Oświata — zło (nie)konieczn(i)e…
Autor: Rafał Malczewski
Słoń
w składzie porcelany? Czy może jednak zwyczajnie mało zgrabna baletnica? Takie
filozoficzne rozmyślania mogą nam przyjść na myśl, gdy pomyślimy sobie o
polskim systemie oświaty. Ale bez obaw! Może i Czarno to widzę, ale jest szansa
na przebudzenie…
Na nieszczęście
wszystkiego, co (nie)święte możemy chwalić się idealnym człowiekiem, na
nieodpowiednim miejscu oraz instytucjami zbudowanymi z dykty, a co gorsza pan
majster układał raczej puzzle. Właśnie tak mogę przedstawić ministra
Przemysława vel Cnoty niewieście Czarnka i Ministerstwo Bez Edukacji i Nieuki…
Przepraszam, Ministerstwo Edukacji i Nauki. Chociaż trzeba przyznać, że w
takiej sytuacji trudno znaleźć jakiekolwiek różnice.
Zatem w czym jest problem? Lepiej
nie pytać, bo nie wystarczy nam jeszcze miejsca na rozpisanie tego wszystkiego,
a szukając pozytywów usłyszymy groźnie zbliżające się do nas świerszcze.
Niestety już od lat, kadencji, a może nawet całego wieku poruszamy się w
systemie edukacji, który bez modernizacji i regularnej rewizji staje się
zabytkiem przeszłości. Nieskuteczną masą, która w XXI wieku przysparza o ból
głowy. Niefortunnie już od lat żaden z rządów nie zabrał się za reformy
edukacji, a jeżeli takowe się pojawiły, to były krótkookresowe, często jedynie
kosmetyczne, teraz już zastany oraz rozłożony w swoim wygodnym fotelu, jest całkowicie
do wyrzucenia przez nagromadzenie patologii.
Jednak jak widzimy politycy nie
zauważają w tym problemu, że jedna z najważniejszych instytucji w kraju tworzy
kolejne problemy, przechodzące niczym wirus z aspektu na kolejny aspekt. Teraz
jednak żyjemy w czasach apogeum głupoty politycznej, żeby nie nazwać tego zbyt
mocno idiotyzmem. Pozwolę zatem sobie na dekonstrukcję – opartą na swoich
doświadczeniach, zdobytych informacjach, a także opiniach osób z tego
środowiska.
Aktualna szkoła jest prowadzona w
systemie pruskim – idei, która jak najskuteczniej miała kształcić jak
największą rzeszę ludzi, poprzez stworzenie modelowego ucznia. Takim modelem
jest osoba przeciętna, posiadająca podstawowe kompetencje pisania, czytania,
liczenia, znajomości swojej kultury i historii, aby utożsamiał się ze swoim
narodem. Jak widać jest to model odpowiedni do ówczesnych realiów – kraju,
gdzie większość społeczeństwa nie ma edukacji podstawowej i często nie utożsamia
się z wartościami narodowymi, co jest naturalnie spowodowane dość młodym
pojęciem, jakim była narodowość i kraj.
Na nasze szczęście odeszliśmy już od
kar cielesnych wobec uczniów, no i mundurki jak na razie nie wracają do
wszystkich placówek, a tam, gdzie nadal pozostają przypominają o historii
wojskowej dyscypliny z armii, która ma naród. Co do kar, to temat jest nadal
grząski, gdyż już w i tak bezprawnych statutach pojawiły się możliwości do
zobowiązania ucznia, w ramach odpowiedzi na przewinienie, poprzez niewolniczą
pracę. Co zabawniejsze, niewolniczą pracę w jednym chyba z najgorszych zawodów
– przecież nie mamy instytucji dbającej o prawa ucznia, a szkoły raczej się tym
nie przejmują, jeżeli sytuacja tego nie wymaga.
Chociaż może to niektórym odpowiadać
– w końcu oświata może pochwalić się pozorną demokracją, uczeń może zostać
wybranym na najbardziej bezużyteczne pozycje poprzez wybory lub równe
wyznaczenie – i tak ktoś zostanie przewodniczącym klasy, a w CV wpisze
chodzenie do nauczycieli czy przekazywanie czegoś od wychowawcy, ktoś dostanie
niewdzięczną rolę skarbnika i będzie tym, co musi prosić o pieniądze, ale to
dobry wstęp do biurokratycznych instytucji jak ZUS. No i musimy wspomnieć o K O
N I E C Z N Y M wręcz dyżurnym… No bo kto normalny sam z siebie zetrze tablicę,
namoczy gąbkę czy może jeszcze zawiesi zabytkową mapę.
Ale na pocieszenie możemy spojrzeć
na naszego kochanego ministra… Dowiemy się o cnotach niewieścich, mundurkach,
moralności jedynej religii, etyce dyscypliny i tworzenia bezmyślnych maszyn, a
naszą uwagę odwróci jedynie Bąk, co to krużganek oświaty przyniesie na polski
ganek. No i tak z roku na rok patrzymy na gimnazja, które znikają, podstawówki,
które się rozrastają, HiT jakim jest cały plan oświaty, przeczytamy Karola
Wojtyłę, którego przeplatamy z kochającym szkołę Gombrowiczem (cały upust
pokazał nam w Ferdydurke), czytając Żeromskiego zastanowimy się czy on
aby tak dawno umarł, a rano dowiemy się kolejnej prawdy objawionej, zapisanej
beznadzieją, problemami psychicznymi oraz fizycznymi, strachem, terrorem,
wypaleniem kreatywnym i zawodowym, łzami, a nawet krwią mitycznych UCZNIÓW…
Co to jakimś cudem obok człowieka chyba nie stali, ale spokojnie. Nauczyciele w
instytucji tak zbiurokratyzowanej jak najgorsze korpo, mogą ich czasami
zrozumieć.
Jednak, żeby do tego doszło trzeba
by zejść z ambony, odsunąć pryncypialne podejście, znaleźć inny kierunek na
wyładowanie własnej frustracji i wypalenia, przypomnieć sobie, że mówimy do
indywidualnych ludzi, wtedy może w końcu ktoś zrozumie sens tego tekstu oraz
reszty manifestów. A obecnie mogę jedynie napisać cudny cytat drzewca – Tu dwa
ucha, tam dwa ucha, a tu dupa, która słucha…