Skąd wiesz?! To nie twoja sprawa. Nie muszę się tłumaczyć z tego, co robię ze swoim życiem! Nie, nie przyjadę. Po co? Żebym jeszcze na żywo miała wysłuchiwać kazań? Zajmij się lepiej wychowaniem Huberta. Cześć.
Najwidoczniej nie był to miły telefon, bo Tamara wróciła wściekła. Usiadła na kanapie i na raz dopiła to, co zostało w butelce. A była tam przynajmniej połowa piwa. Nie chciałam się odzywać. Wolałam poczekać do momentu, aż sama powie o co chodzi, ale po ostatnich słowach mogłam się domyślić, że dzwonił jej ojciec. Kamila najwidoczniej miała to samo. Nie było opcji, aby nie słyszała rozmowy, a raczej odpowiedzi Tamary.
Nastąpiła druga połowa meczu. Obie dziewczyny ponownie wpadły w szał piłkarski i dalej komentowały to, co działo się na boisku. Kiedy padły trzy bramki ze strony ich ulubionego zespołu, obie zaczęły tańczyć na środku salonu. Nie dziwiłam im się. Wszystkie gole były naprawdę spektakularne. Na tyle, że aż sama zaczęłam kibicować. Zaczęły wykrzykiwać różne hasła w języku reprezentacji i dopijać resztki z butelek. W pewnym momencie Tamara chciała chwycić za moje wino, ale odpowiednio szybko zdążyłam je zabrać. Wypiła już wystarczająco. Zwłaszcza, że już kiedy do nas przyszła była delikatnie podchmielona. Mecz się skończył, a dziewczyny postanowiły się rozejść. Nie chciałam puszczać Tamary samej do domu, więc zaproponowałam jej nocleg. Zaciągnęłam ją do siebie i poszukałam gdzieś jej koszulki, którą zostawiła kilka tygodni temu.
– Przynajmniej ten mecz się udał – mruknęła, kiedy obie leżałyśmy na łóżku. – Ten debil mnie irytuje. Dlaczego wtrąca się w nie swoje sprawy? – dodała delikatnie zirytowana.
– Mówisz o tym telefonie? Dzwonił twój ojciec, prawda? – zapytałam, aby się upewnić.
– Ta. Chce, żebym przyjechała na urodziny Huberta. I dodatkowo dowiedział się od ciotki, że zrezygnowałam ze studiów. Muszę znaleźć swoje mieszkanie. I pracę.
– Anka się wygadała? – Zdziwiłam się. Myślałam, że Tamara miała z nią dobry kontakt. Między nimi nie było też dużej różnicy wieku, gdyż babcia Tamy urodziła najmłodszą córkę dosyć późno.
– Najwyraźniej. Prosiłam ją, aby nie mówiła ojcu, ale zrobiła to. Nie rozmawiajmy już o tym. Jakoś sobie z tym poradzę. – Odwróciła się w moją stronę i cmoknęła w czoło. – Dobranoc, skarbie.
– Dobranoc – odpowiedziałam i wtuliłam się w nią.
Jeszcze przez jakiś czas nie mogłam usnąć. Myślałam o całej tej sytuacji. Może i Tamara nie miała jakiegoś świetnego kontaktu z ojcem, a tym bardziej z matką, ale mogła poinformować ich o rezygnacji ze studiów. Po co gromadzić więcej sekretów?
~***~
Po wszystkich egzaminach nastały wakacje. I gorący okres poszukiwania pracy oraz mieszkania. Oczywiście szło to mozolnie, ale kilka ofert już było zapisane w zakładce „nowe życie”. Dość banalna nazwa, przyznaję, ale nie ja ją wymyślałam. Na zewnątrz panował niesamowity skwar, więc nawet nie myślałyśmy, aby wychodzić. Korzystałyśmy z tego, że ciotka Tamary wyjechała w delegację na tydzień. Kiedy dziewczyna była zajęta czytaniem kolejnego ogłoszenia stwierdziłam, że pójdę nam po coś do lodówki. Przyniosłam dwie butelki lemoniady i zaczęłam się przyglądać zza pleców Tamy ofercie mieszkania.
– Nie jest za duże? – zapytałam. Cena też nie była mocno przystępna, jak dla jednej osoby.
– Widzisz… Przeglądam również większe mieszkania, bo chciałabym cię o coś zapytać. – Odłożyła laptopa i odwróciła się w moją stronę. Wzięła butelkę, upiła łyka i podrapała się po karku. – Nie chciałabyś może zamieszkać ze mną?
Zdziwiłam się. Chociaż czy na pewno? Już od dawna sama rozmyślałam nad tym, jakby to było, jakbyśmy mieszkały we dwie. Teraz dzieliły nas mieszkania i komunikacja miejska, choć i tak spędzałyśmy dużo czasu razem. Tylko co wtedy z Kamilą? Przecież nie mogłabym jej zostawić tak samej.
– Nie martw się o Kamilę. Już ją o to pytałam.
– Czekaj, co? Zapytałaś się najpierw mojej przyjaciółki, zamiast mnie? – niedowierzałam w to, co słyszałam. I tamten Brutus przeciw mnie? – A nie uważasz, że to ja powinnam być pierwsza zapytana?
– Znam cię już trochę i wiem, że martwiłabyś się o to, jak poradzi sobie Kamila, skoro mieszkacie razem. – Wstała z kanapy i oparła się po drugiej stronie.
– Mogę się zastanowić?
– Tak, choć wiesz, że za wiele czasu nie mam – odpowiedziała trochę zmieszana. Już dała znać Ance, że nie zamierza dłużej z nią mieszkać. Z tego, co wiem doszło nawet do małej kłótni.
Kiwnęłam jedynie głową i pocałowałam ją w policzek. Wróciłam na kanapę, upiłam trochę swojego napoju i westchnęłam. Nawet w mieszkaniu nie dało się wytrzymać. Postanowiłam zdjąć bluzkę, bo i tak nikt, poza Tamara, mnie nie zobaczy, a przynajmniej to pozwoli się delikatnie schłodzić. Gdy Tama to zobaczyła uśmiechnęła się tym swoim zawadiackim uśmiechem. Wzięła ze mnie przykład, a następnie usiadła obok mnie, laptopa odkładając z kanapy na stolik.
– Mówisz, że jest ci za gorąco? – zapytała zaczepnie.
– Troszkę tak. Wiesz, nie lubię upałów – odpowiedziałam wiedząc, co siedzi w jej głowie.
Zaczęła się do mnie zbliżać, wyrywnie całować i chichotać. Cieszyłam się, że poprawił jej się humor, który od tygodnia nie był w jakimś najlepszym stanie. Gdy już akcja zaczęła się rozkręcać nagle usłyszałyśmy pukanie do drzwi. Warknęła na to i chciała powrócić do pocałunku, ale przybysz nie dawał za wygraną. Zerwała się z kanapy i wściekle zaczęła zakładać koszulkę. Chciałam pójść w jej ślady, ale pomyślałam, że to może nikt ważny.
– Długo miałem tu czekać? – usłyszałam warknięcie z korytarza. – Nie studiujesz, nie pracujesz i ociągasz się z otwieraniem drzwi? To co ty w życiu robisz?! – Nie był to przyjemny głos, ale już się domyślałam, kim była ta osoba.
Od razu zaczęłam ubierać bluzkę i poprawiać z deka nierozgarnięte włosy. Wstałam z kanapy i chciałam uciec do pokoju, ale nie zdążyłam.
– Dzień dobry – powiedziałam niemrawo, bo nie wiedziałam, jak zareagować na… poznanie jednego z rodziców Tamary.
– Dzień dobry – odpowiedział chłodno. – A więc to tak? Nie chciałaś przyjechać na urodziny swojego brata, bo wolisz spędzać czas z koleżaneczkami? – Odwrócił się do Tamary.
– To nie tak…
– A jak?! – krzyknął zezłoszczony. – Od tamtego telefonu nie odbierasz ani ode mnie, ani od Agnieszki. Nie ma z tobą żadnego kontaktu. Ania mówiła, że się pokłóciłyście, ale też nie chce już nic więcej powiedzieć. Zachowujesz się jak gówniarz, a nie dorosła kobieta, za którą się masz. Dlatego tu jestem. Pakuj swoje rzeczy i jeszcze dzisiaj wracasz do domu.
– Słucham? Chyba sobie żartujesz. – Podparła się o boki i patrzyła na niego wrogo. Sama nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam.
– To co słyszałaś. Skoro nie masz siły na studia to nie dostaniesz ode mnie żadnych pieniędzy za darmo. Dlatego będziesz pracować w firmie Agnieszki.
– Nie ma mowy, nigdzie nie wracam. Zostaję tutaj – powiedziała stanowczo.
Kłótnia o to, czy Tamara wróci do rodzinnego miasta trwała w najlepsze. Bałam się, że w końcu dojdzie do rękoczynów. Wycofałam się pod ścianę i tylko temu przysłuchiwałam. Widziałam, jak wzrok ojca mojej ukochanej czasami wędruje w moją stronę.
– Nie wytrzymam już. Przepraszam, ale mogłabyś już sobie pójść? Nie widzisz, że toczy się tu rozmowa między ojcem a córką i nie potrzebujemy do tego obcych gapiów? – odezwał się w moją stronę. Wiedziałam, że w końcu nie wytrzyma.
– Nie ma takiej opcji. Maja tu zostaje – zaprotestowała. – Nie będziesz wyganiać mojej dziewczyny.
I nastała chwila ciszy. Pan Marek, a tak przynajmniej wywnioskowałam z rozmowy, stał wpatrzony w podłogę, jakby zastanawiał się, co zrobić dalej z tą sytuacją. Nagle zobaczyłam u niego uśmiech, ale nie był on wesoły. Spojrzał się na mnie, a następnie na swoją córkę.
– Już nie mam córki – stwierdził w końcu. – Nie waż się pokazywać w moim domu. Dla mnie nie istniejesz – dodał kierując się w stronę wyjścia.
Tamara nie odezwała się słowem. Patrzyła się tylko na wychodzącego ojca. A gdy trzasnął drzwiami ta opadła na podłogę i zaczęła szlochać. Podbiegłam do niej i jedyne, co mogłam zrobić, to przytulić ją. Odwzajemniła to. Martwiłam się o nią. Nie mogłam pozwolić, aby dalej cierpiała. Nie w tej sytuacji.
– Zgadzam się – powiedziałam nagle.
– Z czym się zgadzasz? – odpowiedziała zdezorientowana.
– Zamieszkam z tobą.
To był ten moment, kiedy obie nie wiedziałyśmy dokładnie, co przyniesie nam przyszłość, jednak wiedziałyśmy jedno. Przyszłość malowała się jedną drogą, którą kroczyłyśmy we dwie.
Ciąg dalszy nastąpi…
Autor: Klaudia „Tasak” Sasak
Obraz: Julia “Szczypiorek” Główka