Przejdź do treści

Wywiad z p. Katarzyną Hodurek-Kiek

Auto­rzy: Domi­ni­ka Gar­bus i Jakub Lipiec 

Panią Kata­rzy­nę Hodu­rek-Kiek stu­den­ci mogą koja­rzyć z wyda­rze­nia Power Spe­ech kobiet biz­ne­su, któ­re mia­ło miej­sce na Wydzia­le Nauk Ści­słych i Przy­rod­ni­czych UJK w dniu 17 listo­pa­da. Pani Hodu­rek-Kiek nale­ży do kobiet, któ­re osią­gnę­ły suk­ces, moż­na tutaj wspo­mnieć o pro­wa­dze­niu mar­ki odzie­żo­wej Feel the City. Zapra­sza­my do prze­czy­ta­nia wywia­du, któ­ry odbył się 8 grud­nia w pra­cow­ni naszej rozmówczyni.

 

Jakub Lipiec: Może roz­pocz­nie­my naszą roz­mo­wę od pyta­nia, o to skąd u pani pomysł na wyko­rzy­sta­nie moty­wów lokal­nych w pani pra­cy, dzia­łal­no­ści i skąd w ogó­le taka miłość do Kielc oraz do tego regionu?

Kata­rzy­na Hodu­rek-Kiek: Jestem kiel­czan­ką, pomysł w ogó­le na fir­mę uro­dził nam się z mężem już w 2013 roku. Tak napraw­dę, gdzieś tam pierw­sze już nasze pro­duk­ty powsta­wa­ły. Myślę, że ta miłość poja­wi­ła się przez to, że ogól­nie w życiu, pry­wat­nym jak i zawo­do­wym – bo jestem też muze­al­ni­kiem, ale też z zami­ło­wa­nia do tego regio­nu, bo nawet pry­wat­nie jak gdzieś jeź­dzi­my, to lubi­my szu­kać jakichś cie­ka­wych histo­rii. Mnie to natu­ral­nie przy­cho­dzi, zawsze zna­jo­mi się śmie­ją, że jedzie­my gdzieś „No to Kaś­ka zaraz będziesz wie­dzia­ła jakie są tam faj­ne miej­sców­ki”. Ja nie robię tego na takiej zasa­dzie, że odha­cza­my kolej­ne punk­ty z mapy i tak dalej, bo lubię te rze­czy odkry­wać, dowia­dy­wać się ich na miej­scu, nawet jak tra­fię gdzieś po pro­stu przez przy­pa­dek. Jest we mnie taka chęć pozna­nia histo­rii, tej głęb­szej, dru­gie­go dna – i to mnie zawsze intrygowało. 

Z racji tego, że się tutaj wycho­wa­łam, to tak samo inte­re­su­ję się kul­tu­rą, sztu­ką, jest to taki mariaż wszyst­kich zain­te­re­so­wań, to powo­do­wa­ło, że taką dro­gę zawo­do­wą wybra­łam i kolej­nym czyn­ni­kiem może być to, że chcia­łam się tym podzie­lić, poka­zać, że może­my zupeł­nie ina­czej przed­sta­wić nasz pro­dukt, któ­ry może stać się taką pamiąt­ką, ale też, żeby nie było tak, że ją zaraz wyrzu­ci­my, czy odło­ży­my w kąt, tyl­ko pozwa­la­ła na utoż­sa­mia­nie się z tym co pre­zen­tu­je, gdzie powsta­ła, któ­ra mówi wię­cej i nas edu­ku­je. Nie tyl­ko tury­stów czy oso­by prze­jezd­ne, ale też osób miesz­ka­ją­cych w tym regionie.

Domi­ni­ka Gar­bus: Wspo­mnia­ła pani, że pra­cu­je w muzeum, jest pani kusto­szem. Tutaj poja­wia się moje pyta­nie, bo mówi się, że pra­ca kusto­sza to ponie­kąd taka pra­ca detek­ty­wa odkryw­cy. Może nam pani powie­dzieć wię­cej na ten temat?

Dokład­nie tak jest, nawet pro­wa­dzi­łam taki cykl dla dzie­ci „Aka­de­mia Detek­ty­wów”, bo chcia­łam poka­zać na czym ta pra­ca muze­al­ni­ka pole­ga. Tak potocz­nie, to może wyda­wać się nud­na – jakieś sie­dze­nie w zaku­rzo­nym pomiesz­cze­niu i prze­kła­da­nie jakiś rze­czy bez więk­sze­go celu. Jest to kwe­stia indy­wi­du­al­na, ale dla mnie zawsze było to bar­dzo cie­ka­we, gdyż każ­dy obiekt wią­że się z jakąś histo­rią. Oprócz tego musi­my ją przy­po­rząd­ko­wać do danej epo­ki, wcho­dzą też czę­sto w grę histo­rie ludz­kie zwią­za­ne z dany­mi przed­mio­ta­mi, któ­re do nas trafiają.

No, ale wła­śnie, żeby to wszyst­ko odkryć, to musi­my poba­wić się tro­chę w takie­go detek­ty­wa, gdyż czę­sto nie posia­da­my wie­lu infor­ma­cji na temat dane­go obiek­tu lub cza­sa­mi są one zni­ko­me. No, a żeby stwo­rzyć daną wysta­wę, też potrze­bu­je­my róż­nych wąt­ków, histo­rii, aby wykre­ować z tego jakąś opo­wieść, prze­ka­zać to naszym zwiedzającym.

Mia­łam wie­le w swo­jej pra­cy róż­ne­go rodza­ju przy­pad­ków. Na przy­kład pozna­łam rodzi­nę Edwar­da Mani­tiu­sa, postać, któ­rą odkry­łam, cała histo­ria bar­dzo faj­nie się roz­wi­nę­ła, nawet uda­ło nam się dotrzeć do cór­ki ze Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Potem przy­je­cha­ła na naszą wysta­wę. Ostat­nio Muzeum War­sza­wy kon­ty­nu­owa­ło tą opo­wieść, bo oka­za­ło się, że na war­szaw­skiej Pra­dze, Mani­tius pocho­dził wła­śnie z War­sza­wy, miał swo­ją wytwór­nię zaba­wek. Dowie­dzie­li się o tej histo­rii i odkry­li to po prze­czy­ta­niu moje­go arty­ku­łu o wysta­wie. Zatem jak widać cały czas moż­na odkry­wać kolej­ne wąt­ki. To też jest bar­dzo cie­ka­we, że opi­su­je­my dany eks­po­nat, obiekt i na dany moment mamy jakieś źró­dło infor­ma­cji, ale ono się w koń­cu wyczer­pie. Tak­że cza­sem jest tak, że szu­ka­my cze­goś zupeł­nie inne­go i wra­ca­my do dane­go przed­mio­tu mając kolej­ne poszla­ki, może nowe źró­dło infor­ma­cji do danej histo­rii, dopie­ro po pię­ciu czy dzie­się­ciu latach napo­ty­ka­my na takie uzupełnienie.

Wra­ca­jąc do wąt­ku lokal­ne­go, to co uzna­ła­by pani za naj­więk­szą zale­tę Kielc czy woje­wódz­twa świę­to­krzy­skie­go? Takie naj­więk­sze pozy­ty­wy. A co wska­za­ła­by pani za naj­więk­szą wadę, przy­wa­rę ludzi pocho­dzą­cych stąd czy nawet pro­ble­my same­go miejsca?

Ja myślę, że ogól­nie mamy pro­blem z tym, że mamy aż nad­to atu­tów i taki natłok jest też pro­ble­mem. Wyda­je mi się, że trud­no miesz­kań­com, tym bar­dziej przy­jezd­ny, utoż­sa­miać się z miej­scem, bo jest tego tak dużo – legend, tra­dy­cji czy miejsc. Bra­ku­je o nich tak dużej świa­do­mo­ści, trze­ba je tyl­ko odpo­wied­nio podać, bo moim zda­niem jest to bar­dzo atrak­cyj­ne miej­sce pod wzglę­dem walo­rów tury­stycz­nych – kra­jo­bra­zo­wych pod wzglę­dem ukształ­to­wa­nia tere­nu, pod wzglę­dem kul­tu­ry, czy pod kątem zabyt­ków, nie wspo­mi­na­jąc już o samych legen­dach czy tra­dy­cji. Tak­że myślę, że jest to boga­te miej­sce, tyl­ko trze­ba to w odpo­wied­ni spo­sób wyeks­po­no­wać, przekazać.

Nawią­zu­jąc przy oka­zji do następ­nej czę­ści pyta­nia, to myślę, że wła­śnie nie doce­nia­my tego co mamy pod nosem, cho­ciaż wyda­je mi się, że to nie­do­ce­nie­nie pocho­dzi też z nie­wie­dzy. Też pro­blem jest w tym, że insty­tu­cje kul­tu­ry, miej­skie i ludzie, zwłasz­cza pra­cu­ją­cy z mło­dzie­żą czy dzieć­mi, odpo­wia­da­ją za edu­ko­wa­nie, tak­że w tym momen­cie, gdy się wycho­wu­je­my, mamy poda­ne dalej te tra­dy­cje, jest ona pod­kre­śla­na, to rów­nież dostrze­ga­my jej war­to­ści i fak­tycz­nie pokła­da­my nacisk, aby ją sza­no­wać i kultywować. 

Ja przy­naj­mniej nigdy nie spo­tka­łam się, jeż­dżąc na tar­gi, spo­ty­ka­jąc się ze zna­jo­my­mi, czy kie­dy stu­dio­wa­łam w Kra­ko­wie, żeby ktoś wypo­wia­dał się ina­czej, niż bar­dzo pozy­tyw­nie o Kiel­cach, zatem pro­blem leży raczej po stro­nie miesz­kań­ców, któ­rzy kry­tycz­nie do tego pod­cho­dzą, narze­ka­ją, a może cza­sa­mi trze­ba zadzia­łać oso­bi­ście, coś zro­bić same­mu. Jeże­li ktoś nie chce się brać za takie dzia­ła­nia, to może spoj­rzeć na to z innej stro­ny, aby zro­zu­mieć pew­ne kwe­stie. Nie jest ide­al­nie, bo sama dostrze­gam wie­le kwe­stii, któ­re nale­ża­ło­by zmie­nić – w ogó­le region świę­to­krzy­ski bory­ka się z pro­ble­ma­mi z zatrud­nie­niem, bra­kiem roz­wo­ju, ale to się wszyst­ko zmie­nia. Wyda­je mi się, że też pan­de­mia poka­za­ła poło­że­nie Kielc, jako to bar­dzo atrak­cyj­ne – mię­dzy War­sza­wą a Kra­ko­wem. Wie­le firm pra­cu­je w try­bie hybry­do­wym, a też wie­le zawo­dów moż­na wyko­ny­wać zdal­nie, co zadzia­ła­ło na ten­den­cję wyjeż­dża­nia do więk­szych ośrod­ków. Teraz ktoś może pra­co­wać dla mar­ki w, powiedz­my, War­sza­wie, a na spo­koj­nie miesz­kać i dzia­łać też tutaj. Dla mnie atu­tem jest rów­nież to, że wszę­dzie jest bli­sko, mamy dużo zie­le­ni – rezer­wa­ty przy­ro­dy w mie­ście. To, że wie­le insty­tu­cji kul­tu­ro­wych ma boga­te ofer­ty, jeże­li cho­dzi o wyda­rze­nia, cza­sa­mi wręcz w jeden week­end te impre­zy gdzieś tam się dublu­ją, przez co cza­sa­mi trud­no się zde­cy­do­wać. Jak opo­wia­dam gdzieś o tym zna­jo­mym, gdy jedzie­my poza Kiel­ce, to są zdzi­wie­ni, ile się tutaj u nas dzie­je, a to też jest wła­śnie boga­ta ofer­ta tego miejsca.

Mam pyta­nie odno­śnie do pro­jek­tów. Czy kie­dy pani pro­jek­tu­je, powiedz­my jakieś ubra­nie, to kie­ru­je się pani tra­dy­cja­mi jakie są w Kiel­cach, czy może ponie­kąd podą­ża za tren­da­mi, któ­re zosta­ły w świe­cie mody, wyzna­cza­nej na bieżąco?

Myślę, że to taki tro­chę mix tego wszyst­kie­go, bo mamy dwie linie. Jest linia pro­duk­tów, takich wła­śnie typo­wo inspi­ro­wa­nych regio­nem świę­to­krzy­skim, a dru­ga prze­zna­czo­na bar­dziej dla kobiet. W sumie ta dru­ga poja­wi­ła się tak natu­ral­nie, bo w momen­cie, gdy szy­łam jakieś ubra­nie dla sie­bie, no to kole­żan­ki pro­si­ły, żeby tak samo im coś uszyć, a potem „może byś to wpro­wa­dzi­ła w ofer­tę”. No i tak gdzieś się to roz­sze­rzy­ło w tę stro­nę. Jakoś zawsze mia­łam taką łatwość w pro­jek­to­wa­niu, nie podą­ża­łam śle­po za tren­da­mi i myślę, że nie o to tutaj cho­dzi. No, ale też prze­ka­zu­jąc tra­dy­cję nale­ży zacho­wać taki balans, prze­kła­da­my tra­dy­cję na for­mę nowo­cze­sne­go ubra­nia, nowej formy.

Wszyst­kie rze­czy, któ­re tutaj u nas są, któ­re pro­jek­tu­je­my, nale­żą do uni­wer­sal­nych, a zatem rze­czy, któ­re powsta­ły dwa lata temu moż­na je mik­so­wać z aktu­al­nie poja­wia­ją­cy­mi się w naszej ofer­cie. Wybie­ra­my naj­lep­sze tka­ni­ny, kro­je są kla­sycz­ne, tak­że nie powsta­ją one jak w innych fir­mach na pod­sta­wie kolek­cji – wio­sna, lato, i tak dalej – tyl­ko cho­dzi o to, żeby nie robić nad­pro­duk­cji, aby pozo­sta­wa­ły uni­wer­sal­ny­mi. Dla­te­go taki dobór tka­nin, może mniej ubrań, ale w znacz­nie lep­szej jakości.

A co w takim razie jest naj­więk­szą trud­no­ścią bran­ży odzie­żo­wej? Czy cho­dzi o koszt, jaki trze­ba ponieść, aby dane ubra­nia stwo­rzyć? Czy jed­nak coś inne­go jest takim pro­ble­mem, trudnością?

Myślę, że koszt, bo finan­se są zawsze tym ogra­nicz­ni­kiem, mówiąc o tym na co może­my się zde­cy­do­wać. Tak jak wspo­mi­na­łam sta­wia­my na jakość, wszyst­kie rze­czy powsta­ją w lokal­nej szwal­ni w Sta­szo­wie. To też jest ten kom­fort, ze wzglę­du na to, że ta szwal­nia robi też mniej­sze linie, a nie we wszyst­kich szwal­niach moż­na sobie zamó­wić taką limi­to­wa­ną linię, bo wia­do­mo, im mniej tych rze­czy powsta­je, tym cena, któ­rą musi­my zapła­cić jest też wyż­sza. To wszyst­ko się przekłada.

Docho­dzi do tego też roz­mia­rów­ka, od każ­dej sztu­ki przy roz­mia­rze jest stop­nio­wa­nie roz­mia­ru, to tak­że są kosz­ty. Linia w szwal­niach tak samo się nie opła­ca wła­ści­cie­lom, jeże­li muszą prze­sta­wiać daną linię na kolej­ną rzecz, zwłasz­cza jak tych rze­czy jest bar­dzo mało. Dla­te­go naj­więk­szym kosz­tem jest wpro­wa­dze­nie dane­go wzo­ru. Trze­ba to dobrze prze­my­śleć, żeby był faj­ny i nas zado­wa­lał, więc też naj­pierw powsta­je model prób­ny, ja muszę to jesz­cze prze­te­sto­wać i dopie­ro wte­dy to wprowadzamy. 

Zatem sama dro­ga od pomy­słu do pro­duk­tu jest dłu­ga. Cza­sem nawet się śmie­ję, bo nie­raz klien­ci przy­cho­dzą i „A by to w takim kolo­rze…”, „Nadruk tak”, czy coś inne­go. Zatem tak jak powie­dzia­łam, nie mamy bluz z hur­tow­ni, tyl­ko sami wybie­ra­my tka­ni­nę. Taka blu­za powsta­je według nasze­go pro­jek­tu, met­ka tak samo jest do zapro­jek­to­wa­nia, do tego jesz­cze gra­fi­ka. Tak­że to wszyst­ko jest kolej­nym eta­pem i wpro­wa­dza jakieś tam trud­no­ści. Nie jest to jak w agen­cji rekla­mo­wej, że przy­cho­dzi­my, zama­wia­my sobie nadruk i na dru­gi dzień go odbie­ra­my. Tyl­ko ta linia powsta­je znacz­nie wcze­śniej, bo musi­my to wszyst­ko dokład­nie podobierać.

Prze­glą­da­jąc pani media spo­łecz­no­ścio­we moż­na zauwa­żyć, że jest pani bar­dzo kre­atyw­na, inte­re­su­je się przy oka­zji foto­gra­fią. Czy ta kre­atyw­ność jest potrzeb­na przy pra­cy projektanta?

Jak naj­bar­dziej jest koniecz­na, nie tyl­ko w pra­cy, bo kre­atyw­ność jest też waż­na dla każ­de­go w życiu, bo w pewien spo­sób daje nam nowe moż­li­wo­ści. Dzię­ki kre­atyw­no­ści się roz­wi­ja­my, wyróż­nia nas ona od innych, myślę, że tym bar­dziej, gdy czło­wiek poru­sza się w obsza­rze zwią­za­nym z pro­jek­to­wa­niem, nie mówię tutaj tyl­ko o two­rze­niu ubrań. Zatem kre­atyw­ność jest nie­zbęd­na, jeże­li chce­my coś stworzyć.

A na co naj­bar­dziej zwra­ca uwa­gę klient, kupu­jąc u pani ubra­nia, w dzi­siej­szych cza­sach? Czy jest to jakość? Czy może jed­nak styl projektowania?

Powie­dzia­ła­bym, że jest to mariaż tego i tego. Świa­do­mie budo­wa­li­śmy mar­kę, zatem chce­my dotrzeć do kon­kret­ne­go odbior­cy, nie zale­ży nam na tym, żeby maso­wo pro­du­ko­wać ileś tam rze­czy. Tyl­ko raczej na tym, żeby to faj­nie wyszło. Tak jak wspo­mi­na­łam bar­dzo zale­ży nam na jakości. 

I taki wła­śnie klient w pew­nej chwi­li do nas fak­tycz­nie tra­fia. Zauwa­ża styl i potem inte­re­su­je się jako­ścią. Wie­my, że rynek tek­styl­ny jest jed­nym z głów­nych, któ­ry zanie­czysz­cza śro­do­wi­sko, dla­te­go o to też dba­my przy dobie­ra­niu tka­nin z cer­ty­fi­ka­ta­mi eko­lo­gicz­ny­mi. To też wpły­wa na to jak to nosi­my oraz jeśli cho­dzi o samą ilość, żeby nie było nad­pro­duk­cji, zbęd­nych rze­czy, któ­re potem trze­ba wyrzu­cać. Nie o to nam cho­dzi. Tra­fia do nas klient bar­dzo świa­do­my, wie cze­go chce.

Zasta­na­wia mnie jak­by pani okre­śli­ła styl arty­stycz­ny doty­czą­cy pro­jek­tów. Jakie­go sło­wa by pani użyła?

Cięż­ko mi jest tak jed­nym sło­wem to okre­ślić. Powie­dzia­ła­bym, że to jest taki eklek­tyzm – łączy zain­te­re­so­wa­nia sta­ro­cia­mi, bo nawet w domu ota­czam się taki­mi rze­cza­mi, czy jeże­li cho­dzi o zain­te­re­so­wa­nie sztu­ką daw­ną i współ­cze­sną. No jest to taka mie­szan­ka tego wszyst­kie­go po tro­chu. Zain­te­re­so­wa­nie sztu­ką ulicz­ną, więc gdzieś jest to prze­mie­sza­ne i ubra­ne w naj­prost­szą formę.

W trak­cie wykła­du kil­ka­na­ście dni temu, na wyda­rze­niu Power Spe­ech kobiet biz­ne­su mówi­ła pani o tym, że nie chce, aby pani fir­ma zasię­giem nie wycho­dzi­ła na cały kraj, poza tutaj region świę­to­krzy­ski. W takim wypad­ku jakie ma pani pla­ny, żeby roz­wi­jać dalej fir­mę, tutaj w Kiel­cach i naszym regionie?

Może nie cho­dzi o to, żeby ogra­ni­czać jakoś zasięg, bo prze­cież jeź­dzi­my na tar­gi, o to też nam cho­dzi, żeby to wszyst­ko poka­zy­wać, zatem jeź­dzi­my do War­sza­wy czy Kra­ko­wa. Wia­do­mo, że wte­dy te pro­duk­ty zwią­za­ne ze świę­to­krzy­skim tak nie tra­fia­ją tam do klien­ta, bo War­sza­wa to nie Kiel­ce, chy­ba, że ktoś jakoś ma zwią­zek z tym regio­nem. W innym wypad­ku raczej nie będzie nosił blu­zy z napi­sem „Kiel­ce”, nato­miast pro­duk­ty bar­dziej uni­wer­sal­ne, takie jak czap­ka „Majo­nez” jest wysy­ła­na na cały świat, czy­li tak samo poza ten region.

Czy ktoś pocho­dzi z Kielc, czy nie, no to majo­nez kie­lec­ki jest zna­ny wszę­dzie. Nawet nasz long­sle­eve, z nawią­za­niem do pasia­ka świę­to­krzy­skie­go – w czer­wo­no-czar­ne pasy, jest tak samo na tyle uni­wer­sal­ny, a przy tym opo­wia­da jakąś histo­rię. Nie mamy jakie­goś wyobra­że­nia, żeby stać się mar­ką tak dużą, podo­ba mi się ta nie­wiel­ka obję­tość. Nato­miast oczy­wi­ście chcie­li­by­śmy ude­rzyć tro­chę dalej, no bo daje nam to moż­li­wość i szan­sę utrzy­ma­nia się – nie­ste­ty dzia­ła­jąc tyl­ko w Kiel­cach, czy w samym regio­nie, nie jeste­śmy w sta­nie tyl­ko z tego prze­trwać. Kosz­ty są na tyle duże, że musi­my pro­du­ko­wać wię­cej, no a przy tym musia­ły­by być to pro­duk­ty gor­szej jako­ści. Coś za coś. 

Mamy kil­ka pomy­słów na dal­szy roz­wój, no ale zoba­czy­my, jak to pój­dzie dalej, bo wia­do­mo cho­dzi też o czas i fun­du­sze, dziś natu­ral­nie nam przy­cho­dzi, że gdzieś tam jedzie­my do inne­go mia­sta i budu­je­my swo­ją mar­kę. Przy tym w gło­wie two­rzy­my pro­dukt bar­dziej przy­sto­so­wa­ny do nich – inne­go mia­sta. Zoba­czy­my jak to się będzie dalej rozwijać.

W takim razie ja mam jesz­cze pyta­nie odno­śnie do pani życio­wej inspi­ra­cji. Co panią tak naj­bar­dziej inspiruje?

Co mnie inspi­ru­je? Wszyst­ko. Ja mam tak, że idę i widzę dziu­rę w chod­ni­ku albo gdzieś jakiś pięk­ny kwiat, to mnie już potra­fi zain­spi­ro­wać. Tak samo moje dzie­ci bar­dzo mnie inspi­ru­ją, w ogó­le pra­ca z dzieć­mi inspi­ru­je. Dzie­ci są nie­sa­mo­wi­te pod kątem róż­nych odkryć, spo­strze­gaw­czo­ści, takiej natu­ral­no­ści, bo nie są już tak sza­blo­no­wo ukształ­to­wa­ne, tyl­ko mają jesz­cze taką świe­żość myślenia.

No i też przede wszyst­kim sztu­ka, lubię róż­ne tar­gi sta­ro­ci, anty­kwa­ria­ty, skle­pi­ki vin­ta­ge, nawet ciu­cho­lan­dy. No tak­że jest tego bar­dzo dużo. Tak samo wysta­wy, bo cały czas się tym inte­re­su­ję i oglą­dam, jesz­cze moż­na tu wspo­mnieć róż­nych o podróżach.

Czy­li bar­dzo sze­ro­ki zakres.

Racja, teraz jest to mod­ne pyta­nie i myślę, że to może być dobra puen­ta naszej roz­mo­wy. Co by pani powie­dzia­ła dwu­dzie­sto­let­niej sobie?

Co bym powie­dzia­ła? No chy­ba wła­śnie to, żeby mieć wię­cej odwa­gi i śmia­ło przeć przed sie­bie. Bo tak jak każ­dy czło­wiek, gdzieś musia­łam pew­ne lęki i rze­czy w sobie prze­ro­bić, pra­co­wać cią­gle nad tym, żeby te ele­men­ty zmie­nić, spoj­rzeć zupeł­nie ina­czej. Tak­że jest to wie­le lat pra­cy, ale myślę, że potrze­ba takiej odwa­gi – mówię tak samo to swo­im dzie­ciom, żeby same pró­bo­wa­ły. Po pro­stu dużo pró­bo­wać i nie bać się.

Dzię­ku­je­my pani bardzo.

Ślicz­nie dzię­ku­je­my, myślę, że napraw­dę dowie­dzie­li­śmy się wie­lu cie­ka­wych rze­czy przy tej rozmowie.