Przejdź do treści

Gnijące jabłka i fioletowy atrament, czyli dziwne zwyczaje znanych pisarzy

Autor­ka: Anna Bartczak

Każ­dy z nas dobrze zna to fru­stru­ją­ce uczu­cie, kie­dy osta­tecz­ny ter­min reali­za­cji pro­jek­tu, pra­cy na stu­dia czy zwy­kłe­go szkol­ne­go wypra­co­wa­nia zbli­ża się wiel­ki­mi kro­ka­mi. Mimo pre­sji cza­su nie potra­fi­my jed­nak wpaść na żaden kon­kret­ny pomysł. Nie­któ­rzy, poszu­ku­jąc weny, słu­cha­ją swo­ich ulu­bio­nych utwo­rów muzycz­nych. Inni decy­du­ją się wybrać na dłu­gi spa­cer. Jed­nak, w jaki spo­sób z bra­kiem weny radzi­li sobie naj­wy­bit­niej­si pisarze?

Na posta­wio­ne pyta­nie trud­no jest odpo­wie­dzieć w jed­no­znacz­ny spo­sób. Osób mają­cych wpływ na świa­to­wą lite­ra­tu­rę jest bowiem mnó­stwo, a każ­dy z nich wypra­co­wał sobie swo­je wła­sne nawy­ki i zwy­cza­je. Ana­li­zo­wa­niem codzien­nej ruty­ny wybit­nych naukow­ców, arty­stów czy filo­zo­fów zajął się w swo­jej książ­ce „Codzien­ne rytu­ały. Jak pra­cu­ją wiel­kie umy­sły” Mason Currey.

Pozy­cja bezpieczna

Mogło­by się wyda­wać, że naj­lep­szą pozy­cją do pisa­nia jest posta­wa sie­dzą­ca. W koń­cu nie potę­gu­jąc zmę­cze­nia, poma­ga pozo­stać sku­pio­nym. Nie­któ­rzy pisa­rze jed­nak dra­stycz­nie prze­ła­mu­ją ten ste­reo­typ. Vir­gi­nia Woolf, Ernest Hemin­gway, Stan Lee, Lewis Car­roll, Vla­di­mir Nabo­kov, Char­les Dic­kens, Tho­mas Wol­fe to przy­kła­dy arty­stów, któ­rzy pra­co­wa­li na sto­ją­co. Nie­któ­rzy uży­wa­li do tego spe­cjal­nych biu­rek. Auto­ro­wi „Opo­wie­ści wigi­lij­nej” nie było ono jed­nak nie­zbęd­ne – po pro­stu umie­ścił swo­ją maszy­nę do pisa­nia na ostat­niej pół­ce rega­łu na książki. 

Tru­man Capo­te przy­zna­wał nato­miast, że potra­fi sku­pić się jedy­nie w pozy­cji leżą­cej. W podob­ny spo­sób pra­co­wa­li rów­nież Mark Twa­in, Mar­cel Pro­ust czy James Joy­ce. Ten ostat­ni zma­gał się z postę­pu­ją­cą krót­ko­wzrocz­no­ścią. Jako iż prze­waż­nie pisał w nocy, sta­no­wi­ło to duże utrud­nie­nie. Aby upo­rać się z tym pro­ble­mem, ubie­rał się w bia­ły płaszcz i kładł na brzu­chu. Dzię­ki takie­mu ubio­ro­wi świa­tło mia­ło odbi­jać się i dodat­ko­wo oświe­tlać kart­kę. Do pisa­nia uży­wał nie­bie­skiej kredki.

Kie­dy Dan Brown chce pobu­dzić u sie­bie kre­atyw­ność, zakła­da buty gra­wi­ta­cyj­ne i zawie­sza się do góry noga­mi na spe­cjal­nej kon­struk­cji. Ten nie­ty­po­wy spo­sób poma­ga mu rów­nież pozo­stać zrelaksowanym.

Chodź, poma­luj mój świat

Wie­le osób pod­czas robie­nia nota­tek uży­wa róż­no­ko­lo­ro­wych dłu­go­pi­sów, fla­ma­strów i zakre­śla­czy. Auto­rzy czę­sto decy­do­wa­li się na odej­ście od sztam­po­we­go, czar­ne­go atra­men­tu. Szcze­gól­ną popu­lar­no­ścią cie­szył się kolor fio­le­to­wy, któ­re­go uży­wa­li mię­dzy inny­mi Vir­gi­nia Woolf czy Lewis Car­roll. Jego nawyk wykształ­cił się jesz­cze, gdy pra­co­wał w szko­le — popra­wiał uczniow­skie błę­dy atra­men­tem w tym kolo­rze. Char­les Dic­kens nato­miast upodo­bał sobie niebieski.

Dla Alek­san­dra Duma­sa waż­niej­szy był kolor papie­ru. Opra­co­wał on cha­rak­te­ry­stycz­ny sys­tem – do spi­sy­wa­nia poezji wybie­rał kolor żół­ty, pro­zy – nie­bie­ski, arty­ku­łów zaś różowy.

Pią­tek trzynastego

Arthur Conan Doy­le jest auto­rem jed­nej z naj­bar­dziej racjo­nal­nych posta­ci w histo­rii lite­ra­tu­ry. Sam jed­nak po pierw­szej woj­nie świa­to­wej zaczął inte­re­so­wać się spi­ry­ty­zmem. Był prze­ko­na­ny, że jego przy­ja­ciel ma magicz­ne moce. Pró­bo­wał nawią­zy­wać kon­tak­ty ze zmar­ły­mi. Oso­bą, któ­ra przy­wią­zy­wa­ła wyjąt­ko­wą wagę do róż­nych prze­są­dów był Tru­man Capo­te. Twór­ca „Śnia­da­nia u Tiffany’ego” uni­kał roz­po­czy­na­nia lub koń­cze­nia pra­cy w piąt­ki. Nie dzwo­nił do osób, któ­rych numer tele­fo­nu po zsu­mo­wa­niu wyno­sił trzy­na­ście, nie prze­by­wał też w poko­jach hote­lo­wych o tym nume­rze. Jeśli już uda­ło mu się wybrać jakieś pomiesz­cze­nie, to w środ­ku nie mogły znaj­do­wać się żół­te róże. War­to wspo­mnieć rów­nież o Dic­ken­sie, któ­ry pod­czas snu zawsze zwró­co­ny był twa­rzą w kie­run­ku pół­no­cy oraz o dwóch tuzi­nach ide­al­nie naostrzo­nych ołów­ków na biur­ku Joh­na Ste­in­bec­ka, bez któ­rych nie mógł on roz­po­cząć pisania.

Zrób­cie mu miejsce

Pomy­śl­cie o miej­scu, w któ­rym do gło­wy przy­cho­dzą wam zwy­kle naj­lep­sze pomy­sły. Wła­sna sypial­nia, nie­da­le­ko poło­żo­ny park, sala wykła­do­wa, a może… wan­na? To wła­śnie tam Aga­tha Chri­stie roz­my­śla­ła o swo­ich kolej­nych powie­ściach kry­mi­nal­nych. Czę­sto jadła przy tym jabł­ka. Wena poja­wia­ła się rów­nież pod­czas zmy­wa­nia naczyń – nie­na­wi­dzi­ła tego zaję­cia tak bar­dzo, że roz­my­śla­ła wów­czas nad mor­der­stwa­mi. Nie mia­ła jed­nak wyzna­czo­ne­go miej­sca na pisa­nie – kie­dy w jej gło­wie ufor­mo­wał się już zarys fabu­ły, mogła pra­co­wać wszę­dzie. Podob­ny zwy­czaj dzie­li­ła Jane Austen. Jej powo­dy były jed­nak inne – w tam­tych cza­sach lite­rac­ka dzia­łal­ność kobiet nie była dobrze postrze­ga­na, dla­te­go musia­ła ukry­wać się ze swo­ją pasją. Pisa­ła na ser­wet­kach lub małych kar­te­lusz­kach, nie pozwo­li­ła rów­nież napra­wić skrzy­pią­cych drzwi, któ­rych dźwięk infor­mo­wał ją o zbli­ża­ją­cych się osobach.

Miej­scem chęt­nie odwie­dza­nym przez Charl­sa Dic­ken­sa była nato­miast kost­ni­ca. Pisarz mógł spę­dzić godzi­ny na przy­glą­da­niu się ludz­kim cia­łom. Tłu­ma­czył, że odczu­wa do nich swe­go rodza­ju „przy­cią­ga­nie”.

Czar­ny chleb i czar­na kawa

Wie­lu ludzi nie wyobra­ża sobie roz­po­czę­cia pra­cy bez poran­nej daw­ki kofe­iny. Z pew­no­ścią do gru­py tej zali­czał się rów­nież Hono­ré de Bal­zac. Pisarz spo­ży­wał oko­ło pięć­dzie­się­ciu fili­ża­nek kawy dzien­nie! Wpływ na to miał praw­do­po­dob­nie rów­nież styl jego życia – czę­sto wsta­wał już o pierw­szej w nocy i zaczy­nał pisać. Nad ranem robił chwi­lę odpo­czyn­ku, po któ­rej kon­ty­nu­ował pra­cę. Zmarł w wie­ku 51 lat z powo­du, mię­dzy inny­mi, zasto­ino­wej nie­wy­dol­no­ści serca.

Tyl­ko zgniłe…

W nie­mal wszyst­kich arty­ku­łach doty­czą­cych nie­ty­po­wych zwy­cza­jów pisa­rzy poja­wia się przy­kład Fran­cisz­ka Schil­le­ra. Inspi­ro­wał go zapach zgni­łych jabłek. Trzy­mał je w szu­fla­dzie swo­je­go biur­ka. Jego przy­ja­ciel Goethe opi­sy­wał póź­niej: „Pew­ne­go dnia posze­dłem odwie­dzić Fry­de­ry­ka, ale on gdzieś wyje­chał, a jego żona popro­si­ła mnie, abym pocze­kał w moim biu­rze. Usia­dłem na krze­śle, opar­łem się o stół i nagle poczu­łem ostre mdło­ści. Posze­dłem nawet do otwar­te­go okna, żeby zaczerp­nąć świe­że­go powie­trza. Z począt­ku nie rozu­mia­łem przy­czy­ny tego dziw­ne­go sta­nu, a potem zda­łem sobie spra­wę, że to ostry zapach. Wkrót­ce został odkry­ty i jego źró­dło: w szu­fla­dzie sto­łu w Schil­ler leża­ło kil­ka­na­ście zepsu­tych jabłek! Zadzwo­ni­łem do sług, aby usu­nąć hań­bę, ale powie­dzia­no mi, że jabł­ka są kła­dzio­ne spe­cjal­nie, w prze­ciw­nym razie mistrz nie mógł­by pra­co­wać. Frie­drich wró­cił i potwier­dził to wszystko!”.