Recenzja filmu “Mój dług”
Autor: Jakub Lipiec
„Mój dług” zadebiutował na ekranach polskich kin 25 lutego. Premiera filmu nie była szczególnie głośnym wydarzeniem nie tylko ze względu na wojnę, która rozpoczęła się za naszą wschodnią granicą, lecz przede wszystkim dlatego, że pomysł zrealizowania kolejnego filmu stworzonego na kanwie tej samej historii od początku przez wielu był uznawany za wtórny i odtwórczy. Czas pokazał, że negatywne przewidywania okazały się w dużej mierze trafne.
Historia ukazana w „Moim długu” to ponowny powrót do tragicznych losów dwóch młodych przedsiębiorców: Artura Brylińskiego oraz Sławomira Sikory, którzy na początku lat 90. próbowali zarobić duże pieniądze poprzez założenie własnej firmy. Problemem dwóch ambitnych mężczyzn stał się jednak brak funduszy potrzebnych do stworzenia dobrze prosperującego interesu. W tym czasie, gdy mężczyźni poszukiwali wyjścia z tej kłopotliwej sytuacji na horyzoncie pojawił się Grzegorz – dawny znajomy Sikory, który zaoferował pomoc w uzyskaniu kredytu. Szybko okazało się, że Grzegorz nie wywiązał się z danej obietnicy, lecz mimo to zażądał zwrotu pieniędzy za poświęcony czas. Bryliński i Sikora początkowo nie zamierzali płacić wyimaginowanego długu. Sytuację zmienił jednak fakt, iż Grzegorz by wymusić na mężczyznach posłuszeństwo posuwał się do używania przemocy, gróźb, a nawet tortur. Koszmar Brylińskiego i Sikory trwał ponad rok. W trakcie tego czasu obaj nękani mężczyźni zostali zmuszeni do spłacania kolejnych lat wciąż rosnącego długu. Kilkukrotnie szukali pomocy u organów ścigania, lecz nie uzyskali tam znaczącej pomocy. Mężczyźni stojący na krawędzi załamania psychicznego, mając świadomość, że nie mogą liczyć na żadne wsparcie, postanowili wyjść z tej tragicznej sytuacji własnymi siłami. W marcu 1994 roku podstępem zwabili swojego oprawcę do mieszkania Sikory, gdzie skutecznie obezwładnili zarówno Grzegorza, jak i jego osobistego ochroniarza Mariusza. Obaj zostali wywiezieni na przedmieścia Warszawy. W całej akcji poza Brylińskim i Sikorą uczestniczyli również brat Sikory oraz dwaj inni koledzy. Początkowo celem nękanych mężczyzn było zastraszenie oprawcy, lecz ostatecznie doszło do morderstwa zarówno Grzegorza, jak i jego ochroniarza Mariusza. Sprawcy niedługo po dokonaniu zbrodni zostali doprowadzeni na policję, gdzie przyznali się do winy. Po trwającym kilkanaście miesięcy procesie Bryliński i Sikora otrzymali taki sam wyrok. Obaj zostali skazani na 25 lat pozbawienia wolności.
Niedługo po ogłoszeniu kary w sprawie, która stała się niezwykle popularna w całym kraju, obu skazanych w więzieniu odwiedził reżyser Krzysztof Krauze. Rozmowy z osadzonymi pozwoliły na stworzenie scenariusza, na podstawie którego zrealizowano jedną z najgłośniejszych produkcji w dziejach polskiego kina. Sukces filmu „Dług” Krzysztofa Krauzego, który został obsypani nagrodami m.in. na prestiżowym festiwalu w Gdyni, sprawił, iż sprawa Brylińskiego i Sikory ponownie stała się przedmiotem debaty publicznej. Ostatecznie obaj mężczyźni skorzystali z ułaskawienia przez prezydenta RP. Sikora został ułaskawiony w 2005 roku przez Aleksandra Kwaśniewskiego, zaś Bryliński w 2010 przez Bronisława Komorowskiego.
Sławomir Sikora w trakcie 10 lat spędzony w kilku zakładach karnych w całej Polsce zapisywał swoje obserwacje i przeżycia, które później zostały zawarte w dwóch książkach („Mój dług” oraz „Osadzony”). To właśnie te publikacje stały się fundamentem do stworzenia scenariusza „Mojego długu”, który został przeniesiony na ekran przez dwóch reżyserów: Bogusława Joba oraz Denisa Delicia. Tym razem głównym założeniem filmu stało się przedstawienie osobistych losów Sikory, a nie, jak w przypadku dzieła Krzysztofa Krauzego, kompletne przedstawienie historii feralnych „dłużników”.
Analizując wszystkie elementy składające się na powstanie filmu „Mój dług” można ulec wrażeniu, że pomysł na film, choć przez niektórych uznawany za odtwórczy, miał olbrzymi potencjał. W końcu ponownie dotykamy tematu, którym ponad 20 lat temu żyła niemal cała Polska. Omawianym w tej recenzji filmem, z całą pewnością, nikt nie będzie emocjonował się dłużej niż niecałe dwie godziny w kinie. O ile w ogóle ktokolwiek odnajdzie w tej produkcji powody, by wykrzesać z siebie więcej niż obojętność, wobec tego, co dzieje się na ekranie.
Głównym bohaterem filmu jest, rzecz jasna, Sławomir Sikora (grany przez Bartosza Saka), któremu towarzyszymy głównie w trakcie pobytu w więzieniu. Począwszy od momentu, gdy musi walczyć o swoją pozycję, skończywszy na chwili, w której Sikora staje się doświadczonym więźniem znającym bezwzględne zasady panujące za kratkami. W rolę głównego bohatera wciela się wspomniany Bartosz Sak, dla którego jest to pierwsza tak znacząca filmowa rola. Wypada ona dość przeciętnie i bynajmniej nie jest to wina młodego aktora, po którym widać sporą chęć wykreowania ciekawej sylwetki. Sakowi nie pomaga jednak scenariusz, który sprawia, że postać Sikory nie budzi w widzu żadnych szczególnych odczuć. Podobny problem pojawia się przy innych postaciach. Można w tym miejscu wspomnieć o m.in. Hektorze, a więc gangsterze, którego Sikora poznaje w trakcie odsiadki. W rolę drugoplanowego bohatera, którego wątek w pewnym momencie staje się na ekranie istotny, wciela się Piotr Stramowski – niejednokrotnie udowadniający, że rolę twardych mężczyzn wychodzą mu bardzo dobrze. Ponownie jednak to scenariusz staje się największą bolączką i przeszkodą w stworzeniu interesującej postaci. Pomimo starań Stramowskiego, który próbuje wykrzesać ze swoich kwestii absolutne maksimum, postać Hektora wypada dość sztucznie i karykaturalnie. Tych samych określeń można użyć opisując Grega, który pojawia się w retrospekcjach głównego bohatera. W roli gangstera żądającego spłaty długu oglądamy Marcina Januszkiewicza, który swoim występem nie odstaje od poziomu pozostałych aktorów. Oczywiście, trudno było spodziewać się, że uda przebić się wybitną kreację Andrzeja Chyry, lecz obserwując Grega z „Mojego długu” widz może mieć poczucie, iż ma styczność ze szkolnym łobuzem w skórzanej kurtce, a nie przerażającym gangsterem. W kilku scenach pojawią się również: Anna Kaczmarczyk w roli Agaty — partnerki Sikory oraz Olga Bołądź, która wciela się w postać Ewy, pomagającej głównemu bohaterowi uzyskać prezydenckie ułaskawienie. Udział obu aktorek ogranicza się jednak do minimum i wprowadza duży chaos w historię, którą i tak, bez wątpienia, można określić mianem nieuporządkowanej. Luki w scenariuszu, urwane wątki, a także przechodzenie z tematu na temat skutecznie utrudniają emocjonowanie się losami głównego bohatera.
„Mój dług”, z całą pewnością, był filmem mającym spory potencjał, lecz w dużej mierze nie został on spełniony. Pójście do kina nie będzie czasem kompletnie straconym, bowiem film koncentruje się na „więziennych” wątkach, które niektórych widzów mogą realnie zaciekawić. Kolejny problem tej produkcji tkwi jednak w tym, że nawet próby pokazania schematu życia za kratkami nie różnią się zbyt wiele od dziesiątek innych filmów poruszających taką tematykę. Patrząc na to, że przy tworzeniu scenariusza pracował Sikora, który spędził w więzieniu 10 lat można mieć wrażenie, iż zmarnowana została szansa na świetny dramat, który przedstawiłby życie w zakładzie karnym nieco inaczej, niż odtwarzanie tych samych scen kojarzących się z więzieniem (granie w karty, spacery, bójki pod prysznicem). „Mój dług” zatem to film, który, bez wątpienia, nawet w niewielkim stopniu nie nawiąże do sukcesu „Długu” z 1999 roku. Szansa na ciekawe przedstawienie dramatycznych zakrętów w życiu Sławomira Sikory została w dużym stopniu zmarnowana. Przynajmniej na razie…