Od wschodu zimny, złowrogi wiatr zawiewa
Nie straszna mu jest Piastów gleba
Idzie przed siebie burza wytrwała
Ale nagle się zatrzymała i stoi wryta jak skała
Na horyzoncie spostrzegła znamiona przeciwnika
Serce wschodniej burzy coraz mocniej pika
Z zachodu wichura na silę wzbiera
Mknie przed siebie, niczym dawniej cholera
Aż zderzyła się jedna i druga maszyna!
Zawierucha trzy osoby wyłoniła
Krople burzy znaczyły Czarny pancerz, wytrawny
Przyozdobiony pismem Braci Sołuńskich
Postać wyciąga rękę, która wygląda jakby zgniła
Jednak czuć, iż kłębi się w niej wielka siła
Mierzy w stronę słońca sierpem zardzewiałym
I śmieje się śmiechem beztroskim, jakby kpiąc z Boga
Bo cień, który rzuca jest przeogromny, a potęga jego mnoga
Śmiech nieco przygasł, gdy spostrzegł swego wroga
Pancerz zmierzający z naprzeciwka lekko wiatr otula
Jest on jasny, barwny, daję nadzieję niczym poczciwa matula
Wypisane ma na sobie hasła wzniosłe:
Wolność! Równość! Demokracja!
Jednak ten czerwony kolor w oczach jego właściciela…
Zastanawiam się czy ktokolwiek mój niepokój podziela.
Między nimi stoi mężczyzna skromnie przyodziany
Z mieczem wyszczerbionym na drzwiach złotej bramy
Wydawać by się mogło, że rola w tym starciu jego niewielka
Jednak przy równym podziale sił wystarczy tylko kropelka
Szepty ciągle słyszy od czarnego rycerza
Krok swój natomiast ku jaśniejszemu zmierza
Im bliżej był niego, tym szept coraz silniejszy
Aż w krzyk się przerodził rzewniejszy
Gdy żołdak dotknął jaśniejącej zbroi
Czy dobrze mężczyzna wybrał?
To już osądzą jego potomni.