Dla obecnych jak i przyszłych studentek oraz studentów
Autor: ***
Fragment pochodzi od Baltasar’a Gracián y Morales’a z dzieła „El Criticón”.
(…) – Teraz, moi panowie – prawił – zaprezentuję wam dziwo uskrzydlone, które jest zarazem dziwem rozumu. Cieszę się, że mam do czynienia z osobami światłemi, z ludźmi zupełnymi; jednakowoż zauważyć muszę, iż gdyby który z was przypadkiem nie był w posiadaniu rozumu całkiem, ale to całkiem nadzwyczajnego, to najlepiej zrobi, jeśli sobie zaraz, teraz stąd pójdzie precz: albowiem szczytne i subtelne rzeczy, które się tu obecnie zdarzą, zrozumiałemi mu być nie mogą. A więc baczność! Panowie moi pełni światła i rozumu. Teraz wystąpi orzeł Jowisza, który mówi i argumentuje tak, iże nie czyni ujmy swej nazwie, który dowcipkuje jakby jaki Zoilos, a szczypie nito Arystarchos. Nie wyjdzie z ust jego żadne słowo, które by nie zawierało jakiegoś misterium, nie streszczało jakiejś myśli dowcipnej, najeżonej stu przytykami do stu rzeczy. Co tylko rzeknie, będzie sentencyą o najwznioślejszej głębi.
— Musi to być – rzekł Kritilo – bez wątpienia jakowyś bogacz, lubo potentat, gdyby był biedny, to wszystko, co powiedział, byłoby do niczego. Srebrnym głosem pięknie można śpiewać, lecz piękniej jeszcze złotym mówić dzióbkiem.
- Nuże tedy – mówił szarlatan dalej – niechaj się pięknie pożegnają ci panowie, którzy sami nie są orłami co do rozumu: gdyż tacy nie mają tu teraz nic do roboty. Cóż to jest? Żaden nie idzie precz? Nikt się nie rusza?
A rzecz miała się tak, że żaden nie chciał mieć pojęcia o tem, że nie ma pojęcia: wszyscy mieli się raczej za bardzo pojętnych, czcili niezwykle swój rozum i mieli o sobie jak najlepsze mniemanie. Kuglarz pociągnął wówczas za grubą uzdę i ukazało się – najgłupsze – ze zwierząt: nazwać je tylko byłoby rzeczą obrażającą.
— Tu widzicie – krzyczał kuglarz – orła, orła o wszystkich wspaniałych własnościach, orła w myśleniu i w mówieniu. Niech się tylko nikt nie poważy twierdzić coś przeciwnego: bo to nie przyniosłoby zaszczytu jego rozumowi.
— Na wszystkich świętych! – krzyknął jeden – widzę jego skrzydła: ach, jakież wspaniałe!
— A ja – dodał inny – mógłbym policzyć wszystkie pióra na nich: o! jakież są misterne!
— Jednak zdaje mi się, że ich nie widzicie – odezwał się jeden do swojego sąsiada.
— Co? Nie widzę? Ja? – wrzasnął mu tamten. – Ho, ho! I jak wyraźnie!
Ale jeden człek prawy i rozsądny rzekł do swojego sąsiada:
— Na honor uczciwego człowieka! Nie widzę, żeby to był orzeł, nie widzę też na nim piór, natomiast widzę, dobrze cztery kulawe nożyska i ogon… ach! Jaki ogon!…
— St! Pst! – odparł mu jeden z przyjaciół. – Nie mów pan tego, bo się zgubisz: pomyślą, żeś pan wielki et cetera. Słyszysz przecież co my, reszta, mówimy i robimy: więc płyń z prądem.
— Na Boga żywego! – powiedział inny, także uczciwy człowiek – przysięgam, że to dziwo nie tylko nie jest żadnym orłem, lecz nawet przeciwtworem orła, mówię wyraźnie: jest to wielki et cetera.
— Milczże już raz! – szepnął mu przyjaciel, trącając go łokciem. – Czyż chcesz, by cię wszyscy wyśmiali? Nie wolno ci mówić inaczej, jeno że to jest orzeł, choćbyś nawet myślał coś wprost przeciwnego: tak przecież robimy wszyscy.
— Czyż nie zauważyliście, panowie – krzyczał szarlatan – tych subtelności, które wam ujawnia? Kto by ich nie uchwycił i nie odczuł, musiałby chyba być pozbawionym wszelkiej genialności.
Z miejsca wyskoczył jakiś bakalaureus, wykrzykując:
— Jakie wspaniałe! Jakież wielkie myśli! Znakomitszych nie widział świat! A jakie sentencye! Pozwólcie mi, bym je spisał! Byłoby wieczną szkodą, gdybym uronił z nich nawet jedną tylko literkę.
W tej chwili zaczęło cudowne zwierzę wydawać z siebie ów swój głos, co uszy rozdziera, co by zdołał wyprowadzić z równowagi całą radę dyplomatyczną. A dźwiękom tym towarzyszył taki potok nieprzyzwoitości, że wszyscy osłupieli, spoglądając na się niepewnym wzrokiem.
— Baczność, baczność! Moi wyście mądrzy ludzie – krzyknął pospiesznie wykrętny kuglarz. Patrzcież. Na palcach stać! Widzicie: to się nazywa mówić! Czyż istnieje drugi Apollo równy temu? Cóż sądzicie o subtelności jego myśli i krasomówstwie jego języka? Czyż istnieje na świecie większy rozum?
A ci, co stali wokół, spojrzeli na się: ale żaden nie odważył się ani pisnąć, żaden nie miał odwagi wyrazić to, co myślał, a co było właśnie prawdą – byle tylko nie uchodzić za głupca. Raczej wybuchnęli wszyscy jednym wielkim głosem chwalby i poklasku.
— Ach! Ten pyszczek – krzyknęła piskliwie jakaś śmieszna Gadulska – całkiem mnie porywa, byłabym zdolna słuchać go przez cały dzień.
Drugi a jednocześnie ostatni fragment to krótka historia z przestrzeni lat 209–207 p.n.e., związana z Chińskim kanclerzem Zhao Gao.
— Wasza Wysokość – zwrócił się do cesarza – koń dla Waszej Wysokości! – i wskazał na zwierzę.
Cesarz był równie zaskoczony jak jego ministrowie i zapytał kanclerza, w jaki to sposób koniowi mogło wyrosnąć na łbie poroże.
— Jeśli Wasza Wysokość mi nie wierzy – powiedział na to Zhao Go – proszę po prostu zapytać swoich ministrów.
I rzeczywiście, niektórzy ministrowie byli na tyle przebiegli albo przestraszeni, że potwierdzili słowa kanclerza.
— Wasza Wysokość, to naprawdę koń.
Było oczywiście też kilku takich, którzy z uporem obstawali przy twierdzeniu, że zwierzę jest jeleniem, a nie koniem. I ich właśnie kanclerz nakazał po audiencji zakuć w łańcuchy i stracić. To jednak nie wystarczyło, kazał stracić również tych, którzy zdumieni i przerażeni, nic nie mówili. Od tamtej pory jeleń jest koniem. A lud odebrał naukę, że można zhilu weima, „z jelenia robić konia”. Tego określenia używa się w Chinach do dzisiaj.
Na koniec chciałbym pozdrowić wszystkich, którzy są lub dopiero będą Wagnerami, Don Kichotami, Faustami lub Sancho Panzami.