Świat Orwella w nowym wydaniu — recenzja książki Kai Strittmatter — „Chiny 5.0. Jak powstaje cyfrowa dyktatura”
Autor: M. Dylewski
Myśli, spostrzeżenia oraz wnioski, które przeplatają się wraz z materiałami źródłowymi tegoż dzieła, przywodzą do głowy innego twórcę. Jest nim nikt inny jak George Orwell z jednym z jego dzieci, czyli książką „Rok 1984”. Chińskie praktyczne zastosowanie teorii Orwella.
W trakcie lektury człowiek odnosi wrażenie, jakby Xi Jinping projektował swój kraj na podstawie tego, co przeczytał u Orwella. Jednak w tym wypadku, teoria jak i praktyka, nie są czymś, czego chcielibyśmy doświadczyć. Książkę można podzielić na kilka części, które dają szeroką historyczno-kulturowo-technologiczną perspektywę, co obecnie dzieje się w Państwie Środka. Pierwsza, to nakreślenie Chińskiej kultury w kontekście wydarzeń historycznych, związanych chociażby z placem Tiananmen. Niesamowicie ważna karta w dziejach tego azjatyckiego kraju, kształtująca mentalność tamtejszych pokoleń. Niestety jak się okazuję, bardzo niewygodna dla rządu autorytarnego. Ponadto, mamy odniesienia do czasów, gdy u steru byli Mao Zedong oraz Deng Xiaoping. Dowiadujemy się, że zaraz po utworzeniu ChRL, powołany zostaje „Xinhua Zidian” czyli „słownik dla nowych Chin’’, a w nim zawarte slogany oraz sformułowania nacechowane moralnie jak i politycznie, oczywiście w myśl partyjnej narracji. Nasza książkowa przygoda już na samym początku częstuje nas instruktażem Orwella, „Z roku na rok będzie coraz mniej słów i coraz węższy zakres świadomości”[1]. Roztacza się przed nami wizja państwa zakorzenionego w autorytaryzmie, jego DNA, układzie krwionośnym. Cały system od lat jest oparty, o scentralizowany kręgosłup jedynej właściwej partii. W roku 2013 władza uległa jeszcze większemu skupieniu, gdy przewodniczącym partii stał się Xi. Po zakończeniu XIX zjazdu partii, wychodząc do prasy, zacytował pewnego poetę żyjącego w dynastii Yuan „Nie potrzebuję nikogo kto będzie mnie przedstawiał w dobrym świetle. Wystarczy mi, że moja prawość wypełnia wszechświat”[2]. Te słowa, swoim przesłaniem, przypominają fragment z książki Orwella, „Na szczycie stoi Wielki Brat. Wielki Brat jest nieomylny i wszechmocny. Każdy sukces, każde osiągnięcie, każde zwycięstwo, każde odkrycie naukowe, cała wiedza, mądrość, szczęście i cnota wynikają bezpośrednio z jego przewodnictwa i inspiracji”[3]. Represje oraz prześladowania opozycjonistów trwają do tej pory. Książka obfituję w relacje obywateli Chin nie zgadzających się z reżimem. Artyści, naukowcy a nawet politycy mają w niej swoje miejsce. Z uwagi na obecną sytuację w Polsce, warto zacytować fragment tego z czym podzielił się z nami autor „Ci, którzy dzisiaj są jeszcze na wolności, mówią, że kiedyś w Chinach za kratki szli obrońcy praw obywatelskich. Potem łapano adwokatów tych obrońców. A teraz aresztuje się adwokatów tych adwokatów, którzy bronili obrońców”[4]. Oczywiście nie można porównywać Chin do Polski. Jednak korelacja z naszą rzeczywistością, budzi nieprzyjemny dreszcz. Dalej przeczytać możemy między innymi o tym, iż Wikipedia jest całkowicie zablokowana w Chinach. To jest już wielce niepokojącą informacja, jednak na tym nie poprzestano. Istnieje specjalna wersja Wiki o nazwie Baidu Baike. Z książki czerpiemy wiedzę, iż wyszukamy w niej historię na temat roku 1988 jak i 1990, rok 1989 został całkowicie wymazany. Nie istnieje. To wtedy odbywały się protesty na placu Niebiańskiego Spokoju. Dwanaście niewygodnych miesięcy zostało przez partie od tak wyeliminowane. Tragedie niezliczonej ilości istnień, które chciały żyć w świecie wolnym od Orwellowskiego Wielkiego Brata. Autor przywołuje fragment z książki Richarda McGregora „Partia jest jak Bóg. On jest wszędzie. Tylko nie możesz go zobaczyć”[5]. Niczym teleekrany obserwujące każdy krok Winstona, głównego bohatera antyutopii ukazanej w świecie Georga Orwella. Nie może rzecz jasna zabraknąć, wchodzenia partii w życie osobiste ludzi. W tym wypadku Komunistyczna Partia Chin, zakazuje obchodzenia takich świąt jak: Halloween, Walentynki czy Prima Aprilis. Przejdźmy do dalszej części książki. Oczom naszej wyobraźni ukazują się praktyczne zastosowania technologii Big Data, algorytmów oraz sieci neuronowych. Idealne dopełnienie autorytarnych rządów, z domieszką nacjonalizmu. Mieszanka, niestety, o charakterze bomby dla reszty świata. Kwintesencją w różnicy zaawansowania między Zachodem a Chinami, są gry przywołane przez autora. Zachód to szachy, które po dwóch pierwszych ruchach mają czterysta możliwości dalszych iteracji. Kiedy my rozgrywaliśmy technologiczne szachy, Chińczycy grali w technologiczne „Go”. W owej grze ilość możliwych ruchów to mniej więcej 10171(według Mengxi Bitan). Różnica jest miażdżąca.
W prowincji Syczuan testowany jest algorytm o dźwięcznej nazwie „inteligentna czerwona chmura”. Służy do śledzenia stosunków międzyludzkich oraz każdego kroku partyjnej kadry, aby w przyszłości mieć możliwość przewidywania zachowań jej członków. Orwellowska zbrodniomyśl, partia będzie wiedzieć co chcesz zrobić, zanim sam o tym pomyślisz. Czytając dalej, natrafiamy na informacje o szkole średniej numer 11 w Hangzhou, gdzie pilotażowy program „niebiańskie oko”, za pomocą kamer umieszczonych w salach lekcyjnych, skanuje twarze wszystkich uczniów, cały czas. W czasie rzeczywistym, na podstawie analizy mimiki stwierdza ich nastrój, znudzenie czy rozkojarzenie. W tym konkretnym wypadku, na naszym Europejskim podwórku, też kierujemy się podobną drogą. Jak wynika z artykułu „Multimodal Engagement Analysis from Facial Videos in the Classroom”[6], grupa badawcza zebrała dane z kamer obserwujących uczniów, następnie owe dane zostały przetworzone przez specjalnie zaprojektowaną sieć neuronową. Na podstawie wypracowanego modelu interpretacji danych, kamery były w stanie w czasie rzeczywistym odczytywać poziom zaangażowania uczniów. Brzmi ciekawie. Co jeżeli rozbudujemy taki system? Prócz kamer nadzorujących dodamy określoną ilość punktów, z jaką startuję każdy obywatel. W zależności od jego poczynań będzie owe punkty tracił bądź akumulował nowe. Powyżej pewnej granicy przysługują nam przywileje, natomiast gdy ilość punktów spadnie poniżej pewnego poziomu, nasza osoba dostaję się na czarną listę, tym samym stając się obiektem otwartego nadzoru. Brzmi jak projekt gry w „dobrego obywatela”. Świadomość wszechobecnej inwigilacji wypełnia społeczność psychologicznym panoptykonem. Więzieniem tak idealnym, że osadzeni pilnują się sami nawzajem, kierowani obawami przed konsekwencjami swoich czynów. Przechodzisz na czerwonym? Całe miasto widzi Twoją twarz na teleekranach, wraz z Twoim imieniem oraz nazwiskiem. Tracisz punkty, nie przysługuje Ci kredyt. Taki świat kryje się pod nazwą Rongcheng, miasto w Państwie Środka. Zbliżając się ku końcowi praktycznego przewodnika po świecie Orwella, Kai Strittmatter otwiera przed nami bramy działań zakulisowych Chin. Kryją się one pod postacią narzędzi wpływu, inspiracji czy dezinformacji. Na jednym z Australijskich Uniwersytetów wykreślone zostały zajęcia o Tybecie, Tajwanie czy również Tiananmen. Argumentacja? Przez, tu cytuję „(…) wzgląd na uczucia Chińskich studentów.” Na kolejnych stronach czytamy o Cambridge (w czołówce najlepszych uczelni na świecie, rok założenia to 1209, co plasuję tę uczelnię jako trzecią najstarszą na świecie), opoce światowej nauki. Doprawdy? Przyjęła od z pozoru niezależnej fundacji 3,7 miliona funtów. Jak się potem okazało w dziennikarskim śledztwie, fundacja należy do Wen Ruchun — jest to córka byłego premiera ChRL, Wen Jiabo. Wyłania się obraz uczelni, jak i wykładowców, uzależnionych od think-tanków. Subtelnych narzędzi wpływu, które kierując strumieniami pieniędzy, określając konkretną narrację wobec ludzi, organizacji oraz wydarzeń, jakie podlegają naszej złudnej percepcji — w teorii tylko „naszej”. Druzgocący jest fakt, gdzie Chińskie macki wpływu są w stanie się zapuścić. Co w takim wypadku z mniejszymi uczelniami? Na przykład Polskimi? Czy to koniec uniwersytetów nauki, a początek ideologicznych szkół wyższych, gdzie formatuję się obywatela w zależności od sponsorującego think-tanku? Oczywiście wszystko uszyte na miarę, jak szykowny garnitur, tak by studenci nie zdawali sobie z tego sprawy. Wszystko można kupić, wszystko ma swoja cenę, nawet nauka. Dalsza treść książki przynosi nam ironiczne pocieszenie. Czytamy w niej o Springer Nature, czyli jednym z największych i najbardziej prestiżowych wydawnictw naukowych na świecie. Tak naukowe, że zablokowało więcej niż tysiąc artykułów zawierających słowa klucze jak „Tybet”, „Tajwan”, „Sinciang”, „rewolucja kulturowa” oraz „plac Niebiańskiego Spokoju”. Wszystko na życzenie Chińskiej cenzury. Co na to Orwell? „(…) Pierwszy to nauka; drugi to zrozumienie. Trzeci to akceptacja”[7]. Ponadto patrząc na wizję „harmonijnego” świata, rozpościeraną przez Xi Jinpinga, do głowy przychodzi Aldous’a Huxley’a z książką „Nowy wspaniały świat” wraz z słowami „Wspólność, Identyczność, Stabilność”[8]. Do tego teatru dołącza Hollywood, jak i amerykańskie gwiazdy odwiedzające Chiny, w celu przyświecenia swoją obecnością różnych wydarzeń. Patrząc na te historie może się okazać, że kapitalizm, jak i demokracja, stanie się Orwellowskim O’Brianem, a ludzie Winstonami. Po skończonej lekturze do głowy przychodzi kilka refleksji. To co dla Zachodu jest jutrem, dla Chin jest dniem wczorajszym. Czy mamy jeszcze w tej walce jakąkolwiek szansę? Czy technologia może być światem przyszłości, jednak stosowana rozsądnie? Owszem, może. Bliskim, a jednocześnie praktycznym jaskrawym przykładem, są Starachowice a konkretnie ich prezydent. Pan Marek Materek, od dawna wykorzystuję technologię cyfrowego świata do realizacji swoich zobowiązań. Wchodząc w interakcję z mieszkańcami miasta, za pomocą facebooka, wspólnie decydują o inwestycjach, jakie mają być podejmowane. Stworzył wirtualne miejsce spotkań dla lokalnej społeczności aby rozwiązywać dręczące ją problemy. Piękna esencja bezpośredniej, cyfrowej demokracji deliberatywnej. To krótkie case study ujawnia, iż technologię można zarazić dobrymi wirusami naszych idei. Wymaga to jednak umiejętnej aplikacji. Teraz zadajmy sobie pytanie. Czy takie oddolne oraz zdecentralizowane cyfrowe działanie, byłoby możliwe w systemie jaki został przedstawiony przez Kai Strittmatter w jego książce? Nie. W wypadku Chińskiej wersji wszystkie inicjatywy są scentralizowane, odgórnie narzucone przez partie. Na sam koniec swojego dzieła, Pan Kai przedstawia nam kilka przykładów, jak sam Zachód dał sobie pozwolenie na stosowanie technologii inwigilacji.
Ta książka to niesamowity przewodnik po świecie równoległym, magicznej krainie zarządzanej przez algorytmy na usługach partii. Brak prywatności, tej wyrażonej fizycznie jak i umysłowo, jest warunkiem istnienia. Ciężko uwierzyć, że nie czytamy fantastycznej opowieści. Rozwoju technologii nie da się powstrzymać. Aczkolwiek możemy zdecydować w jakim wydaniu „świata” chcemy żyć. Zachodnim czy Chińskim. Jednakowoż nawet największe strajki nie pomogą, jeśli właściciele transnarodowych korporacji tego nie zrozumieją. To oni mają pierwsze, jak i ostatnie, słowo w tej grze. Można się z tym nie zgadzać, można tego nie akceptować, można udawać że się tego nie widzi. To jednak oni są jeźdźcami globalizacji, która zadecyduje o przyszłości Chin, społeczeństwa są tylko podróżnymi w tej karocy.
[1] G. Orwell, Rok 1984, Warszawa 2020, s. 51.
[2] K. Strittmatter, Chiny 5.0. Jak powstaje cyfrowa dyktatura, Warszawa 2020, s. 171.
[3] G. Orwell, Rok 1984, Warszawa 2020, s. 191.
[4] K. Strittmatter, Chiny 5.0. Jak powstaje cyfrowa dyktatura, Warszawa 2020, s. 56.
[5] K. Strittmatter, Chiny 5.0. Jak powstaje cyfrowa dyktatura, Warszawa 2020, s. 157.
[6] https://arxiv.org/abs/2101.04215
[7] G. Orwell, Rok 1984, Warszawa 2020, s. 239.
[8] A. Huxley, Nowy wspaniały świat, Warszawa 2021, s. 5.