Recenzja filmu pod tytułem „W strefie wojny” w reżyserii Mikael Håfström’a.
Autor: M. Dylewski
Zostajemy przeniesieni do nieodległej przyszłości gdzie Ukraina jest celem ataku Rosji. Ponadto na terenie kraju wybucha epidemia cholery. W związku z tym państwo zamieniło się w pole bitwy na którym działają wojska amerykańskie, wspierane przez ruch oporu walczący o niepodległość Ukrainy. Pole walki zdominowane jest przez drony oraz „Gampy” czyli roboty bojowe. Główny bohater, amerykański młody żołnierz w stopniu porucznika staje przed podjęciem ciężkiej decyzji. Jako pilot dronu widzi zaatakowane dwa plutony, otoczone przez wrogich żołnierzy na otwartej ulicy. W oddali za pomocą optoelektroniki identyfikuję ciężarówkę, która zmierza w centrum walki. Jak się okazuję, pojazd w środku przenosi broń, zagrażającą całej zaatakowanej grupie żołnierzy. Samochód się zatrzymuje, czas zaczyna podlegać realatywistycznej dylatacji, sekundy robią się coraz krótsze. Należy podjąć decyzję. Śmierć dwóch kolegów i ocalenie trzydziestu ośmiu czy śmierć całej grupy. W eterze radiowym robi się głośno i gorąco. Pilot drona, porucznik Thomas Harp podejmuje nie autoryzowaną decyzję. W ciszy i spokoju, jedząc żelki oraz patrząc na ekran przypominający grę komputerową pokroju Battlefield czy Call of Duty, odpala pocisk. Klasyczny dylemat wagonika. W związku z powyższym porucznik trafia przed komisję etyki aby ta skierowała go do działań w terenie, by mógł posmakować świata, którego nigdy nie skosztował a jednak od dawna kształtował. Następnie zostaje skierowany pod skrzydła wojskowego androida w stopniu kapitana, o którym prócz Thomasa, wiedzą tylko dwie osoby. Dowiaduje się o głównym antagoniście Viktoru Kovalu, planującym użycie Ukraińskiego arsenału atomowego w celu zaatakowania USA. Tam zaczyna się jego przygoda, której celem jest znalezienie Viktora, likwidacja wroga oraz niedopuszczenie do ataku nuklearnego. Na swojej drodze doświadcza realiów wojny jak również poznaje ruch oporu. Docierając na miejsce w którym młody porucznik wraz z androidem mają unieszkodliwić Viktora, rozdzielają się. Na jaw wychodzi, iż Thomas Harp był częścią większej intrygi skrupulatnie zaplanowanej przez androida. Humanoidalna maszyna, która musiała przestrzegać konkretnych zasad, wykorzystała człowieka skłonnego te zasady łamać do realizacji swojego planu. Bardzo interesujące przedstawienie problemu interakcji na linii człowiek-maszyna. Blokowanie akcji maszyny w jednym sektorze nie wyklucza działań w innych. Nie liczy się to co jest dozwolone, tylko to, co jest zabronione. W międzyczasie młody porucznik znalazł się dokładnie w tej samej sytuacji, o jakiej pisałem na początku recenzji. Tym jednak razem, to on był akceptowalną „stratą uboczną”. Koniec filmu to scena w której android dociera do silosów przechowujących broń atomową a następnie owe silosy uruchamia. Na miejscu pojawia się Thomas Harp z zamiarem powstrzymania tragedii. Ze strony humanoida padają oskarżenia wobec USA i ich działań na teatrze międzynarodowym a konkretnie o rozpalanie konfliktów w różnych krajach. Co ma być motywem do działań inteligentnego robota. Thomasowi udaję się postrzelić swojego partnera a następnie przeprowadza z nim krótki dialog w którym dowiaduje się o filozofii jaka kryje się za działaniami androida. Chwilę potem ucieka z budynku, który zostaje trafiony pociskiem, wystrzelonym z dronu. Jak to w amerykańskim kinie, wszystko kończy się dobrze, świat został uratowany.
Ciekawa produkcja chociaż moim skromnym zdaniem, motyw filozoficzno-moralny wojskowego kontaktu między najwyższym poziomem sztucznej inteligencji a człowiekiem miał więcej potencjału.