Pierwszy Eskimosik z foczką…
Autor: Magdalena Lasota
W pewnym miejscu, gdzie zorza polarna oświetla noc, istnieje niezwykły świat – Antarktyda. Temperatura jest tak niska, że z nosa zamiast glutków, zwisają sople, a dookoła przebija się jedynie kolor bieli. Wiatr był tego dnia niezłomny, świszcząc i gwiżdżąc we wszystkie strony. Pośród pyłu diamentowego powoli wyłaniała się nieznajoma postać… chłopiec?
- Tak, to chłopiec – rzekł Głos z góry.
Rabijan, bo takie właśnie imię nosił mały, wystraszony Eskimosik znalazł się pośrodku niczego. Ubrany na cebulkę: posiadając na sobie baaardzo grubą, sięgającą do śniegowców kurtę puchową. Wędrując w nieznanych mu dotąd stronach widział dookoła siebie jedynie lód i wodę. Co pewien czas zmuszony był do zabawy w klasy, która polegała na przeskakiwaniu po odłamanych fragmentach lodu. Widywał wtedy stada pingwinów odpoczywających na lodzie, liczne gatunki ptaków, których nie potrafił nazwać oraz pływający wieżowiec – płetwala błękitnego. Woda była tak przejrzysta, że mały chłopiec chciał się w niej przejrzeć (nie znając swojej twarzy), nagle rozpętała się okropna zamieć, kawałki oderwanego lodu (pył diamentowy) pędziły z tak ogromną prędkością, że chłopiec zmuszony był do „ślepej” wędrówki w nieokreślonym kierunku.
Niezliczone godziny marszu całkowicie wyczerpały chłopca, wtem usłyszał on agresywne chlapanie wody, które po kilku sekundach ustało. Pojawił się jednak szelest, jakby sanki tarły o lód.
- Halo, pomocy! Czy ktoś mnie słyszy? – rzekł, rozglądając się dookoła chłopiec.
Przed swoimi oczami zauważył czarną, rozmazaną kropkę, krzycząc:
- To foka, to foka! Ona ucieka przed białym misiem, musze jej pomóc!
- Chodź do mnie, szybko!
Widząc to, mały Eskimosik, zerwał się z nóg, biegnąc, ile sił w stronę foki. Gwałtownie chwycił ją za ręce i czym prędzej kierował się w bezkresną przestrzeń.
- Chyba go zgubiliśmy – powiedział, zdyszany chłopiec.
- Teraz jesteśmy w tym razem. – Przytulił foczkę, maszerując do przodu.
Dzień powoli przechodził w noc, niebo oświetlała zorza polarna, a zamieć ustała. Promienie zorzy odbijały się o nieznanej półkuli oślepiając chłopca:
- Patrz, co to? – mówił do foczki.
- Igloo, igloo, znaleźliśmy schronienie! Jesteśmy uratowani!
Nasi dwaj przyjaciele z ogromną pewnością zajrzeli do środka igloo i wtem zobaczyli:
- Jedzenie? Ognisko? Łóżko? – rzekł zdziwiony chłopiec.
Na wyrzeźbionym z lodu stole znajdował się talerz ryb ze szklanką ciepłej wody. Tuż obok kominek i łóżko:
- Częstujcie się – rzekł nieznajomy głos.
- Ktoś ty? – odpowiedział chłopiec, szybko odwracając głowę.
- Safiya, mama fokusia – odpowiedziała, wyciągając nosek na przywitanie.
- Yyyy, Dzień dobry! Jestem Rabijan, przyjaciel… Kotka! – potarł nosek, o nosek na przywitanie.
- Kotka?
- Tak, nazwałem go Kotek, ponieważ podczas ucieczki przed złym misiem poruszał się kocim grzbietem.
- Ucieczki?
- Tak, uciekaliśmy przed ogromnym białym misiem…, ale wcześniej… — opowiadał o swoich przygodach mały Eskimosik.
I w taki sposób powstała legenda pierwszym człowieku, który zamieszkał na Antarktydzie.
- Śpijcie dobrze! Dobranoc – odpowiedział nieznajomy Głos…