Przejdź do treści

Siedemnastka

Autor: Klau­dia Sasak

Uwa­ga! Opo­wia­da­nie powsta­ło na pod­sta­wie seria­lu Fear The Wal­king Dead i może zawie­rać spo­ile­ry z koń­ca 6 i począt­ku 7 sezo­nu. Głów­nym powo­dem powsta­nia opo­wia­da­nia było roz­sze­rze­nie infor­ma­cji z nagrań poka­za­nych w 6 odcin­ku 7 sezonu. 

 

– Drzwi nie wytrzymają!

– Musi­my uciekać!

– Al!

Sły­sza­łam sło­wa przy­ja­ciół jak­by zza ścia­ny. Kie­dy zoba­czy­łam czar­ny kom­bi­ne­zon ze zna­kiem trzech nakła­da­ją­cych się na sie­bie okrę­gów… zamu­ro­wa­ło mnie. To nie mogła być ona. Musia­łam to spraw­dzić. Nie mogła tak skoń­czyć. Nie ona. Gdy unio­słam hełm szwę­da­cza zawie­szo­ne­go na łań­cu­chu i zoba­czy­łam jego twarz ode­tchnę­łam z ulgą, jed­nak dalej byłam zamro­czo­na. Gdy­by nie Aly­cia moż­li­we, że zosta­ła­bym kąsnięta. 

– Co to było?! – powie­dzia­ła patrząc się na mnie. 

– Otwie­ra­ją się. Jesz­cze tro­chę! – usły­sze­li­śmy zza drzwi. Wyznaw­cy Mad­do­xa kro­czy­li nam po piętach.

– Zniszcz­my to miej­sce – zapro­po­no­wa­ła Aly­cia wie­dząc, że to jedy­ny moż­li­wy sposób. 

– Płyn bal­sa­micz­ny się pali – powie­dzia­łam przy­po­mi­na­jąc sobie incy­dent sprzed kil­ku lat. – Jest go tu peł­no – dodałam. 

– Zaj­mę się tym. Ucie­kaj­cie. Dogo­nię was! – krzyk­nę­ła Aly­cia roz­ci­na­jąc kolej­ne­go szwę­da­cza, z któ­re­go zaczął wyle­wać się płyn balsamiczny. 

Trud­no było uwie­rzyć w jej sło­wa. Przez te kil­ka mie­się­cy zdą­ży­li­śmy ją poznać. Chcia­ła za wszel­ką cenę rato­wać swo­ich ludzi, kosz­tem swo­je­go życia. Posłu­cha­li­śmy się jed­nak mając nadzie­ję, że rze­czy­wi­ście jej się uda. 

Nie uda­ło.

 

~~****~~

 

Gdy dotar­li­śmy do obo­zu po Aly­cii zagi­nął słuch. Będąc przed bun­krem widzie­li­śmy, jak wydo­sta­je się z nie­go dym. Jeże­li ktoś nie uciekł, mógł nie prze­żyć. Jed­nak nie ona inte­re­so­wa­ła mnie w tym wszyst­kim naj­bar­dziej. Pla­ny, spi­sy miejsc zrzu­tu, kar­ty z trze­ma nakła­da­ją­cy­mi się na sie­bie punk­ta­mi. Tyl­ko to mnie w tym momen­cie inte­re­so­wa­ło. Nie mogłam jej stra­cić, a to, co zoba­czy­łam w bun­krze utwier­dzi­ło mnie w tym. 

– Co jest? – usły­sza­łam za ple­ca­mi Dwi­gh­ta. – Myślisz o niej? O piwoszce?

– Muszę się dowie­dzieć, czy żyje. Czy wszyst­ko jest w porząd­ku. Bałam się, że ją stra­ci­łam – odpo­wie­dzia­łam opie­ra­jąc się o stół i myśląc o ostat­niej poda­nej loka­li­za­cji sie­dem­nast­ki.

Masz się mel­do­wać co kil­ka dni, ina­czej zacznę cię szu­kać – powie­dział z lek­kim uśmie­chem, któ­ry dodał mi otu­chy w moich planach. 

– Wiem. – Rów­nież się uśmiech­nę­łam i ruszy­łam do swo­jej pry­czy. Musia­łam się spa­ko­wać. Nie wie­dzia­łam, ile potra­wa podróż. 

 

~~****~~

 

Sie­dem­na­sta, zgłoś się w miej­scu zbiór­ki 58 55 91 76. Potwierdź.

– Potwier­dzam. Uda­ję się do miej­sca zbior­ki 58 55 91 76. 

Trzesz­czą­ce gło­sy wydo­sta­ły się z led­wo dzia­ła­ją­cej krót­ko­fa­lów­ki. Byłam bli­sko, wie­dzia­łam o tym. Podró­żo­wa­łam już kil­ka dni. Od daw­na nie sły­sza­łam Mor­ga­na, Aly­ci, Dwi­gh­ta i resz­ty. Byłam bli­sko. Kil­ka godzin póź­niej zoba­czy­łam sta­ry dwo­rek, przy któ­rym nie pano­szył się żaden szwę­dacz. Szyb­ko wyję­łam mapę i spoj­rza­łam na współ­rzęd­ne. 58.. 55… To było tutaj! Dotar­łam na czas! Nigdzie nie było heli­kop­te­ra, więc weszłam do środ­ka. Były zapa­sy, więc musia­ło być to miej­sce zbiór­ki. Usia­dłam i wyję­łam kame­rę. Chcia­ła­bym mieć na kase­cie nagra­ny cho­ciaż kawa­łek z nią. Wie­dzia­łam jed­nak, że to nie było moż­li­we. Nie minę­ło dużo cza­su i usły­sza­łam dźwięk śmi­gieł. Przy­le­cia­ła! Tyl­ko czy była sama? Musia­łam się ukryć, aby się o tym prze­ko­nać. Sły­sza­łam kro­ki, kro­ki jed­nej oso­by. Wyj­rza­łam zza futry­ny, widzia­łam tyl­ko jed­ną postać ubra­ną w czar­ny kom­bi­ne­zon i hełm. Nie był to z pew­no­ścią męż­czy­zna. Zaczę­ła się roz­glą­dać, spraw­dza­jąc pew­nie czy w oko­li­cy niko­go nie ma. I w tym momen­cie usły­sza­łam szwę­da­cza za dwor­kiem. Szedł w moją stro­nę. Zaczę­łam ucie­kać tak cicho, jak tyl­ko mogłam. I oprócz dźwię­ku szwę­da­cza usły­sza­łam odbez­pie­cza­ny magazynek.

– Unieś ręce i się nie odwra­caj. – Zna­jo­me sło­wa i zna­jo­my głos. 

Po czę­ści nie posłu­cha­łam. Unio­słam ręce, jed­nak odwró­ci­łam się. 

– Cześć – powie­dzia­łam z lek­kim uśmie­chem. Mia­ła na sobie hełm, jed­nak wie­dzia­łam, że to ona. 

Po chwi­li odło­ży­ła broń i zdję­ła w pośpie­chu nakry­cie głowy. 

– Al… Co ty tu robisz?! – zapy­ta­ła jak­by ze stra­chem. – Jak zna­la­złaś to miej­sce? – doda­ła spo­glą­da­jąc za okno. 

– Od tygo­dni odbie­ram wasze roz­mo­wy. To nie było trud­ne – odpo­wie­dzia­łam deli­kat­nie się śmie­jąc. Chcia­łam do niej podejść, przy­tu­lić, poca­ło­wać… Nie wie­dzia­łam jed­nak czy mogę. 

Spoj­rza­ła się za sie­bie ze stra­chem w oczach. Czyż­by przy­le­cia­ła tu z kimś? Nagle usły­sza­łam coś tępe­go wbi­ja­ne­go w cia­ło szwę­da­cza. To potwier­dzi­ło mnie w tym, że fak­tycz­nie nie była sama. 

– Scho­waj się! – powie­dzia­ła ciszej popy­cha­jąc mnie w stro­nę drzwi. 

Nie zasta­na­wia­łam się dłu­go. Posłu­cha­łam jej, jed­nak nie zamknę­łam do koń­ca drzwi. Chcia­łam sły­szeć i choć tro­chę widzieć co się za nimi dzie­je. Mia­łam tak wiel­ką ocho­tę wyjąć kame­rę. Zawsze podą­ża­łam za tema­tem, a to był napraw­dę wiel­ki temat! Temat, któ­ry zagra­żał życiu nie tyl­ko moje­mu, ale i oso­by, za któ­rą tu podą­ży­łam. Powie­dzia­łam to? Podą­ża­łam za oso­bą, nie tema­tem? Zbyt wie­le cza­su spę­dzi­łam z Mor­ga­nem i resz­tą eki­py. Zaczę­łam się zmieniać. 

Sie­dem­nast­ka, czy­sto?! ­– Gło­śny głos męż­czy­zny dobie­gał zza drzwi wejściowych. 

Czy­sto – odpo­wie­dzia­ła mu wycho­dząc do nie­go. Zapew­ne chcia­ła mnie chro­nić. Nie chcia­ła dopu­ścić, aby ktoś mnie znalazł. 

Mia­łam ocho­tę wyjść z tej sza­fy, aby posłu­chać o czym roz­ma­wia­ją. Przy­szłam tu dla niej, żeby z nią poroz­ma­wiać. Ostrzec przed tym, co może się wydarzyć. 

Minę­ła dłuż­sza chwi­la jak usły­sza­łam odla­tu­ją­cy heli­kop­ter. Zasta­na­wia­łam się czy rze­czy­wi­ście już odle­cie­li? Po co tu w ogó­le przy­le­cie­li? Tak szyb­ko się upo­ra­li z tym, co mie­li zro­bić? Nie. Nie wszy­scy odle­cie­li. Sły­sza­łam kro­ki na trzesz­czą­cych deskach dwor­ku. Drzwi się otwo­rzy­ły, a przed nimi była Isa­bel­le bez hełmu. 

– Odle­ciał – poin­for­mo­wa­ła mnie. – I ty też powin­naś stąd iść. Jeże­li cię spo­tka­ją… Zabi­ją cię. 

Widzia­łam ten strach w oczach. Ten sam, któ­ry widzia­łam tam­te­go dnia, kie­dy się rozstawałyśmy. 

– Wiem, ale chy­ba niko­go poza nami tu nie ma. I kil­ku szwę­da­czy w oko­li­cy – powie­dzia­łam pod­cho­dząc na kil­ka cen­ty­me­trów od niej. – Przy­naj­mniej na kil­ka minut. Nie wiem. Nie wiem jakie macie pla­ny – dodałam. 

Patrzy­ła się na mnie. Po chwi­li odwró­ci­ła wzrok i spoj­rza­ła się na kara­bin sto­ją­cy przy kana­pie. Odwró­ci­ła się w jego kie­run­ku i pode­szła, aby go wziąć. Nie spo­dzie­wa­łam się tego, ale ponow­nie we mnie wymie­rzy­ła. Unio­słam dło­nie cały czas się na nią patrząc. 

– My jeste­śmy prze­szło­ścią, a waż­ne jest jutro? – zapy­ta­łam przy­po­mi­na­jąc sobie jej słowa. 

– Mia­łaś nie drą­żyć tema­tu i mnie nie szu­kać – powie­dzia­ła to z lek­kim drga­niem głosu. 

Sta­ły­śmy tak chwi­lę, aż nie zoba­czy­łam, jak drga­ją jej ręce. Chwy­ci­łam za kara­bin i odsta­wi­łam go od swo­jej twa­rzy. Nie sprze­ci­wia­ła się, wie­dzia­łam, że nie chcia­ła tego robić. Zabra­łam go jej, a następ­nie odło­ży­łam. Ode­tchnę­łam z ulgą. Spu­ści­ła wzrok patrząc się na swo­je buty. Pode­szłam do niej i obję­łam. Musia­łam to zro­bić. Od tak daw­na o tym marzy­łam. Odwza­jem­ni­ła uścisk, a następ­nie usły­sza­łam cichy szloch. Nie chcia­łam tego prze­ry­wać. Nie w momen­cie, kie­dy zda­łam sobie spra­wę w jakiej sytu­acji się wła­śnie znalazłam. 

 

~~****~~

 

Sie­dzia­ły­śmy na kana­pie z butel­ka­mi piwa przed nami. Nie odzy­wa­ły­śmy się do sie­bie. Isa­bel­le zapew­ne myśla­ła, jak wyjść z tej sytu­acji, ale ja wie­dzia­łam, że w koń­cu będzie­my musia­ły poroz­ma­wiać. O tym, ile cza­su mamy. O nie­bez­pie­czeń­stwie ze stro­ny Mad­do­xa. O… przyszłości? 

– Dla­cze­go tu jesteś? – ode­zwa­ła się w koń­cu tak, jak­by czy­ta­ła w moich myślach. – Mówi­łam ci, że nie może­my się wię­cej zoba­czyć. – Spoj­rza­ła na mnie, a następ­nie wzię­ła łyk piwa. 

– Musia­łam cię odna­leźć. Nie tyl­ko ze swo­ich pobu­dek. Zbli­ża się nie­bez­pie­czeń­stwo, z któ­rym cięż­ko będzie nam się zmie­rzyć – powie­dzia­łam przy­po­mi­na­jąc sobie bunkier. 

– Zagro­że­nie? Daw­no byśmy o nim wie­dzie­li – stwier­dzi­ła odkła­da­jąc butel­kę. – Co to jest? – dopytała. 

– To czło­wiek, któ­ry chce odbu­do­wać ludz­kość na swo­ich warun­kach. Nie wie­my co ma dokład­nie w pla­nach, ale jed­no jest pew­ne. Szy­ko­wał się do tego od daw­na, sko­ro przy­go­to­wy­wał bunkier. 

Nie ode­zwa­ła się. Wsta­ła z kana­py i ścią­gnę­ła kurt­kę odkła­da­jąc ją na krze­sło. Cho­dzi­ła po poko­ju zapew­ne myśląc nad tym, co jej powiedziałam. 

– Nie mogę tego prze­ka­zać dowódz­twu. To nie skoń­czy­ło­by się naj­le­piej dla mnie, cie­bie i two­ich przy­ja­ciół. Jeże­li ono nic z tym nie robi, ozna­cza to, że nie jest to zagro­że­nie, któ­rym trze­ba się przej­mo­wać – powie­dzia­ła to tak, jak­by wca­le w to nie wierzyła. 

– Moż­li­we. Chcia­łam cię tyl­ko ostrzec. Kie­dy byłam w bun­krze… – Prze­rwa­łam na chwi­lę patrząc na tor­bę z kame­rą. – Widzia­łam tam czło­wie­ka, a raczej szwę­da­cza, któ­ry nosił taki sam uni­form jak ty. Myśla­łam, że dorwa­li cię, że nie żyjesz. – Musia­łam się do tego przy­znać. W koń­cu byłam repor­ter­ką, dla któ­rej praw­da była wszystkim. 

Usły­sza­łam ciche parsknięcie.

– Czy­li nie jesteś tu przez tego opę­ta­ne­go czło­wie­ka, a przez jakie­goś tru­pa? – zapy­ta­ła wyglą­da­jąc na zewnątrz i widząc mar­twe­go już szwę­da­cza, któ­re­go zabił jej kolega. 

– Jestem tu, aby cię ochro­nić! – krzyk­nę­łam wsta­jąc z kanapy. 

– To ja jestem tą, któ­ra chro­ni innych. I cie­bie też ochro­nię. – Pode­szła do mnie i poczu­łam to, co tam­te­go dnia za górami. 

 

~~****~~

Obu­dzi­łam się z same­go rana sły­sząc za oknem świer­go­ta­nie pta­ków. Daw­no nie spa­łam tak dobrze w nor­mal­nym łóż­ku. Prze­cią­gnę­łam się, aby roz­bu­dzić się bar­dziej. Uśmiech­nę­łam się pod nosem przy­po­mi­na­jąc sobie wczo­raj­szy wie­czór. Przy­je­cha­łam tu w innym zamia­rze, jed­nak to, co się sta­ło nie było czymś, cze­go bym żało­wa­ła. Zoba­czy­łam w kącie poko­ju tor­bę z kame­rą. Była otwar­ta. Szyb­ko do niej pode­szłam, aby spraw­dzić czy naj­waż­niej­sza zawar­tość dalej jest na swo­im miej­scu. Nie było jej tam. Prze­je­cha­łam ręką po wło­sach a dru­gą chwy­ci­łam koszu­lę z krze­sła. Ubie­ra­jąc się wyszłam z poko­ju na dół, gdzie sły­sza­łam znie­kształ­co­ne gło­sy. Oka­za­ło się, że był to dźwięk z kame­ry. Isa­bel­le sie­dzia­ła na kana­pie z kame­rą w ręce i oglą­da­ła ostat­nie nagra­nie, jakie było w środ­ku. Nie zauwa­ży­ła mnie. Patrzy­łam się na nią z lek­kim uśmie­chem. Ubra­na w mniej służ­bo­we ubra­nia wyglą­da­ła o wie­le lepiej. Nie emi­to­wa­ła od niej zło­wro­ga ener­gia, jaką wyczu­wa­łam za każ­dym razem, gdy widzia­łam ten czar­ny uni­form. Idąc bli­żej zaha­czy­łam o notes poło­żo­ny na komo­dzie przy drzwiach. Od razu zare­ago­wa­ła wycią­ga­jąc pisto­let i kie­ru­jąc go w moją stronę.

– Ile razy jesz­cze zamie­rzasz celo­wać w moją gło­wę? – zapy­ta­łam nawet nie pod­no­sząc rąk do góry. 

Gdy mnie zauwa­ży­ła od razu scho­wa­ła broń do kabu­ry przy nodze. Mimo tego, że była ubra­na w zwy­kłe jean­so­we spodnie i kra­cia­stą czerwono–czarną koszu­lę dalej nosi­ła wypo­sa­że­nie woj­sko­we do obro­ny… lub ata­ku. Jed­nak w jej przy­pad­ku raczej do tego pierw­sze­go. W koń­cu była pilo­tem. I to było coś, o co zapo­mnia­łam jej wczo­raj zapy­tać. Nie było w koń­cu okazji. 

– Dla­cze­go tu zosta­łaś? – doda­łam do poprzed­nie­go pyta­nia. Inte­re­so­wa­ło mnie to bar­dziej niż to, dla­cze­go zaczę­ła oglą­dać nagra­nia z kamery. 

– Nie powin­nam ci mówić… – Spo­dzie­wa­łam się tej odpo­wie­dzi. Wiecz­ne tajemnice. 

– Isa­bel­le… Gdy­bym mia­ła cię zdra­dzić już daw­no bym to zro­bi­ła. I nie szu­ka­ła­bym cię przez tyle dni – odpo­wie­dzia­łam sia­da­jąc na kana­pie i bio­rąc kame­rę do rąk. Na nagra­niu byli moi przy­ja­cie­le chwi­lę po tym, jak oba­li­li­śmy Vir­gi­nię i budo­wa­li­śmy nowy azyl, któ­ry pro­wa­dził przede wszyst­kim Morgan. 

– Bra­ku­je mi spo­koj­ne­go życia – powie­dzia­ła to tak smut­nym gło­sem igno­ru­jąc wcze­śniej­szą roz­mo­wę. Patrzy­ła się na ekran kame­ry i gła­dząc przy tym swo­je udo. – Nie mówię, że to, co robi­my jest złe, jed­nak… To nie jest życie, o któ­rym marzy­łam. Na począt­ku, po wybu­chu apo­ka­lip­sy, myśla­łam, że to, co robi­my jest dobre. Że robi­my coś, co pomo­że ludz­ko­ści. A teraz, gdy oglą­dam te nagra­nia… Myślę, że mogli­by­śmy zro­bić wię­cej. Jest tyle ludzi wśród oca­la­łych, któ­rzy błą­ka­ją się wśród zara­żo­nych. Oni wszy­scy mogli­by jakoś pomóc – doda­ła wsta­jąc i pod­cho­dząc do drzwi wyj­ścio­wych na patio. 

– To dla­cze­go tego nie robi­cie? – zapy­ta­łam cie­ka­wa odpo­wie­dzi. Widzia­łam tę smut­ną twarz Isa­bel­le. Jej posta­wa róż­ni­ła się od tej, któ­rą widzia­łam kil­ka mie­się­cy temu. To była ta sama oso­ba, a jed­nak róż­nią­ca się w dia­me­tral­ny spo­sób. – Nie wiem jakie zapa­sy macie, nie wiem na ile was stać, ale wiem tyl­ko tyle, że byli­by­ście w sta­nie pomóc nawet czę­ści ludziom. 

– To zbyt skom­pli­ko­wa­ne. Jestem tyl­ko pilo­tem. Nie mam dostę­pu do wewnętrz­nych. Muszę wyko­ny­wać swo­je roz­ka­zy i nie dać się wykryć. – Mówiąc to prych­nę­ła i uśmiech­nę­ła się patrząc na mnie. – Cho­ciaż chy­ba nawet to mi się nie udało. 

Uśmiech­nę­łam się na te sło­wa. Cie­szy­łam się, że Isa­bel­le potra­fi­ła się powstrzy­mać i nie wła­do­wa­ła mi kul­ki przy naszym pierw­szym spo­tka­niu oraz poże­gna­niu Zamknę­łam kame­rę i odło­ży­łam ją na sto­lik, na któ­rym dalej sta­ły puste butel­ki po piwie. Przy­po­mnia­ła mi się noc na kli­fie, kie­dy ruszy­ły­śmy po pali­wo do heli­kop­te­ra. Naszą rozmowę. 

– Dla­cze­go tutaj jesteś? Sama? – Zapy­ta­łam ponow­nie licząc, że tym razem dosta­nę na to odpowiedź. 

– Chodź za mną – powie­dzia­ła kie­ru­jąc się do wyj­ścia z dworku. 

Posłu­cha­łam jej nie mając inne­go wyj­ścia. W koń­cu chcia­łam poznać prawdę. 

 – Zosta­łam prze­nie­sio­na na inny obszar, jed­nak zanim to nastą­pi mia­łam spraw­dzić to miej­sce zbiór­ki – powie­dzia­ła pod­cho­dząc do ster­ty zapa­sów, któ­re znaj­do­wa­ły się zapew­ne w wie­lu miej­scach w całym kra­ju. – Za kil­ka dni pod­sta­wią śmi­gło­wiec, któ­rym mam ruszyć do poda­nych współ­rzęd­nych. Nie możesz tutaj zostać – doda­ła kopiąc deli­kat­nie w zbior­ni­ki z pali­wem. – Wte­dy zabi­ją i cie­bie, i mnie. 

– Więc mamy kil­ka dni. – Uśmiech­nę­łam się patrząc w stro­nę lasu i słu­cha­jąc świer­go­tu ptaków. 

I tak też było. Mia­ły­śmy kil­ka dni zanim zja­wią się tu umundurowani. 

 

~~****~~

 

Dni mija­ły we względ­nym spo­ko­ju. Raz na jakiś czas poja­wiał się szwę­dacz, któ­re­go po cichu eli­mi­no­wa­ły­śmy, aby nie ścią­gnąć ich wię­cej. Isa­bel­le obser­wo­wa­ła swo­je radio, cze­ka­jąc na dal­sze roz­ka­zy. Na szczę­ście to mil­cza­ło dając nam wię­cej cza­su. Ponow­nie liczy­łam na to, że uda mi się nagrać wywiad z pilot­ką, ale ta suk­ce­syw­nie odma­wia­ła i nie było naj­mniej­szej szan­sy na to, aby ją przekonać. 

Nie­ste­ty, spo­koj­na sie­lan­ka nie trwa­ła dłu­go. Radio, któ­re kobie­ta nosi­ła przy pasku, wyda­ło z sie­bie sze­lesz­czą­cy dźwięk, a następ­nie doszedł do nas dam­ski głos.

Sie­dem­nast­ka, zgłoś się. 

Isa­bel­le chwy­ci­ła natych­mia­sto­wo krót­ko­fa­lów­kę i spoj­rza­ła się na mnie dając mi znać, abym się nie odzywała. 

– Sie­dem­nast­ka, zgła­szam się – powie­dzia­ła po krót­kiej chwili.

­– Roz­kaz M dwa­dzie­ścia dwa. Współ­rzęd­ne śmi­głow­ca 55 50 87 50. Zała­duj ładu­nek i udaj się do bazy x13. Współ­rzęd­ne 39 102 394 21. Potwierdź. – Wsłu­chi­wa­łam się w poda­wa­ne współ­rzęd­ne. Nie koja­rzy­łam żad­nych z nich. Zacie­ka­wił mnie ładu­nek, jaki mia­ła zabrać ze sobą Isa­bel­le. Wte­dy w górach też mia­ła coś przywieź. 

– Potwier­dzam – odpo­wie­dzia­ła zapew­ne swo­jej przełożonej. 

Masz się zgło­sić jutro o 12. Bez odbioru. 

Po tych sło­wach już nie usły­sza­ły­śmy gło­su kobie­ty. Isa­bel­le trzy­ma­ła dalej radio w ręce i patrzy­ła się na nie ze zmarsz­czo­ny­mi brwia­mi, a ja jedy­nie sta­łam przed nią cze­ka­jąc na jej reak­cję. Nie wiem, ile cza­su minę­ło zanim pod­nio­sła wzrok gdzieś przed sie­bie i odło­ży­ła krót­ko­fa­lów­kę do paska. 

– Uciek­nij­my gdzieś – powie­dzia­ła nagle zaska­ku­jąc mnie. – Gdzieś, gdzie nas nie znaj­dą. Gdzie będzie­my bez­piecz­ne i nie będzie­my musia­ły się niczym mar­twić – doda­ła odwra­ca­jąc się w moją stro­nę i łapiąc za ramiona.

– Na tym świe­cie chy­ba już nie ma takich miejsc – odpo­wie­dzia­łam kła­dąc dłoń na jej policz­ku i lek­ko się uśmiechając. 

To jej nie zde­mo­ty­wo­wa­ło. Szyb­ko ruszy­ła do wnę­trza dwor­ku a ja podą­ży­łam za nią. Szu­ka­ła cze­goś w środ­ku sza­fek i w momen­cie, kie­dy zna­la­zła sta­rą mapę uśmiech­nę­ła się i roz­ło­ży­ła ja. 

– Znam takie miej­sce. – Wska­za­ła pal­cem punkt na pod­nisz­czo­nym papie­rze. – Domek let­ni­sko­wy w górach, któ­ry kie­dyś nale­żał do moje­go ojca. Znaj­du­je się bli­sko rze­ki, dooko­ła ota­cza go las i góry. Jest mała szan­sa na szwę­da­czy, bo w pro­mie­niu 20 kilo­me­trów nie było żad­nych zabu­do­wań, a i teren nie sprzy­jał­by do cze­go­kol­wiek. – Mówi­ła obser­wu­jąc dalej punkt, któ­ry wska­zy­wa­ła. To co mówi­ła wyda­wa­ło się napraw­dę inte­re­su­ją­ce. – Obok dom­ku jest malut­ka dział­ka, któ­ra ide­al­nie nada­wa­ła­by się na upra­wy dla dwóch osób, a resz­tę poży­wie­nia moż­na by czer­pać z lasu – kon­ty­nu­owa­ła pospiesznie.

Nie wie­dzia­łam jak na to zare­ago­wać. Ten plan mógł­by się napraw­dę udać. I w tym samym momen­cie, kie­dy pomy­śla­łam o bez­piecz­nej przy­szło­ści, spoj­rza­łam na kame­rę leżą­cą obok mapy. Następ­nie przy­po­mniał mi się mój brat oraz misja, któ­rą wyko­ny­wa­łam od począt­ku wybu­chu apo­ka­lip­sy. Przy­ja­cie­le, któ­rzy zosta­li wal­czyć z Mad­do­xem. To było naj­gor­sze, co mogła­bym w tym momen­cie zro­bić, ale musiałam.

– Isa­bel­le, nie mogę. Ty też – powiedziałam. 

To była naj­głup­sza decy­zja, jaką mogłam kie­dy­kol­wiek pod­jąć. Widzia­łam minę Isa­bel­le. W jej oczach zga­sła nadzie­ja, któ­rą mia­ła jesz­cze do nie­daw­na. Byłam tego powo­dem. To ja ją usunęłam. 

– Tak, masz rację. To głu­po­ta. Będą mnie ści­gać. – W momen­cie, kie­dy to mówi­ła wzię­ła mapę i podar­ła ją. – Muszę iść zała­do­wać ładunek. 

Rzu­ci­ła zmię­ty papier i wyszła przez drzwi. Patrzy­łam się za nią i nie mając nic lep­sze­go do robo­ty ruszy­łam za nią. Nie odzy­wa­łam się, ale jed­no­cze­śnie poma­ga­łam w zała­do­wa­niu małych skrzy­nek. Heli­kop­ter był poło­żo­ny nie­da­le­ko dwor­ku, dooko­ła nie było żad­ne­go z umun­du­ro­wa­nych przy­ja­ciół Isa­bel­le. Widocz­nie po pro­stu pod­sta­wi­li śmi­gło­wiec i ruszy­li dalej. Nie bali się, że ktoś go ukrad­nie? Naj­wi­docz­niej nie. Gdy wró­ci­ły­śmy do dwor­ku Isa­bel­le się­gnę­ła po kamerę. 

– Masz jakąś wol­ną kase­tę? – zapy­ta­ła otwie­ra­jąc prze­gro­dę. Od razu ruszy­łam po nowy nośnik pamię­ci w nadziei, że Isa­bel­le w koń­cu zgo­dzi­ła się na wywiad. 

Gdy wró­ci­łam do niej wzię­ła kase­tę i wło­ży­ła ją na miej­sce. Zdzi­wił mnie fakt, że tym razem to ona sta­nę­ła po dru­giej stronie. 

– Wie­rzysz, że to wszyst­ko się skoń­czy i kie­dyś powró­ci­my do nor­mal­nych cza­sów? – Zada­ła mi pyta­nie włą­cza­jąc tym samym nagrywanie. 

– Nie wiem. Nie pozwa­lam sobie zada­wać takich pytań. Od kie­dy nie masz nic prze­ciw­ko kame­rom? – odpo­wie­dzia­łam zgod­nie z praw­dą. Ten świat był już ska­za­ny na poraż­kę, a prze­ko­ny­wa­li­śmy się o tym za każ­dym razem, gdy znaj­do­wa­li­śmy względ­ny spokój. 

– Dla­cze­go tu jesteś? 

– Co mam powie­dzieć? Wiesz, dla­cze­go cię znalazłam.

Wyłą­czy­ła nagry­wa­nie i odło­ży­ła kame­rę z lek­kim uśmie­chem. Spoj­rza­ła się na nią, a następ­nie poszła po dwie butel­ki piwa. Skąd oni bio­rą te wszyst­kie zapa­sy i po co było im potrzeb­ne aku­rat piwo? Tego dalej nie potra­fi­łam zrozumieć. 

– To nasza ostat­nia noc. Defi­ni­tyw­nie… – powie­dzia­ła i pomi­mo uśmie­chu na jej ustach widzia­łam żal, któ­ry malo­wał się w jej oczach. – Muszę iść jesz­cze do heli­kop­te­ra, aby go zatan­ko­wać. Pój­dziesz ze mną? – zapy­ta­ła spo­glą­da­jąc na mnie i bio­rąc jed­no­cze­śnie łyka napoju. 

Nie mia­łam inne­go wybo­ru. Kiw­nę­łam jedy­nie gło­wą na zgo­dę i rów­nież upi­łam trun­ku, któ­re­go tak daw­no nie piłam. A przy­naj­mniej o takim sma­ku. Te szczy­ny, któ­re waży­ła Sarah cza­sa­mi nie dało się nazwać piwem. 

 

~~****~~

 

Przed zapad­nię­ciem zmro­ku zdą­ży­ły­śmy zanieś wystar­cza­ją­cą ilość pali­wa, któ­re zapeł­ni­ło zbior­ni­ki śmi­głow­ca. Na ostat­nie kół­ko Isa­bel­le ponow­nie wzię­ła kame­rę i zaczę­ła mnie nagrywać. 

– Jutro muszę już odle­cieć – powie­dzia­ła zanim zaczę­ła nagrywać. 

– Wiem. Nie może­my tak dalej. Dla­te­go mnie nagry­wasz. Już się nie zoba­czy­my – odpo­wie­dzia­łam w stu pro­cen­tach pew­na swo­ich słów. Już to spo­tka­nie było czymś, do cze­go nie powin­no dojść. 

– Miej­sce doce­lo­we to głów­na baza, w któ­rej zapew­ne będę mogła spę­dzić kil­ka dni wol­nych. Chcia­ła­bym mieć jakąś pamiąt­kę, któ­rej mam nadzie­ję nie znajdą. 

– Szko­da, że nie powiesz mi wię­cej. Ale wiem, co to dla cie­bie zna­czy. Masz cel i powód by rano wsta­wać. Dobrze, że go chro­nisz. – Uśmiech­nę­łam się do kame­ry, ale patrzy­łam tyl­ko na Isabelle. 

Szły­śmy w kie­run­ku dwor­ku z już wyłą­czo­ną kame­rą. Chcia­ła­bym, aby ta noc trwa­ła wiecz­nie, ale wie­dzia­łam, że jutro rano to wszyst­ko się skoń­czy. Isa­bel­le ruszy do głów­nej bazy, a ja do swo­ich przy­ja­ciół… Albo gdzie­kol­wiek indziej, gdzie znaj­dę jakiś temat. Chcia­ła­bym lecieć pod przy­kry­ciem z Isa­bel­le. Pro­sto do tych tajem­nych miejsc, o któ­rych wspo­mi­na, ale nie mówi nic wię­cej. Wie­dzia­łam, że wte­dy mia­ła­bym wystar­cza­ją­co duży temat, aby zaspo­ko­ić swo­je rzą­dze. I jed­no­cze­śnie zro­bić wystar­cza­ją­co dużo pro­ble­mów pilot­ce, żeby zakoń­czyć jej i mój żywot. Tak być nie mogło. 

– Isa­bel­le, mam proś­bę – ode­zwa­łam się, gdy już sta­ły­śmy przed naszym obec­nym zakwaterowaniem. 

– Słu­cham? – Spoj­rza­ła się na mnie z widocz­nym zasta­no­wie­niem w oczach.

– Spędź­my tę noc tak, jak­by nie była naszą ostat­nią. Nie chcę o tobie zapo­mi­nać. Jesteś jed­ną z nie­licz­nych rze­czy od śmier­ci bra­ta, któ­re spra­wi­ły, że jestem szczę­śli­wa – powie­dzia­łam łapiąc ją za dłoń. 

Nie musia­łam dłu­go cze­kać. Kobie­ta myśla­ła chy­ba podob­nie do mnie. Odło­ży­ły­śmy kame­rę na miej­sce i ze smut­ny­mi uśmie­cha­mi chcia­ły­śmy się poczuć jak za cza­sów sprzed apokalipsy. 

 

~~****~~

 

Pora­nek był naj­gor­szy z moż­li­wych. Oprócz wid­ma roz­sta­nia doszedł do mnie ból gło­wy, któ­re­go przy­spo­rzy­łam sobie zbyt dużą licz­bą wypi­tych bute­lek piwa. Nie wie­dzia­łam któ­ra jest godzi­na, jed­nak Isa­bel­le już nie było w łóż­ku. Zeszłam na dół z nadzie­ją, że jesz­cze nie odle­cia­ła. Mia­łam rację. Sie­dzia­ła i piła gorą­cy napój, a obok bute­lek po piwie stał jesz­cze jeden kubek. Gdy mnie zauwa­ży­ła uśmiech­nę­ła się w moją stro­nę i od razu się­gnę­ła po kame­rę. Już wie­dzia­łam co czu­ją te wszyst­kie oso­by, gdy je filmowałam. 

– Jak się spa­ło? – zapy­ta­ła, gdy pod­cho­dzi­łam do okna.

– Któ­ra godzi­na? – odpo­wie­dzia­łam pyta­niem nie chcąc zosta­wiać na kase­cie śla­du po moim kacu.

– Po ósmej. Jesz­cze mamy chwi­lę cza­su. – Pokle­pa­ła miej­sce obok sie­bie, ale nim do niej pode­szłam zauwa­ży­łam coś nie­po­ko­ją­ce­go na niebie. 

– Co to jest?! – zapy­ta­łam z przerażeniem. 

I dopie­ro po chwi­li do mnie dotar­ło. Mad­dox. Moi przy­ja­cie­le. Broń, któ­ra mia­ła znisz­czyć ludzi. To już się zaczęło. 

– Musze im pomóc… – mówi­łam pod nosem trzy­ma­jąc się za gło­wę. Wte­dy też przy­szedł mi pomysł do gło­wy. – Isa­bel­le, pro­szę, pomóż mi. – Spoj­rza­łam się na nią bła­gal­nym wzro­kiem. Wie­dzia­łam, że jeśli­by się zgo­dzi­ła, prze­kre­śli­ła­by wła­sne życie. 

Mil­cza­ła chwi­lę, odsta­wi­ła kame­rę na zie­mię, a ta poka­zy­wa­ła jedy­nie nasze nogi. Zaczę­ła do koń­ca zapi­nać czar­ny mun­dur, w któ­ry była już ubra­na w momen­cie, kie­dy zeszłam na dół. Chwy­ci­ła mnie za policz­ki i poca­ło­wa­ła. Zro­zu­mia­łam to jako zgodę. 

– Rezy­gnu­jesz ze wszyst­kie­go – powie­dzia­łam szep­tem opie­ra­jąc swo­je czo­ło o jej.

– Wiem – odpo­wie­dzia­ła jedy­nie tyle i ruszy­ła w stro­nę śmi­głow­ca. Wzię­łam kame­rę i ruszy­łam za nią. 

Dotar­cie do śmi­głow­ca nie zaj­mo­wa­ło dużo cza­su. Widzia­łam, jak Isa­bel­le odpa­la wszyst­kie urzą­dze­nia w maszy­nie. Wyszła z niej, aby ode­brać mi kame­rę i zno­wu jej obiek­tyw prze­niósł się w moją stronę. 

– Poleć ze mną. Gdy ura­tu­ję two­ich przy­ja­ciół pole­ci­my tam, gdzie mówi­łam wcze­śniej – ode­zwa­ła się nie patrząc w ekran kame­ry a na mnie. 

– Wiesz, że to słusz­na decy­zja – powie­dzia­łam mając na myśli pozo­sta­nie z przy­ja­ciół­mi. – Że jeśli pole­cę z tobą to źle się to skoń­czy. – Jeże­li mnie by tam nie było może mia­ła­by szan­sę wró­cić jesz­cze do bazy. 

– Al, to i tak już nicze­go nie zmie­ni. Ucie­kam. Nie chcę tak dalej żyć. Wie­rzy­łam w te ide­ały, ale to już nie to samo. – Nie­mal krzy­cza­ła, gdy to mówiła. 

– Jeśli mówi­łaś praw­dę to nigdy nie prze­sta­ną szu­kać. Nie chcę oglą­dać się za sie­bie w oba­wie, że goni mnie ktoś armia – powie­dzia­łam i się­gnę­łam ręką do obiek­ty­wu, aby go zakryć. 

Ode­bra­łam swo­ją wła­sność i wyję­łam kase­tę. Dałam ją jej. Chcia­łam, żeby przy­naj­mniej mia­ła jakąś pamiąt­kę. Cokol­wiek. Zabo­lał mnie jej wzrok, ale nie odwró­ci­łam oczu. Zało­ży­ła swój kask i wsia­dła do śmigłowca.

– Poin­for­muj przy­ja­ciół o miej­scu, do któ­re­go mają dotrzeć. Przy­wio­zę ich tutaj, o ile będzie bez­piecz­nie. Skryj się w pod­zie­miach – poin­stru­owa­ła mnie i zamknę­ła drzwi. 

Po chwi­li widzia­łam, jak maszy­na odla­tu­je. Natych­miast wzię­łam swo­ją krót­ko­fa­lów­kę i zaczę­łam nada­wać koor­dy­na­ty na odpo­wied­nim kana­le w nadziei, że ktoś mnie usłyszy. 

Usły­sze­li. Spo­tka­łam się z przy­ja­ciół­mi jesz­cze raz, jed­nak po Isa­bel­le słuch zaginął. 

Tyl­ko na razie.