Tysiące lat samotności, czyli historia Sentinelu Północnego
Autorka: Anna Bartczak
„Obudziłem się po dość spokojnym śnie. Mam nadzieję, że to nie jest mój ostatni wpis, jeśli jednak jest inaczej – Bogu niech będzie chwała. Wracam do chaty, przy której byłem wcześniej. Modlę się, że wszystko przebiegnie dobrze”.
Tak brzmiał ostatni wpis Johna Allena Chaua, amerykańskiego misjonarza i podróżnika, sporządzony przed trzecią próbą jego kontaktu z
Sentinelczykami. Zanim opuścił łódź, przekazał swój trzynastostronicowy dziennik rybakom. Tym razem kazał im odpłynąć. Nie chciał, żeby widzieli jego śmierć.
John pierwszy raz usłyszał o Sentinelu Północnym już w liceum. Ta licząca nieco ponad 70 km 2 wyspa należąca do archipelagu Andamanów i Nikobarów w Zatoce Bengalskiej od razu go zafascynowała. Przecież ludność oddzielona od cywilizowanego świata od około 60 tysięcy lat nie miała
prawa słyszeć o chrześcijaństwie, które od zawsze zajmowało specjalne miejsce w jego sercu. Dlaczego by nie wybrać się, więc na wyprawę misyjną? Był jednak pewien problem. Większość osób, które zbliżyły się do tego skrawka lądu spotykały się z gradem włóczni i strzał.
Sekretne życie Sentinelczyków
Nasza dotychczasowa wiedza o mieszkańcach jest wyjątkowo skąpa. Z powodu gęstego zalesienia całej wyspy zdjęcia satelitarne, są mało przydatne. Prawidłowa liczba tubylców jest trudna do oszacowania, nie jesteśmy również w stanie komunikować się w ich języku. Z wyrzuconych na brzeg śmieci i pozostałości po wrakach statków pozyskują metal, którego używają do tworzenia broni i prostych narzędzi. Łowiąc ryby posługują się sieciami i łodziami, które nie, są jednak w stanie odpłynąć na dużą odległość od lądu. Wzmianki o mieszkańcach archipelagu Andamany i Nikobary możemy odnaleźć już w notatkach słynnego trzynastowiecznego podróżnika Marco Polo. Podkreśla on ich okrucieństwo i niechęć w stosunku do innych ras. Wygląd rdzennych mieszkańców opisuje słowami: „wszyscy mężczyźni na tej wyspie mają głowy jak u psów i zęby oraz oczy jak u psów; zapewniam, że cały wygląd ich twarzy przypomina mastify”. Warto wspomnieć jednak o tym, że opisy badacza okazały się niedokładne, a czasami nawet błędne. Fałszywą informacją jest na przykład jego uwaga o rzekomym kanibalizmie tubylców. Nie można więc jednoznacznie powiedzieć, że faktycznie odwiedził te wyspy.
Krótka historia izolacji
Początki naszych kontaktów z mieszkańcami sięgają XIX wieku, kiedy to w marcu 1867r.
wyspa zwróciła na siebie uwagę Jeremiaha Homfraya. Poszukiwał on uciekinierów z kolonii karnych w Port Blair, kiedy zauważył „dziesięciu mężczyzn na plaży, nagich, o długich włosach, trzymających łuki i strzały oraz strzelających do ryb”. Gdy tylko zobaczyli przepływający statek, ukryli się. Mniej szczęścia mieli jednak pasażerowie frachtowca „Niniwa”, który utknął na rafie koralowej w pobliżu Sentinelu Północnego latem tego samego roku. Trzeciego dnia po wypadku ponad stu uwięzionym osobom udało się dotrzeć do wybrzeża. Ich radość nie potrwała jednak długo – zaatakowani przez Sentinelczyków musieli odpierać ich ataki za pomocą kamieni i kijów, dopóki nie zostali uratowani przez
przepływający statek Królewskiej Marynarki Wojennej. Jak wspomina kapitan: „Dzicy byli całkowicie nadzy, z krótkimi włosami i czerwono pomalowanymi nozdrzami, otwierali usta i wydawali dźwięki podobne do ‘pa on ough’; ich strzały wydawały się być osadzone w żelazie”.
Po tych wydarzeniach Sentinel Północny przykuł uwagę pewnego brytyjskiego oficera marynarki wojennej Maurica Vidala Portmana. To właśnie jego szkodliwe i niepokojące metody, są dla wielu osób powodem tak dużej niechęci Sentinelczyków wobec obcych. W 1880r. podjął się on pierwszej naukowej wyprawy na wyspę. Tłumacząc się chęcią przeprowadzenia badań porwał on na statek czwórkę dzieci i parę staruszków, wywożąc ich do Port Blair. Ze względu na izolację nie nabyli oni jednak wcześniej odporności na ówczesne choroby cywilizacyjne. Dorośli zmarli niemal natychmiast. Portman zdecydował się na odwiezienie chorych dzieci na wyspę. Nie wiemy, jak epizod ten wpłynął na liczebność tamtejszej ludności.
Po oficjalnym włączeniu Sentinelu Północnego do Indii w 1947r. rząd zdecydował się na podjęcie próby komunikacji z tubylcami. Zadanie to dwadzieścia lat później zostało powierzone Triloknathowi Panditowi. Jego wyprawy jednak nie przyniosły zamierzonych skutków. Podczas ich pierwszej wizyty na wyspie Sentinelczycy ukryli się w dżungli. Członkowie wyprawy zostawili im dary, w tym samym czasie jednak kradnąc z opuszczonych chat między innymi łuki i strzały.
Wiosną 1974 roku ekipa National Geographic zdecydowała się zrealizować materiał zatytułowany „Man in Search of Man”. W tym celu wyruszyli w kierunku wyspy. Łódź, którą próbowali dobić do brzegu została jednak zauważona przez mieszkańców, którzy wystrzelili w stronę filmowców grad strzał. Na piasku udało się zostawić kilka prezentów – Sentinelczycy zareagowali jednak kolejnym atakiem, raniąc reżysera dokumentu w udo.
Los „Niniwy” podzielił w 1981 roku MV Primrose. Kilka dni po tym jak statek osiadł na rafie, operator radiowy w Hongkongu otrzymał pilną wiadomość: ”Dzikusy, szacunkowo więcej niż 50, niosą różnego rodzaju własnej roboty bronie i budują dwie lub trzy drewniane łodzie… Obawiamy się, że mogą zaatakować nas o zachodzie słońca. Życie wszystkich członków załogi nie jest zagwarantowane.”
Załoga została uratowana dopiero po tygodniu przez helikopter Indyjskiej Komisji ds. Oleju i Gazu Naturalnego.
Jego wrak nadal jest widoczny na mapach Google.
Do przełomu doszło w styczniu 1991 roku. Wówczas ekipa badawcza, w skład której wchodzili między innymi wcześniej już wspomniany Pandit oraz antropolożka Madhumala Chattopadhyay zdołała po raz pierwszy nawiązać pokojowy kontakt z plemieniem. Po dopłynięciu w okolice wyspy uczestnicy wyprawy zaczęli wrzucać do wody kokosy, które ku ich zdziwieniu, Sentinelczycy zaczęli zbierać.
“Młody mężczyzna w wieku około 19 lub 20 lat stał razem z kobietą na plaży” — wspominała później Chattopadhyay. “Nagle podniósł swój łuk. Wołałam do nich, żeby przyszli i zaczęli zbierać kokosy, używając słów, których nauczyłam się, pracując z innymi plemionami w regionie. Kobieta popchnęła chłopaka tak, że strzała wpadła do wody. Za jej namową też wszedł do wody i zaczął zbierać kokosy. Później niektórzy członkowie plemienia przyszli i dotknęli łodzi. Mieliśmy wrażenie, że ten gest oznaczał, że teraz się nas nie bali.”
Mogłoby się wydawać, że to wydarzenie będzie przełomem w komunikacji z ludnością wyspy, jednak wyprawy oficjalnie zakończyły się w 1997 roku. Każda taka ekspedycja mogłaby zakończyć się przecież tragicznie dla Sentinelczyków. Nawet powszechne patogeny mogły się okazać dla nich śmiertelne.
Powrót do punktu wyjścia
Kontakty nawiązywane w XXI wieku kończyły się najczęściej tragicznie. W 2004 roku, po potężnym trzęsieniu ziemi obejmującym Ocean Indyjski, Sentinelczycy po raz kolejny jasno podkreślili swoje wrogie nastawienie, strzelając i rzucając kamieniami w wysłany helikopter zwiadowczy.
Pomimo prawnego zakazu zbliżania się do Sentinelu Północnego nałożonego w 2005 roku wciąż znajdują się osoby, które trafiają tam mniej lub bardziej przypadkowo. 26 stycznia 2006 roku zamordowani zostali dwaj mężczyźni łowiący nielegalnie kraby. Kotwica okazała się być niewystarczająca — łódź ze śpiącymi rybakami zbliżyła się nocą do brzegu wyspy. Ich ciał nie udało się odzyskać.
“Soli deo gloria”
Przypadkiem, o którym mówiły media na całym świecie, była śmierć amerykańskiego misjonarza Johna Allena Chaua. Jego celem stało się nawrócenie Sentinelczyków. W swoim dzienniku pisał: “Panie, czy ta wyspa jest ostatnim bastionem szatana, gdzie nikt nie słyszał, ani nie miał prawa usłyszeć Twojego imienia?”.
Jego plan był bardzo szczegółowy — mężczyzna zdawał sobie sprawę z braku odporności mieszkańców, dlatego poddał się wcześniej szczepieniom i kwarantannie. John podjął się trzech prób nawiązania kontaktu. Mimo dużej bariery językowej przekupił lokalnych rybaków, dzięki którym był w stanie dotrzeć w pobliże wyspy. 15 listopada opuścił łódź rybacką i wsiadł w swój kajak, wiosłując w stronę brzegu. Po drodze krzyczał: “Mam na imię John! Kocham was i Jezus też was kocha!”. Spanikował jednak, kiedy zobaczył, że stojący na brzegu tubylcy naciągają łuki i szykują się do strzału. Zawrócił. Później tego samego dnia udało mu się dotrzeć do brzegu wyspy. Próbował naśladować język Sentinelczyków, jednak ci reagowali jedynie śmiechem. Zabrali kajak, który John zdążył wypełnić wcześniej różnymi podarunkami. Zablokowali jego drogę ucieczki. W pewnym
momencie młody chłopiec wystrzelił w kierunku misjonarza strzałę, która utknęła w wodoodpornej Biblii.. Udało mu się jednak odpłynąć w stronę czekającej łodzi rybackiej. Doświadczenie to opisał w swoim dzienniku:
“Potem w dół zeszło mniejsze dziecko z łukiem i strzałą. Pomyślałem, że to już koniec, więc trochę do nich przemawiałem, rozpoczynając od Księgi Rodzaju, i wyszedłem z mojego kajaka, żeby pokazać im, że też mam dwie nogi”.
”Później zabrali kajak. Wtem to małe dziecko wystrzeliło we mnie strzałę, bezpośrednio w
moją Biblię, którą trzymałem przede mną na piersi”.
John był świadomy ryzyka, jakie podejmuje. Jego ostatnie zapiski są dowodem na to, że nie chciał umrzeć. Mimo wszystko nie wycofał się. Przed ostatnią próbą napisał list do swojej rodziny
“Możecie myśleć, że jestem szalony, ale uważam, że warto jest przedstawić Jezusa tym ludziom. Proszę was, nie bądźcie źli na nich ani na Boga, jeśli zostanę zabity — raczej żyjcie w posłuszeństwie wobec tego, do czego was wezwał, a zobaczę was ponownie, gdy przejdziecie przez zasłonę.
16 listopada łódź odpłynęła, gdy tylko misjonarz z niej wyskoczył. Myślał, że bez jej obecności Sentinelczycy będą bardziej otwarci. Ponadto nie chciał, żeby rybacy widzieli jego ewentualną śmierć. Jednak kiedy wrócili następnego dnia, zobaczyli, jak rdzenni mieszkańcy wyspy zakopują w piasku zwłoki mężczyzny. Natychmiast poinformowali jego przyjaciela. Policja aresztowała w tej sprawie siedem osób, w tym pięciu przekupionych przez Johna rybaków. Rodzina Amerykanina wypowiedziała się na temat jego śmierci, przebaczając jego zabójcom i prosząc o łagodne potraktowanie zatrzymanych osób.
Ciało Johna Allena Chaua pozostało na wyspie.