Wywiad z p. Katarzyną Hodurek-Kiek
Autorzy: Dominika Garbus i Jakub Lipiec
Panią Katarzynę Hodurek-Kiek studenci mogą kojarzyć z wydarzenia Power Speech kobiet biznesu, które miało miejsce na Wydziale Nauk Ścisłych i Przyrodniczych UJK w dniu 17 listopada. Pani Hodurek-Kiek należy do kobiet, które osiągnęły sukces, można tutaj wspomnieć o prowadzeniu marki odzieżowej Feel the City. Zapraszamy do przeczytania wywiadu, który odbył się 8 grudnia w pracowni naszej rozmówczyni.
Jakub Lipiec: Może rozpoczniemy naszą rozmowę od pytania, o to skąd u pani pomysł na wykorzystanie motywów lokalnych w pani pracy, działalności i skąd w ogóle taka miłość do Kielc oraz do tego regionu?
Katarzyna Hodurek-Kiek: Jestem kielczanką, pomysł w ogóle na firmę urodził nam się z mężem już w 2013 roku. Tak naprawdę, gdzieś tam pierwsze już nasze produkty powstawały. Myślę, że ta miłość pojawiła się przez to, że ogólnie w życiu, prywatnym jak i zawodowym – bo jestem też muzealnikiem, ale też z zamiłowania do tego regionu, bo nawet prywatnie jak gdzieś jeździmy, to lubimy szukać jakichś ciekawych historii. Mnie to naturalnie przychodzi, zawsze znajomi się śmieją, że jedziemy gdzieś „No to Kaśka zaraz będziesz wiedziała jakie są tam fajne miejscówki”. Ja nie robię tego na takiej zasadzie, że odhaczamy kolejne punkty z mapy i tak dalej, bo lubię te rzeczy odkrywać, dowiadywać się ich na miejscu, nawet jak trafię gdzieś po prostu przez przypadek. Jest we mnie taka chęć poznania historii, tej głębszej, drugiego dna – i to mnie zawsze intrygowało.
Z racji tego, że się tutaj wychowałam, to tak samo interesuję się kulturą, sztuką, jest to taki mariaż wszystkich zainteresowań, to powodowało, że taką drogę zawodową wybrałam i kolejnym czynnikiem może być to, że chciałam się tym podzielić, pokazać, że możemy zupełnie inaczej przedstawić nasz produkt, który może stać się taką pamiątką, ale też, żeby nie było tak, że ją zaraz wyrzucimy, czy odłożymy w kąt, tylko pozwalała na utożsamianie się z tym co prezentuje, gdzie powstała, która mówi więcej i nas edukuje. Nie tylko turystów czy osoby przejezdne, ale też osób mieszkających w tym regionie.
Dominika Garbus: Wspomniała pani, że pracuje w muzeum, jest pani kustoszem. Tutaj pojawia się moje pytanie, bo mówi się, że praca kustosza to poniekąd taka praca detektywa odkrywcy. Może nam pani powiedzieć więcej na ten temat?
Dokładnie tak jest, nawet prowadziłam taki cykl dla dzieci „Akademia Detektywów”, bo chciałam pokazać na czym ta praca muzealnika polega. Tak potocznie, to może wydawać się nudna – jakieś siedzenie w zakurzonym pomieszczeniu i przekładanie jakiś rzeczy bez większego celu. Jest to kwestia indywidualna, ale dla mnie zawsze było to bardzo ciekawe, gdyż każdy obiekt wiąże się z jakąś historią. Oprócz tego musimy ją przyporządkować do danej epoki, wchodzą też często w grę historie ludzkie związane z danymi przedmiotami, które do nas trafiają.
No, ale właśnie, żeby to wszystko odkryć, to musimy pobawić się trochę w takiego detektywa, gdyż często nie posiadamy wielu informacji na temat danego obiektu lub czasami są one znikome. No, a żeby stworzyć daną wystawę, też potrzebujemy różnych wątków, historii, aby wykreować z tego jakąś opowieść, przekazać to naszym zwiedzającym.
Miałam wiele w swojej pracy różnego rodzaju przypadków. Na przykład poznałam rodzinę Edwarda Manitiusa, postać, którą odkryłam, cała historia bardzo fajnie się rozwinęła, nawet udało nam się dotrzeć do córki ze Stanów Zjednoczonych. Potem przyjechała na naszą wystawę. Ostatnio Muzeum Warszawy kontynuowało tą opowieść, bo okazało się, że na warszawskiej Pradze, Manitius pochodził właśnie z Warszawy, miał swoją wytwórnię zabawek. Dowiedzieli się o tej historii i odkryli to po przeczytaniu mojego artykułu o wystawie. Zatem jak widać cały czas można odkrywać kolejne wątki. To też jest bardzo ciekawe, że opisujemy dany eksponat, obiekt i na dany moment mamy jakieś źródło informacji, ale ono się w końcu wyczerpie. Także czasem jest tak, że szukamy czegoś zupełnie innego i wracamy do danego przedmiotu mając kolejne poszlaki, może nowe źródło informacji do danej historii, dopiero po pięciu czy dziesięciu latach napotykamy na takie uzupełnienie.
Wracając do wątku lokalnego, to co uznałaby pani za największą zaletę Kielc czy województwa świętokrzyskiego? Takie największe pozytywy. A co wskazałaby pani za największą wadę, przywarę ludzi pochodzących stąd czy nawet problemy samego miejsca?
Ja myślę, że ogólnie mamy problem z tym, że mamy aż nadto atutów i taki natłok jest też problemem. Wydaje mi się, że trudno mieszkańcom, tym bardziej przyjezdny, utożsamiać się z miejscem, bo jest tego tak dużo – legend, tradycji czy miejsc. Brakuje o nich tak dużej świadomości, trzeba je tylko odpowiednio podać, bo moim zdaniem jest to bardzo atrakcyjne miejsce pod względem walorów turystycznych – krajobrazowych pod względem ukształtowania terenu, pod względem kultury, czy pod kątem zabytków, nie wspominając już o samych legendach czy tradycji. Także myślę, że jest to bogate miejsce, tylko trzeba to w odpowiedni sposób wyeksponować, przekazać.
Nawiązując przy okazji do następnej części pytania, to myślę, że właśnie nie doceniamy tego co mamy pod nosem, chociaż wydaje mi się, że to niedocenienie pochodzi też z niewiedzy. Też problem jest w tym, że instytucje kultury, miejskie i ludzie, zwłaszcza pracujący z młodzieżą czy dziećmi, odpowiadają za edukowanie, także w tym momencie, gdy się wychowujemy, mamy podane dalej te tradycje, jest ona podkreślana, to również dostrzegamy jej wartości i faktycznie pokładamy nacisk, aby ją szanować i kultywować.
Ja przynajmniej nigdy nie spotkałam się, jeżdżąc na targi, spotykając się ze znajomymi, czy kiedy studiowałam w Krakowie, żeby ktoś wypowiadał się inaczej, niż bardzo pozytywnie o Kielcach, zatem problem leży raczej po stronie mieszkańców, którzy krytycznie do tego podchodzą, narzekają, a może czasami trzeba zadziałać osobiście, coś zrobić samemu. Jeżeli ktoś nie chce się brać za takie działania, to może spojrzeć na to z innej strony, aby zrozumieć pewne kwestie. Nie jest idealnie, bo sama dostrzegam wiele kwestii, które należałoby zmienić – w ogóle region świętokrzyski boryka się z problemami z zatrudnieniem, brakiem rozwoju, ale to się wszystko zmienia. Wydaje mi się, że też pandemia pokazała położenie Kielc, jako to bardzo atrakcyjne – między Warszawą a Krakowem. Wiele firm pracuje w trybie hybrydowym, a też wiele zawodów można wykonywać zdalnie, co zadziałało na tendencję wyjeżdżania do większych ośrodków. Teraz ktoś może pracować dla marki w, powiedzmy, Warszawie, a na spokojnie mieszkać i działać też tutaj. Dla mnie atutem jest również to, że wszędzie jest blisko, mamy dużo zieleni – rezerwaty przyrody w mieście. To, że wiele instytucji kulturowych ma bogate oferty, jeżeli chodzi o wydarzenia, czasami wręcz w jeden weekend te imprezy gdzieś tam się dublują, przez co czasami trudno się zdecydować. Jak opowiadam gdzieś o tym znajomym, gdy jedziemy poza Kielce, to są zdziwieni, ile się tutaj u nas dzieje, a to też jest właśnie bogata oferta tego miejsca.
Mam pytanie odnośnie do projektów. Czy kiedy pani projektuje, powiedzmy jakieś ubranie, to kieruje się pani tradycjami jakie są w Kielcach, czy może poniekąd podąża za trendami, które zostały w świecie mody, wyznaczanej na bieżąco?
Myślę, że to taki trochę mix tego wszystkiego, bo mamy dwie linie. Jest linia produktów, takich właśnie typowo inspirowanych regionem świętokrzyskim, a druga przeznaczona bardziej dla kobiet. W sumie ta druga pojawiła się tak naturalnie, bo w momencie, gdy szyłam jakieś ubranie dla siebie, no to koleżanki prosiły, żeby tak samo im coś uszyć, a potem „może byś to wprowadziła w ofertę”. No i tak gdzieś się to rozszerzyło w tę stronę. Jakoś zawsze miałam taką łatwość w projektowaniu, nie podążałam ślepo za trendami i myślę, że nie o to tutaj chodzi. No, ale też przekazując tradycję należy zachować taki balans, przekładamy tradycję na formę nowoczesnego ubrania, nowej formy.
Wszystkie rzeczy, które tutaj u nas są, które projektujemy, należą do uniwersalnych, a zatem rzeczy, które powstały dwa lata temu można je miksować z aktualnie pojawiającymi się w naszej ofercie. Wybieramy najlepsze tkaniny, kroje są klasyczne, także nie powstają one jak w innych firmach na podstawie kolekcji – wiosna, lato, i tak dalej – tylko chodzi o to, żeby nie robić nadprodukcji, aby pozostawały uniwersalnymi. Dlatego taki dobór tkanin, może mniej ubrań, ale w znacznie lepszej jakości.
A co w takim razie jest największą trudnością branży odzieżowej? Czy chodzi o koszt, jaki trzeba ponieść, aby dane ubrania stworzyć? Czy jednak coś innego jest takim problemem, trudnością?
Myślę, że koszt, bo finanse są zawsze tym ogranicznikiem, mówiąc o tym na co możemy się zdecydować. Tak jak wspominałam stawiamy na jakość, wszystkie rzeczy powstają w lokalnej szwalni w Staszowie. To też jest ten komfort, ze względu na to, że ta szwalnia robi też mniejsze linie, a nie we wszystkich szwalniach można sobie zamówić taką limitowaną linię, bo wiadomo, im mniej tych rzeczy powstaje, tym cena, którą musimy zapłacić jest też wyższa. To wszystko się przekłada.
Dochodzi do tego też rozmiarówka, od każdej sztuki przy rozmiarze jest stopniowanie rozmiaru, to także są koszty. Linia w szwalniach tak samo się nie opłaca właścicielom, jeżeli muszą przestawiać daną linię na kolejną rzecz, zwłaszcza jak tych rzeczy jest bardzo mało. Dlatego największym kosztem jest wprowadzenie danego wzoru. Trzeba to dobrze przemyśleć, żeby był fajny i nas zadowalał, więc też najpierw powstaje model próbny, ja muszę to jeszcze przetestować i dopiero wtedy to wprowadzamy.
Zatem sama droga od pomysłu do produktu jest długa. Czasem nawet się śmieję, bo nieraz klienci przychodzą i „A by to w takim kolorze…”, „Nadruk tak”, czy coś innego. Zatem tak jak powiedziałam, nie mamy bluz z hurtowni, tylko sami wybieramy tkaninę. Taka bluza powstaje według naszego projektu, metka tak samo jest do zaprojektowania, do tego jeszcze grafika. Także to wszystko jest kolejnym etapem i wprowadza jakieś tam trudności. Nie jest to jak w agencji reklamowej, że przychodzimy, zamawiamy sobie nadruk i na drugi dzień go odbieramy. Tylko ta linia powstaje znacznie wcześniej, bo musimy to wszystko dokładnie podobierać.
Przeglądając pani media społecznościowe można zauważyć, że jest pani bardzo kreatywna, interesuje się przy okazji fotografią. Czy ta kreatywność jest potrzebna przy pracy projektanta?
Jak najbardziej jest konieczna, nie tylko w pracy, bo kreatywność jest też ważna dla każdego w życiu, bo w pewien sposób daje nam nowe możliwości. Dzięki kreatywności się rozwijamy, wyróżnia nas ona od innych, myślę, że tym bardziej, gdy człowiek porusza się w obszarze związanym z projektowaniem, nie mówię tutaj tylko o tworzeniu ubrań. Zatem kreatywność jest niezbędna, jeżeli chcemy coś stworzyć.
A na co najbardziej zwraca uwagę klient, kupując u pani ubrania, w dzisiejszych czasach? Czy jest to jakość? Czy może jednak styl projektowania?
Powiedziałabym, że jest to mariaż tego i tego. Świadomie budowaliśmy markę, zatem chcemy dotrzeć do konkretnego odbiorcy, nie zależy nam na tym, żeby masowo produkować ileś tam rzeczy. Tylko raczej na tym, żeby to fajnie wyszło. Tak jak wspominałam bardzo zależy nam na jakości.
I taki właśnie klient w pewnej chwili do nas faktycznie trafia. Zauważa styl i potem interesuje się jakością. Wiemy, że rynek tekstylny jest jednym z głównych, który zanieczyszcza środowisko, dlatego o to też dbamy przy dobieraniu tkanin z certyfikatami ekologicznymi. To też wpływa na to jak to nosimy oraz jeśli chodzi o samą ilość, żeby nie było nadprodukcji, zbędnych rzeczy, które potem trzeba wyrzucać. Nie o to nam chodzi. Trafia do nas klient bardzo świadomy, wie czego chce.
Zastanawia mnie jakby pani określiła styl artystyczny dotyczący projektów. Jakiego słowa by pani użyła?
Ciężko mi jest tak jednym słowem to określić. Powiedziałabym, że to jest taki eklektyzm – łączy zainteresowania starociami, bo nawet w domu otaczam się takimi rzeczami, czy jeżeli chodzi o zainteresowanie sztuką dawną i współczesną. No jest to taka mieszanka tego wszystkiego po trochu. Zainteresowanie sztuką uliczną, więc gdzieś jest to przemieszane i ubrane w najprostszą formę.
W trakcie wykładu kilkanaście dni temu, na wydarzeniu Power Speech kobiet biznesu mówiła pani o tym, że nie chce, aby pani firma zasięgiem nie wychodziła na cały kraj, poza tutaj region świętokrzyski. W takim wypadku jakie ma pani plany, żeby rozwijać dalej firmę, tutaj w Kielcach i naszym regionie?
Może nie chodzi o to, żeby ograniczać jakoś zasięg, bo przecież jeździmy na targi, o to też nam chodzi, żeby to wszystko pokazywać, zatem jeździmy do Warszawy czy Krakowa. Wiadomo, że wtedy te produkty związane ze świętokrzyskim tak nie trafiają tam do klienta, bo Warszawa to nie Kielce, chyba, że ktoś jakoś ma związek z tym regionem. W innym wypadku raczej nie będzie nosił bluzy z napisem „Kielce”, natomiast produkty bardziej uniwersalne, takie jak czapka „Majonez” jest wysyłana na cały świat, czyli tak samo poza ten region.
Czy ktoś pochodzi z Kielc, czy nie, no to majonez kielecki jest znany wszędzie. Nawet nasz longsleeve, z nawiązaniem do pasiaka świętokrzyskiego – w czerwono-czarne pasy, jest tak samo na tyle uniwersalny, a przy tym opowiada jakąś historię. Nie mamy jakiegoś wyobrażenia, żeby stać się marką tak dużą, podoba mi się ta niewielka objętość. Natomiast oczywiście chcielibyśmy uderzyć trochę dalej, no bo daje nam to możliwość i szansę utrzymania się – niestety działając tylko w Kielcach, czy w samym regionie, nie jesteśmy w stanie tylko z tego przetrwać. Koszty są na tyle duże, że musimy produkować więcej, no a przy tym musiałyby być to produkty gorszej jakości. Coś za coś.
Mamy kilka pomysłów na dalszy rozwój, no ale zobaczymy, jak to pójdzie dalej, bo wiadomo chodzi też o czas i fundusze, dziś naturalnie nam przychodzi, że gdzieś tam jedziemy do innego miasta i budujemy swoją markę. Przy tym w głowie tworzymy produkt bardziej przystosowany do nich – innego miasta. Zobaczymy jak to się będzie dalej rozwijać.
W takim razie ja mam jeszcze pytanie odnośnie do pani życiowej inspiracji. Co panią tak najbardziej inspiruje?
Co mnie inspiruje? Wszystko. Ja mam tak, że idę i widzę dziurę w chodniku albo gdzieś jakiś piękny kwiat, to mnie już potrafi zainspirować. Tak samo moje dzieci bardzo mnie inspirują, w ogóle praca z dziećmi inspiruje. Dzieci są niesamowite pod kątem różnych odkryć, spostrzegawczości, takiej naturalności, bo nie są już tak szablonowo ukształtowane, tylko mają jeszcze taką świeżość myślenia.
No i też przede wszystkim sztuka, lubię różne targi staroci, antykwariaty, sklepiki vintage, nawet ciucholandy. No także jest tego bardzo dużo. Tak samo wystawy, bo cały czas się tym interesuję i oglądam, jeszcze można tu wspomnieć różnych o podróżach.
Czyli bardzo szeroki zakres.
Racja, teraz jest to modne pytanie i myślę, że to może być dobra puenta naszej rozmowy. Co by pani powiedziała dwudziestoletniej sobie?
Co bym powiedziała? No chyba właśnie to, żeby mieć więcej odwagi i śmiało przeć przed siebie. Bo tak jak każdy człowiek, gdzieś musiałam pewne lęki i rzeczy w sobie przerobić, pracować ciągle nad tym, żeby te elementy zmienić, spojrzeć zupełnie inaczej. Także jest to wiele lat pracy, ale myślę, że potrzeba takiej odwagi – mówię tak samo to swoim dzieciom, żeby same próbowały. Po prostu dużo próbować i nie bać się.
Dziękujemy pani bardzo.
Ślicznie dziękujemy, myślę, że naprawdę dowiedzieliśmy się wielu ciekawych rzeczy przy tej rozmowie.