Siedemnastka
Autor: Klaudia Sasak
Uwaga! Opowiadanie
powstało na podstawie serialu Fear The Walking Dead i może zawierać spoilery
z końca 6 i początku 7 sezonu. Głównym powodem powstania opowiadania było rozszerzenie
informacji z nagrań pokazanych w 6 odcinku 7 sezonu.
– Drzwi nie
wytrzymają!
– Musimy uciekać!
– Al!
Słyszałam słowa
przyjaciół jakby zza ściany. Kiedy zobaczyłam czarny kombinezon ze znakiem
trzech nakładających się na siebie okręgów… zamurowało mnie. To nie mogła być
ona. Musiałam to sprawdzić. Nie mogła tak skończyć. Nie ona. Gdy uniosłam hełm
szwędacza zawieszonego na łańcuchu i zobaczyłam jego twarz odetchnęłam z ulgą,
jednak dalej byłam zamroczona. Gdyby nie Alycia możliwe, że zostałabym
kąsnięta.
– Co to było?! –
powiedziała patrząc się na mnie.
– Otwierają się.
Jeszcze trochę! – usłyszeliśmy zza drzwi. Wyznawcy Maddoxa kroczyli nam po
piętach.
– Zniszczmy to
miejsce – zaproponowała Alycia wiedząc, że to jedyny możliwy sposób.
– Płyn balsamiczny
się pali – powiedziałam przypominając sobie incydent sprzed kilku lat. – Jest
go tu pełno – dodałam.
– Zajmę się tym.
Uciekajcie. Dogonię was! – krzyknęła Alycia rozcinając kolejnego szwędacza, z
którego zaczął wylewać się płyn balsamiczny.
Trudno było
uwierzyć w jej słowa. Przez te kilka miesięcy zdążyliśmy ją poznać. Chciała za
wszelką cenę ratować swoich ludzi, kosztem swojego życia. Posłuchaliśmy się
jednak mając nadzieję, że rzeczywiście jej się uda.
Nie udało.
~~****~~
Gdy dotarliśmy do
obozu po Alycii zaginął słuch. Będąc przed bunkrem widzieliśmy, jak wydostaje
się z niego dym. Jeżeli ktoś nie uciekł, mógł nie przeżyć. Jednak nie ona
interesowała mnie w tym wszystkim najbardziej. Plany, spisy miejsc zrzutu,
karty z trzema nakładającymi się na siebie punktami. Tylko to mnie w tym
momencie interesowało. Nie mogłam jej stracić, a to, co zobaczyłam w bunkrze
utwierdziło mnie w tym.
– Co jest? –
usłyszałam za plecami Dwighta. – Myślisz o niej? O piwoszce?
– Muszę się dowiedzieć,
czy żyje. Czy wszystko jest w porządku. Bałam się, że ją straciłam –
odpowiedziałam opierając się o stół i myśląc o ostatniej podanej lokalizacji siedemnastki.
– Masz
się meldować co kilka dni, inaczej zacznę cię szukać – powiedział z lekkim
uśmiechem, który dodał mi otuchy w moich planach.
– Wiem. – Również
się uśmiechnęłam i ruszyłam do swojej pryczy. Musiałam się spakować. Nie wiedziałam,
ile potrawa podróż.
~~****~~
– Siedemnasta,
zgłoś się w miejscu zbiórki 58 55 91 76. Potwierdź.
– Potwierdzam.
Udaję się do miejsca zbiorki 58 55 91 76.
Trzeszczące głosy
wydostały się z ledwo działającej krótkofalówki. Byłam blisko, wiedziałam o
tym. Podróżowałam już kilka dni. Od dawna nie słyszałam Morgana, Alyci, Dwighta
i reszty. Byłam blisko. Kilka godzin później zobaczyłam stary dworek, przy
którym nie panoszył się żaden szwędacz. Szybko wyjęłam mapę i spojrzałam na
współrzędne. 58.. 55… To było tutaj! Dotarłam na czas! Nigdzie nie było
helikoptera, więc weszłam do środka. Były zapasy, więc musiało być to miejsce
zbiórki. Usiadłam i wyjęłam kamerę. Chciałabym mieć na kasecie nagrany chociaż
kawałek z nią. Wiedziałam jednak, że to nie było możliwe. Nie minęło dużo czasu
i usłyszałam dźwięk śmigieł. Przyleciała! Tylko czy była sama? Musiałam się
ukryć, aby się o tym przekonać. Słyszałam kroki, kroki jednej osoby. Wyjrzałam
zza futryny, widziałam tylko jedną postać ubraną w czarny kombinezon i hełm.
Nie był to z pewnością mężczyzna. Zaczęła się rozglądać, sprawdzając pewnie czy
w okolicy nikogo nie ma. I w tym momencie usłyszałam szwędacza za dworkiem. Szedł
w moją stronę. Zaczęłam uciekać tak cicho, jak tylko mogłam. I oprócz dźwięku
szwędacza usłyszałam odbezpieczany magazynek.
– Unieś ręce i się
nie odwracaj. – Znajome słowa i znajomy głos.
Po części nie
posłuchałam. Uniosłam ręce, jednak odwróciłam się.
– Cześć –
powiedziałam z lekkim uśmiechem. Miała na sobie hełm, jednak wiedziałam, że to ona.
Po chwili odłożyła
broń i zdjęła w pośpiechu nakrycie głowy.
– Al… Co ty tu
robisz?! – zapytała jakby ze strachem. – Jak znalazłaś to miejsce? – dodała
spoglądając za okno.
– Od tygodni
odbieram wasze rozmowy. To nie było trudne – odpowiedziałam delikatnie się
śmiejąc. Chciałam do niej podejść, przytulić, pocałować… Nie wiedziałam jednak
czy mogę.
Spojrzała się za
siebie ze strachem w oczach. Czyżby przyleciała tu z kimś? Nagle usłyszałam coś
tępego wbijanego w ciało szwędacza. To potwierdziło mnie w tym, że faktycznie
nie była sama.
– Schowaj się! –
powiedziała ciszej popychając mnie w stronę drzwi.
Nie zastanawiałam
się długo. Posłuchałam jej, jednak nie zamknęłam do końca drzwi. Chciałam
słyszeć i choć trochę widzieć co się za nimi dzieje. Miałam tak wielką ochotę
wyjąć kamerę. Zawsze podążałam za tematem, a to był naprawdę wielki temat!
Temat, który zagrażał życiu nie tylko mojemu, ale i osoby, za którą tu
podążyłam. Powiedziałam to? Podążałam za osobą, nie tematem? Zbyt wiele czasu
spędziłam z Morganem i resztą ekipy. Zaczęłam się zmieniać.
– Siedemnastka,
czysto?! – Głośny głos mężczyzny dobiegał zza drzwi wejściowych.
– Czysto – odpowiedziała
mu wychodząc do niego. Zapewne chciała mnie chronić. Nie chciała dopuścić, aby
ktoś mnie znalazł.
Miałam ochotę
wyjść z tej szafy, aby posłuchać o czym rozmawiają. Przyszłam tu dla niej, żeby
z nią porozmawiać. Ostrzec przed tym, co może się wydarzyć.
Minęła dłuższa
chwila jak usłyszałam odlatujący helikopter. Zastanawiałam się czy rzeczywiście
już odlecieli? Po co tu w ogóle przylecieli? Tak szybko się uporali z tym, co
mieli zrobić? Nie. Nie wszyscy odlecieli. Słyszałam kroki na trzeszczących
deskach dworku. Drzwi się otworzyły, a przed nimi była Isabelle bez hełmu.
– Odleciał –
poinformowała mnie. – I ty też powinnaś stąd iść. Jeżeli cię spotkają… Zabiją cię.
Widziałam ten
strach w oczach. Ten sam, który widziałam tamtego dnia, kiedy się rozstawałyśmy.
– Wiem, ale chyba
nikogo poza nami tu nie ma. I kilku szwędaczy w okolicy – powiedziałam
podchodząc na kilka centymetrów od niej. – Przynajmniej na kilka minut. Nie
wiem. Nie wiem jakie macie plany – dodałam.
Patrzyła się na
mnie. Po chwili odwróciła wzrok i spojrzała się na karabin stojący przy
kanapie. Odwróciła się w jego kierunku i podeszła, aby go wziąć. Nie
spodziewałam się tego, ale ponownie we mnie wymierzyła. Uniosłam dłonie cały
czas się na nią patrząc.
– My jesteśmy
przeszłością, a ważne jest jutro? – zapytałam przypominając sobie jej słowa.
– Miałaś nie
drążyć tematu i mnie nie szukać – powiedziała to z lekkim drganiem głosu.
Stałyśmy tak
chwilę, aż nie zobaczyłam, jak drgają jej ręce. Chwyciłam za karabin i
odstawiłam go od swojej twarzy. Nie sprzeciwiała się, wiedziałam, że nie
chciała tego robić. Zabrałam go jej, a następnie odłożyłam. Odetchnęłam z ulgą.
Spuściła wzrok patrząc się na swoje buty. Podeszłam do niej i objęłam. Musiałam
to zrobić. Od tak dawna o tym marzyłam. Odwzajemniła uścisk, a następnie
usłyszałam cichy szloch. Nie chciałam tego przerywać. Nie w momencie, kiedy
zdałam sobie sprawę w jakiej sytuacji się właśnie znalazłam.
~~****~~
Siedziałyśmy na
kanapie z butelkami piwa przed nami. Nie odzywałyśmy się do siebie. Isabelle
zapewne myślała, jak wyjść z tej sytuacji, ale ja wiedziałam, że w końcu
będziemy musiały porozmawiać. O tym, ile czasu mamy. O niebezpieczeństwie ze
strony Maddoxa. O… przyszłości?
– Dlaczego tu
jesteś? – odezwała się w końcu tak, jakby czytała w moich myślach. – Mówiłam
ci, że nie możemy się więcej zobaczyć. – Spojrzała na mnie, a następnie wzięła
łyk piwa.
– Musiałam cię
odnaleźć. Nie tylko ze swoich pobudek. Zbliża się niebezpieczeństwo, z którym
ciężko będzie nam się zmierzyć – powiedziałam przypominając sobie bunkier.
– Zagrożenie?
Dawno byśmy o nim wiedzieli – stwierdziła odkładając butelkę. – Co to jest? –
dopytała.
– To człowiek,
który chce odbudować ludzkość na swoich warunkach. Nie wiemy co ma dokładnie w
planach, ale jedno jest pewne. Szykował się do tego od dawna, skoro
przygotowywał bunkier.
Nie odezwała się.
Wstała z kanapy i ściągnęła kurtkę odkładając ją na krzesło. Chodziła po pokoju
zapewne myśląc nad tym, co jej powiedziałam.
– Nie mogę tego
przekazać dowództwu. To nie skończyłoby się najlepiej dla mnie, ciebie i twoich
przyjaciół. Jeżeli ono nic z tym nie robi, oznacza to, że nie jest to
zagrożenie, którym trzeba się przejmować – powiedziała to tak, jakby wcale w to
nie wierzyła.
– Możliwe.
Chciałam cię tylko ostrzec. Kiedy byłam w bunkrze… – Przerwałam na chwilę
patrząc na torbę z kamerą. – Widziałam tam człowieka, a raczej szwędacza, który
nosił taki sam uniform jak ty. Myślałam, że dorwali cię, że nie żyjesz. –
Musiałam się do tego przyznać. W końcu byłam reporterką, dla której prawda była
wszystkim.
Usłyszałam ciche
parsknięcie.
– Czyli nie jesteś
tu przez tego opętanego człowieka, a przez jakiegoś trupa? – zapytała
wyglądając na zewnątrz i widząc martwego już szwędacza, którego zabił jej
kolega.
– Jestem tu, aby
cię ochronić! – krzyknęłam wstając z kanapy.
– To ja jestem tą,
która chroni innych. I ciebie też ochronię. – Podeszła do mnie i poczułam to,
co tamtego dnia za górami.
~~****~~
Obudziłam się z
samego rana słysząc za oknem świergotanie ptaków. Dawno nie spałam tak dobrze w
normalnym łóżku. Przeciągnęłam się, aby rozbudzić się bardziej. Uśmiechnęłam
się pod nosem przypominając sobie wczorajszy wieczór. Przyjechałam tu w innym
zamiarze, jednak to, co się stało nie było czymś, czego bym żałowała. Zobaczyłam
w kącie pokoju torbę z kamerą. Była otwarta. Szybko do niej podeszłam, aby
sprawdzić czy najważniejsza zawartość dalej jest na swoim miejscu. Nie było jej
tam. Przejechałam ręką po włosach a drugą chwyciłam koszulę z krzesła.
Ubierając się wyszłam z pokoju na dół, gdzie słyszałam zniekształcone głosy.
Okazało się, że był to dźwięk z kamery. Isabelle siedziała na kanapie z kamerą
w ręce i oglądała ostatnie nagranie, jakie było w środku. Nie zauważyła mnie.
Patrzyłam się na nią z lekkim uśmiechem. Ubrana w mniej służbowe ubrania
wyglądała o wiele lepiej. Nie emitowała od niej złowroga energia, jaką
wyczuwałam za każdym razem, gdy widziałam ten czarny uniform. Idąc bliżej
zahaczyłam o notes położony na komodzie przy drzwiach. Od razu zareagowała
wyciągając pistolet i kierując go w moją stronę.
– Ile razy jeszcze
zamierzasz celować w moją głowę? – zapytałam nawet nie podnosząc rąk do góry.
Gdy mnie zauważyła
od razu schowała broń do kabury przy nodze. Mimo tego, że była ubrana w zwykłe
jeansowe spodnie i kraciastą czerwono–czarną koszulę dalej nosiła wyposażenie
wojskowe do obrony… lub ataku. Jednak w jej przypadku raczej do tego
pierwszego. W końcu była pilotem. I to było coś, o co zapomniałam jej wczoraj
zapytać. Nie było w końcu okazji.
– Dlaczego tu
zostałaś? – dodałam do poprzedniego pytania. Interesowało mnie to bardziej niż to,
dlaczego zaczęła oglądać nagrania z kamery.
– Nie powinnam ci
mówić… – Spodziewałam się tej odpowiedzi. Wieczne tajemnice.
– Isabelle… Gdybym
miała cię zdradzić już dawno bym to zrobiła. I nie szukałabym cię przez tyle
dni – odpowiedziałam siadając na kanapie i biorąc kamerę do rąk. Na nagraniu
byli moi przyjaciele chwilę po tym, jak obaliliśmy Virginię i budowaliśmy nowy
azyl, który prowadził przede wszystkim Morgan.
– Brakuje mi
spokojnego życia – powiedziała to tak smutnym głosem ignorując wcześniejszą
rozmowę. Patrzyła się na ekran kamery i gładząc przy tym swoje udo. – Nie
mówię, że to, co robimy jest złe, jednak… To nie jest życie, o którym marzyłam.
Na początku, po wybuchu apokalipsy, myślałam, że to, co robimy jest dobre. Że
robimy coś, co pomoże ludzkości. A teraz, gdy oglądam te nagrania… Myślę, że
moglibyśmy zrobić więcej. Jest tyle ludzi wśród ocalałych, którzy błąkają się
wśród zarażonych. Oni wszyscy mogliby jakoś pomóc – dodała wstając i podchodząc
do drzwi wyjściowych na patio.
– To dlaczego tego
nie robicie? – zapytałam ciekawa odpowiedzi. Widziałam tę smutną twarz
Isabelle. Jej postawa różniła się od tej, którą widziałam kilka miesięcy temu.
To była ta sama osoba, a jednak różniąca się w diametralny sposób. – Nie wiem
jakie zapasy macie, nie wiem na ile was stać, ale wiem tylko tyle, że
bylibyście w stanie pomóc nawet części ludziom.
– To zbyt
skomplikowane. Jestem tylko pilotem. Nie mam dostępu do wewnętrznych. Muszę
wykonywać swoje rozkazy i nie dać się wykryć. – Mówiąc to prychnęła i
uśmiechnęła się patrząc na mnie. – Chociaż chyba nawet to mi się nie udało.
Uśmiechnęłam się
na te słowa. Cieszyłam się, że Isabelle potrafiła się powstrzymać i nie
władowała mi kulki przy naszym pierwszym spotkaniu oraz pożegnaniu Zamknęłam
kamerę i odłożyłam ją na stolik, na którym dalej stały puste butelki po piwie.
Przypomniała mi się noc na klifie, kiedy ruszyłyśmy po paliwo do helikoptera.
Naszą rozmowę.
– Dlaczego tutaj
jesteś? Sama? – Zapytałam ponownie licząc, że tym razem dostanę na to
odpowiedź.
– Chodź za mną –
powiedziała kierując się do wyjścia z dworku.
Posłuchałam jej
nie mając innego wyjścia. W końcu chciałam poznać prawdę.
– Zostałam przeniesiona na inny obszar, jednak
zanim to nastąpi miałam sprawdzić to miejsce zbiórki – powiedziała podchodząc
do sterty zapasów, które znajdowały się zapewne w wielu miejscach w całym
kraju. – Za kilka dni podstawią śmigłowiec, którym mam ruszyć do podanych
współrzędnych. Nie możesz tutaj zostać – dodała kopiąc delikatnie w zbiorniki z
paliwem. – Wtedy zabiją i ciebie, i mnie.
– Więc mamy kilka
dni. – Uśmiechnęłam się patrząc w stronę lasu i słuchając świergotu ptaków.
I tak też było.
Miałyśmy kilka dni zanim zjawią się tu umundurowani.
~~****~~
Dni mijały we
względnym spokoju. Raz na jakiś czas pojawiał się szwędacz, którego po cichu
eliminowałyśmy, aby nie ściągnąć ich więcej. Isabelle obserwowała swoje radio,
czekając na dalsze rozkazy. Na szczęście to milczało dając nam więcej czasu.
Ponownie liczyłam na to, że uda mi się nagrać wywiad z pilotką, ale ta
sukcesywnie odmawiała i nie było najmniejszej szansy na to, aby ją przekonać.
Niestety, spokojna
sielanka nie trwała długo. Radio, które kobieta nosiła przy pasku, wydało z
siebie szeleszczący dźwięk, a następnie doszedł do nas damski głos.
– Siedemnastka,
zgłoś się.
Isabelle chwyciła
natychmiastowo krótkofalówkę i spojrzała się na mnie dając mi znać, abym się
nie odzywała.
– Siedemnastka,
zgłaszam się – powiedziała po krótkiej chwili.
– Rozkaz M
dwadzieścia dwa. Współrzędne śmigłowca 55 50 87 50. Załaduj ładunek i udaj się
do bazy x13. Współrzędne 39 102 394 21. Potwierdź. – Wsłuchiwałam
się w podawane współrzędne. Nie kojarzyłam żadnych z nich. Zaciekawił mnie
ładunek, jaki miała zabrać ze sobą Isabelle. Wtedy w górach też miała coś
przywieź.
– Potwierdzam –
odpowiedziała zapewne swojej przełożonej.
– Masz się
zgłosić jutro o 12. Bez odbioru.
Po tych słowach
już nie usłyszałyśmy głosu kobiety. Isabelle trzymała dalej radio w ręce i
patrzyła się na nie ze zmarszczonymi brwiami, a ja jedynie stałam przed nią
czekając na jej reakcję. Nie wiem, ile czasu minęło zanim podniosła wzrok
gdzieś przed siebie i odłożyła krótkofalówkę do paska.
– Ucieknijmy
gdzieś – powiedziała nagle zaskakując mnie. – Gdzieś, gdzie nas nie znajdą.
Gdzie będziemy bezpieczne i nie będziemy musiały się niczym martwić – dodała
odwracając się w moją stronę i łapiąc za ramiona.
– Na tym świecie
chyba już nie ma takich miejsc – odpowiedziałam kładąc dłoń na jej policzku i
lekko się uśmiechając.
To jej nie
zdemotywowało. Szybko ruszyła do wnętrza dworku a ja podążyłam za nią. Szukała
czegoś w środku szafek i w momencie, kiedy znalazła starą mapę uśmiechnęła się
i rozłożyła ja.
– Znam takie
miejsce. – Wskazała palcem punkt na podniszczonym papierze. – Domek letniskowy
w górach, który kiedyś należał do mojego ojca. Znajduje się blisko rzeki,
dookoła otacza go las i góry. Jest mała szansa na szwędaczy, bo w promieniu 20
kilometrów nie było żadnych zabudowań, a i teren nie sprzyjałby do
czegokolwiek. – Mówiła obserwując dalej punkt, który wskazywała. To co mówiła
wydawało się naprawdę interesujące. – Obok domku jest malutka działka, która
idealnie nadawałaby się na uprawy dla dwóch osób, a resztę pożywienia można by
czerpać z lasu – kontynuowała pospiesznie.
Nie wiedziałam jak
na to zareagować. Ten plan mógłby się naprawdę udać. I w tym samym momencie,
kiedy pomyślałam o bezpiecznej przyszłości, spojrzałam na kamerę leżącą obok
mapy. Następnie przypomniał mi się mój brat oraz misja, którą wykonywałam od
początku wybuchu apokalipsy. Przyjaciele, którzy zostali walczyć z Maddoxem. To
było najgorsze, co mogłabym w tym momencie zrobić, ale musiałam.
– Isabelle, nie
mogę. Ty też – powiedziałam.
To była najgłupsza
decyzja, jaką mogłam kiedykolwiek podjąć. Widziałam minę Isabelle. W jej oczach
zgasła nadzieja, którą miała jeszcze do niedawna. Byłam tego powodem. To ja ją
usunęłam.
– Tak, masz rację.
To głupota. Będą mnie ścigać. – W momencie, kiedy to mówiła wzięła mapę i
podarła ją. – Muszę iść załadować ładunek.
Rzuciła zmięty
papier i wyszła przez drzwi. Patrzyłam się za nią i nie mając nic lepszego do
roboty ruszyłam za nią. Nie odzywałam się, ale jednocześnie pomagałam w załadowaniu
małych skrzynek. Helikopter był położony niedaleko dworku, dookoła nie było
żadnego z umundurowanych przyjaciół Isabelle. Widocznie po prostu podstawili
śmigłowiec i ruszyli dalej. Nie bali się, że ktoś go ukradnie? Najwidoczniej
nie. Gdy wróciłyśmy do dworku Isabelle sięgnęła po kamerę.
– Masz jakąś wolną
kasetę? – zapytała otwierając przegrodę. Od razu ruszyłam po nowy nośnik
pamięci w nadziei, że Isabelle w końcu zgodziła się na wywiad.
Gdy wróciłam do
niej wzięła kasetę i włożyła ją na miejsce. Zdziwił mnie fakt, że tym razem to
ona stanęła po drugiej stronie.
– Wierzysz, że to
wszystko się skończy i kiedyś powrócimy do normalnych czasów? – Zadała mi
pytanie włączając tym samym nagrywanie.
– Nie wiem. Nie
pozwalam sobie zadawać takich pytań. Od kiedy nie masz nic przeciwko kamerom? –
odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Ten świat był już skazany na porażkę, a
przekonywaliśmy się o tym za każdym razem, gdy znajdowaliśmy względny spokój.
– Dlaczego tu
jesteś?
– Co mam
powiedzieć? Wiesz, dlaczego cię znalazłam.
Wyłączyła
nagrywanie i odłożyła kamerę z lekkim uśmiechem. Spojrzała się na nią, a
następnie poszła po dwie butelki piwa. Skąd oni biorą te wszystkie zapasy i po
co było im potrzebne akurat piwo? Tego dalej nie potrafiłam zrozumieć.
– To nasza ostatnia
noc. Definitywnie… – powiedziała i pomimo uśmiechu na jej ustach widziałam żal,
który malował się w jej oczach. – Muszę iść jeszcze do helikoptera, aby go
zatankować. Pójdziesz ze mną? – zapytała spoglądając na mnie i biorąc
jednocześnie łyka napoju.
Nie miałam innego
wyboru. Kiwnęłam jedynie głową na zgodę i również upiłam trunku, którego tak
dawno nie piłam. A przynajmniej o takim smaku. Te szczyny, które ważyła Sarah
czasami nie dało się nazwać piwem.
~~****~~
Przed zapadnięciem
zmroku zdążyłyśmy zanieś wystarczającą ilość paliwa, które zapełniło zbiorniki
śmigłowca. Na ostatnie kółko Isabelle ponownie wzięła kamerę i zaczęła mnie
nagrywać.
– Jutro muszę już
odlecieć – powiedziała zanim zaczęła nagrywać.
– Wiem. Nie możemy
tak dalej. Dlatego mnie nagrywasz. Już się nie zobaczymy – odpowiedziałam w stu
procentach pewna swoich słów. Już to spotkanie było czymś, do czego nie powinno dojść.
– Miejsce docelowe
to główna baza, w której zapewne będę mogła spędzić kilka dni wolnych.
Chciałabym mieć jakąś pamiątkę, której mam nadzieję nie znajdą.
– Szkoda, że nie
powiesz mi więcej. Ale wiem, co to dla ciebie znaczy. Masz cel i powód by rano
wstawać. Dobrze, że go chronisz. – Uśmiechnęłam się do kamery, ale patrzyłam tylko
na Isabelle.
Szłyśmy w kierunku
dworku z już wyłączoną kamerą. Chciałabym, aby ta noc trwała wiecznie, ale
wiedziałam, że jutro rano to wszystko się skończy. Isabelle ruszy do głównej
bazy, a ja do swoich przyjaciół… Albo gdziekolwiek indziej, gdzie znajdę jakiś
temat. Chciałabym lecieć pod przykryciem z Isabelle. Prosto do tych tajemnych
miejsc, o których wspomina, ale nie mówi nic więcej. Wiedziałam, że wtedy
miałabym wystarczająco duży temat, aby zaspokoić swoje rządze. I jednocześnie
zrobić wystarczająco dużo problemów pilotce, żeby zakończyć jej i mój żywot.
Tak być nie mogło.
– Isabelle, mam
prośbę – odezwałam się, gdy już stałyśmy przed naszym obecnym zakwaterowaniem.
– Słucham? –
Spojrzała się na mnie z widocznym zastanowieniem w oczach.
– Spędźmy tę noc
tak, jakby nie była naszą ostatnią. Nie chcę o tobie zapominać. Jesteś jedną z
nielicznych rzeczy od śmierci brata, które sprawiły, że jestem szczęśliwa –
powiedziałam łapiąc ją za dłoń.
Nie musiałam długo
czekać. Kobieta myślała chyba podobnie do mnie. Odłożyłyśmy kamerę na miejsce i
ze smutnymi uśmiechami chciałyśmy się poczuć jak za czasów sprzed apokalipsy.
~~****~~
Poranek był
najgorszy z możliwych. Oprócz widma rozstania doszedł do mnie ból głowy,
którego przysporzyłam sobie zbyt dużą liczbą wypitych butelek piwa. Nie
wiedziałam która jest godzina, jednak Isabelle już nie było w łóżku. Zeszłam na
dół z nadzieją, że jeszcze nie odleciała. Miałam rację. Siedziała i piła gorący
napój, a obok butelek po piwie stał jeszcze jeden kubek. Gdy mnie zauważyła
uśmiechnęła się w moją stronę i od razu sięgnęła po kamerę. Już wiedziałam co
czują te wszystkie osoby, gdy je filmowałam.
– Jak się spało? –
zapytała, gdy podchodziłam do okna.
– Która godzina? –
odpowiedziałam pytaniem nie chcąc zostawiać na kasecie śladu po moim kacu.
– Po ósmej.
Jeszcze mamy chwilę czasu. – Poklepała miejsce obok siebie, ale nim do niej
podeszłam zauważyłam coś niepokojącego na niebie.
– Co to jest?! –
zapytałam z przerażeniem.
I dopiero po
chwili do mnie dotarło. Maddox. Moi przyjaciele. Broń, która miała zniszczyć
ludzi. To już się zaczęło.
– Musze im pomóc… –
mówiłam pod nosem trzymając się za głowę. Wtedy też przyszedł mi pomysł do
głowy. – Isabelle, proszę, pomóż mi. – Spojrzałam się na nią błagalnym
wzrokiem. Wiedziałam, że jeśliby się zgodziła, przekreśliłaby własne życie.
Milczała chwilę,
odstawiła kamerę na ziemię, a ta pokazywała jedynie nasze nogi. Zaczęła do
końca zapinać czarny mundur, w który była już ubrana w momencie, kiedy zeszłam
na dół. Chwyciła mnie za policzki i pocałowała. Zrozumiałam to jako zgodę.
– Rezygnujesz ze
wszystkiego – powiedziałam szeptem opierając swoje czoło o jej.
– Wiem –
odpowiedziała jedynie tyle i ruszyła w stronę śmigłowca. Wzięłam kamerę i
ruszyłam za nią.
Dotarcie do
śmigłowca nie zajmowało dużo czasu. Widziałam, jak Isabelle odpala wszystkie
urządzenia w maszynie. Wyszła z niej, aby odebrać mi kamerę i znowu jej
obiektyw przeniósł się w moją stronę.
– Poleć ze mną.
Gdy uratuję twoich przyjaciół polecimy tam, gdzie mówiłam wcześniej – odezwała
się nie patrząc w ekran kamery a na mnie.
– Wiesz, że to
słuszna decyzja – powiedziałam mając na myśli pozostanie z przyjaciółmi. – Że
jeśli polecę z tobą to źle się to skończy. – Jeżeli mnie by tam nie było może
miałaby szansę wrócić jeszcze do bazy.
– Al, to i tak już
niczego nie zmieni. Uciekam. Nie chcę tak dalej żyć. Wierzyłam w te ideały, ale
to już nie to samo. – Niemal krzyczała, gdy to mówiła.
– Jeśli mówiłaś
prawdę to nigdy nie przestaną szukać. Nie chcę oglądać się za siebie w obawie,
że goni mnie ktoś armia – powiedziałam i sięgnęłam ręką do obiektywu, aby go
zakryć.
Odebrałam swoją
własność i wyjęłam kasetę. Dałam ją jej. Chciałam, żeby przynajmniej miała
jakąś pamiątkę. Cokolwiek. Zabolał mnie jej wzrok, ale nie odwróciłam oczu.
Założyła swój kask i wsiadła do śmigłowca.
– Poinformuj
przyjaciół o miejscu, do którego mają dotrzeć. Przywiozę ich tutaj, o ile
będzie bezpiecznie. Skryj się w podziemiach – poinstruowała mnie i zamknęła drzwi.
Po chwili widziałam,
jak maszyna odlatuje. Natychmiast wzięłam swoją krótkofalówkę i zaczęłam nadawać
koordynaty na odpowiednim kanale w nadziei, że ktoś mnie usłyszy.
Usłyszeli.
Spotkałam się z przyjaciółmi jeszcze raz, jednak po Isabelle słuch zaginął.
Tylko na razie.