Cały mój świat
Autor: Aleksandra Kowalczyk
Siedzę na metalowej ławce, z której płatami odpadają fragmenty zielonej farby. Jest zimno, strasznie zimno, odmroziłem sobie już chyba każdą możliwą część ciała. Mógłbym wejść do środka, jednak nie mogę się ruszyć. Obiecała, że zaraz przyjedzie, jej pociąg wywoływali już kilka razy, ale dalej nie nadjechał. Po głowie krąży mi tysiące myśli. Dlaczego myślałem, że to się uda? Może nawet jej nie ma w tym pociągu? Przez telefon mówiła, że zostało już tylko pół godziny do dworca, na którym na nią czekam, tylko że od tamtej chwili minęły ponad dwie godziny. A ja uczepiłem się tej ławki jak myśli o jej delikatnych rękach, aksamitnej skórze i rumianych policzkach. Nie mogę do niej napisać, telefon padł mi kilka minut temu. Zostałem tylko ja i pracownik ochrony kręcący się po całym dworcu. Staram się odciągnąć myśli, wyjąłem stary poplamiony notatnik i zapisuję te słowa. Policzyłem już wszystkie pęknięcia w chodniku i piętra bloków w oddali. Wypiłem dwie kawy, jedną bez cukru, a drugą z podwójnym cukrem. Ale dalej jestem wyczerpany i zmęczony. Wstałem razem ze słońcem, o szóstej siedziałem już w pociągu, było idealnie. Myśl, że zobaczę moją ukochaną, oświetlała mi drogę. Wracam myślami do ciepłego przedziału i fotela obok grzejnika. Ze skrajności w skrajność. Wstrzymując oddech, sprawdziłem ile jest stopni. Minus siedem. Nie jest za dobrze, widzę jej twarz w chmurach, w plamie na moich spodniach. Wydaje mi się, że czekam wieczność. Pytam ochroniarza, który stoi obok o godzinę. Odpowiada, że już niedługo pora obiadowa. Miałem się z nią spotkać trzy godziny temu, do tego czasu moglibyśmy zrobić wszystko co zaplanowaliśmy — a nawet więcej. Kino, bilard, kolacja. Ale jej nie ma. W końcu wstaję, nerwowo chodzę w kółko, obgryzam paznokcie i chwilę później przestaję — głupi nawyk.
Wtedy słyszę znajomy dźwięk i widzę drganie torów — a może mi się wydaje? Dostrzegam daleko na końcu peronu błysk metalu. Muszę się dobrze przyjrzeć, ale tak, to pociąg — trzymam kciuki, że nie są to żadne halucynacje. Jedzie w moją stronę, jest coraz bliżej, zarys pociągu jest z każdą chwilą wyraźniejszy. Zaczynam się zastanawiać, co konkretnego chciałbym jej powiedzieć, gdy ją pierwszy raz zobaczę. Ale nie mam czasu, pociąg się zbliża, a ja zaczynam panikować. Czy wystarczająco dobrze wyglądam? Pewnie mam worki pod oczami, staram się zakryć zmęczenie uśmiechem, gdy maszyna zatrzymuje się, a jej drzwi otwierają. Ze środka w pośpiechu wychodzą ludzie, każdy wygląda na tak samo zmęczonego jak ja, na niczyjej twarzy nie widnieje uśmiech. W całym zamieszaniu szukam mojej brunetki, ale moje oczy się gubią. Tłum powoli rzednie, a moja nadzieja gaśnie. Chodzę od drzwi do drzwi i nieśmiało zaglądam do środka, wychodzi konduktor, mówi coś do swojej krótkofalówki i wydaje się, że to koniec. Nie ma jej, nie przyjechała, coś ją zatrzymało.
Wówczas słyszę cichy szept, sporą ilość przekleństw. I widzę ją, jej brązowe potargane włosy, piękne zielone oczy, dźwiga wielką walizkę i z trudnością przechodzi przez drzwi przedziału. Wychodząc z pociągu, wyrzuca najpierw walizkę, a potem powoli schodzi po dwóch schodkach. Podnosi głowę i nasze spojrzenia się spotykają. Serce przestaje mi bić na moment, a po chwili biegnie bardzo szybko, ale jak gdyby w zwolnionym tempie. Idę w pośpiechu, uśmiecham się tak szeroko, że to aż boli. Ona odwzajemnia uśmiech i zostawia walizkę. Widzę, jak się śmieje, potykam się, a ona prawie przewraca, ale ostatecznie wpadamy sobie w ramiona. Przytulamy się, jak najdłużej i najmocniej się da. I teraz z pewnością wiem, że mam przy sobie cały mój świat i więcej jej nie puszczę.