“GIRLS LIKE GIRLS” — PIOSENKA, KTÓRA ZMIENIŁA SIE W KSIĄŻKĘ
Autorka: Klaudia Sasak
Hayley Kiyoko to kobieta, którą z pewnością wiele osób może kojarzyć z filmu Disney Channel pod tytułem Lemoniada Gada. W 2015 roku wydała pierwszą solową piosenkę zatytułowaną Girls like girls, która już od samego początku osiągała zatrważające liczby wyświetleń na platformie Youtube. Obecnie klip posiada ponad 153 miliony wyświetleń i jest najpopularniejszą piosenką artystki. W tym roku na rynku zagranicznym, jak i polskim, mogliśmy dostać debiutancką książkę Kiyoko, którą zatytułowała tak samo, jak swoją pierwszą piosenkę. Jest to celowy zabieg, gdyż historia zawarta w książce to prequel historii dwóch dziewczyn z klipu. Czy historia Sonyi i Coley to hit czy kit?
Historia opowiada o młodej dziewczynie o imieniu Coley, która została zmuszona do zamieszkana z ojcem, Curtisem, zaraz po śmierci swojej mamy, która popełniła samobójstwo. Ta dwójka nie dogaduje się najlepiej, jednak ich historia jest rozwijana w tak dobry sposób, że nawet tylko dla niej warto jest sięgnąć po pozycję, która moim zdaniem idealna nie jest. Coley niedługo po przyjeździe do „zadupia w Oregonie” poznaje paczkę przyjaciół, która prawie ją zabija, ale hej! To idealna okazja, aby poznać swoich Best Friend Forever. Niestety, ich zapoznanie jest dla mnie praktycznie w ogóle niezrozumiałe, nie powinno mieć miejsca, a jak już to nie powinno się potoczyć tak, jak się potoczyło. Ale może to ja jestem dziwna i to tylko moje zdanie. Przejdźmy więc dalej. Do czegoś, co wydaje się chyba najważniejsze w całej książce. Mianowicie do relacji pomiędzy Coley a Sonyą. Jak to z nimi było, zanim doczekaliśmy się tego wzruszającego pocałunku przy basenie zaraz po tym, kiedy nasza główna bohaterka pobiła, jak można wywnioskować z książki, Trentona, czyli byłego/obecnego chłopaka Sonyi. Ciężko powiedzieć, bo to wydaje się być taki stereotypowy romans bogatych nastolatków, którzy rozchodzą i schodzą się częściej niż można to sobie przyswoić. Sonya i Coley sprawiają wrażenie, jakby od samego początku złapały dobry kontakt, jednak jest wiele sytuacji, w których możemy jasno stwierdzić, że to nie ma racji bytu. Jest w tym też zbyt dużo niepotrzebnego erotyzmu, biorąc pod uwagę, że książka jest przeznaczona w głównej mierze młodzieży. Nie podobało mi się zachowanie Sonyi, i to niejednokrotne, jednak nie chcę spoilerować, abyście mogli sami się zapoznać z tą pozycją. W każdym razie, zabiło to cały klimat, jaki miał klip z 2015 roku.
Tylko czy książka ma same minusy? Niekoniecznie. Podoba mi się zabieg napisania jej z pierwszej osoby, oczywiście z perspektywy Coley, oraz umieszczenia wpisów na portalu LiveJournal, na których widzieliśmy publiczne oraz prywatne wpisy Sonyi, które pozwalały spojrzeć nam na pewne sprawy trochę pod innym kątem. Czasami mogliśmy je odebrać pozytywnie, czasami negatywnie, jednak osobiście nie odczuwałam do tego dużej sympatii.
Oprócz Coley, Sonyi oraz wspomnianego Curtisa w książce znajdują się również inne postaci. Niestety, większość z nich była tak miałka, że czasami mogłabym powiedzieć, że były w ogóle niepotrzebne. Chociażby Brooke czy SJ. Trenton robił jedynie za czarny charakter, który musi być w niemal każdej książce. Natomiast Alex? Można powiedzieć, że w jakiś sposób się wyróżniał, był ciekawie napisany, ale w moim odczuciu nie odgrywał większej roli. Jak to sami bohaterowie powiedzieli, był jedynie buforem całej tej paczki. Oprócz przyjaciół Sonyi pojawiła się też taka postać jak Faith, która była złem wcielonym, w oczach Sonyi, a ja uważam, że jej wprowadzenie, przynajmniej w późniejszym etapie, wyszło na dobre głównym bohaterką. Jeszcze z pobocznych można powiedzieć, że był ktoś taki jak Blake, która pojawiła się w początkowych rozdziałach i miała być tylko jednorazową bohaterką, ale jej wprowadzenie dalej wyglądało trochę tak, jakby autorka nie miała pomysłu, co zrobić z czasem Coley i potrzebowała wprowadzić kogokolwiek, kto mógłby ten czas zapełnić. Niepotrzebnie. Już wolałabym dłuższego rozwinięcia wątku z restauracją, który mógłby być ciekawą odskocznią od dram nastolatków.
Czy książka jest zła? Po tym, co wyżej napisałam, można uznać, że tak, jednak jest coś, o czym napisałam już na początku. Relacja Coley oraz Curtisa. Była przewidywalna, naczytałam się za dużo fanfików i opowiadań na wattpadzie, ale i tak uważam ją za coś, co książka potrzebowała. A przede wszystkim za coś, co potrzebowała Coley. Strata matki wywarła na niej duże emocje, które są niemal cały czas gdzieś pokazywane. I pojawia się Curtis, którego uważa za obcego człowieka. Nie chce mieć z nim większego kontaktu, niż musi, ale z każdą kartą zaczyna się to zmieniać w nienachalny sposób. Tak, że naprawdę chce się brnąć w tę relację razem z nimi. I to jest według mnie największy plus.
Plusem jest też sam fakt poruszenia wątku miłości do tej samej płci, która pomału zaczyna przestawać być tematem tabu, jednak w wielu miejscach nadal ludzie boją się o tym rozmawiać, a wydaje mi się, że ta książka może zwrócić na to uwagę. Okej, nie jest idealna, główny wątek jest napisany zbyt chaotycznie i niezrozumiale, ale dalej. Został napisany i to się liczy. Może dzięki temu na naszym rodzimym rynku zobaczymy więcej takich pozycji?
Odpowiadając na pierwsze pytanie, jakie zadałam. Jest to zdecydowanie kiczowato napisana książka, która nie jest najlepszym debiutem. Uważam, że Hayley Kiyoko powinna pozostać przy muzyce, która jej wychodzi, a pisanie książek pozostawić innym osobom.