“Literatura nie jest dla idiotów”, czyli o wypowiedzi Olgi Tokarczuk
Autor: Natalia Nowak
Podczas Festiwalu Góry Literatury, odbywającego się od 13 do 21 lipca w kilku sudeckich miejscowościach, gospodyni wydarzenia, czyli noblistka Olga Tokarczuk wywołała internetową wojnę swoją bardzo kontrowersyjną wypowiedzią: Nigdy nie oczekiwałam, że wszyscy mają czytać i że moje książki mają iść pod strzechy. Wcale nie chcę, żeby szły pod strzechy. Literatura nie jest dla idiotów. Żeby czytać książki, trzeba mieć jakąś kompetencję, pewną wrażliwość, pewne rozeznanie w kulturze.
W świecie czytelniczym (ale i nie tylko) zawrzało.
Po tej wypowiedzi zewsząd zaczęły napływać opinie oskarżające Panią Tokarczuk o klasizm, wywyższanie siebie i swoich dzieł, zwykłe chamstwo, a w ogóle to przecież nawet Mickiewicz chciał iść pod strzechy. Ze swojej strony (czyli dwudziestoletniej studentki dziennikarstwa, która osobę Olgi Tokarczuk bardzo ceniła, a jej książki czytała z dużym zainteresowaniem) muszę powiedzieć, że mój poziom rozczarowania jest bardzo wysoki. Zatem z dużym smutkiem, ale ochotą zaczęłam analizować tę sytuację oraz wyciągać kolejne wnioski.
Co właściwie można wyciągnąć z tej wypowiedzi? Przede wszystkim dwie rzeczy – w pewnym stopniu dążenie do elitaryzmu i klasizmu kulturowego, a także deprecjonowanie osób, które czytają coś innego, niż literatura wysoka. Z jednej strony ciężko nie przyznać racji małemu fragmencikowi tej wypowiedzi, bo rzeczywiście, niektóre książki wymagają od czytelnika posiadania pewnych narzędzi, konkretnego rodzaju wrażliwości, kompetencji oraz obycia kulturowego, bo bez tego można po prostu danej książki nie zrozumieć albo nawet odczytać w sposób szkodliwy. Ale należy teraz zadać sobie pytanie — czy to oznacza, że osoby nie posiadające tych kompetencji są niegodni sięgania po literaturę wysoką i są „idiotami”? Absolutnie nie, a to z jednego prostego powodu – o ludzkiej inteligencji i wrażliwości nie świadczą książki, po które sięgają. Poza tym wszystkie te rzeczy można nabyć, a to właśnie poprzez czytanie. Dla przykładu, osoba, która nie ma pojęcia o kulturze krajów skandynawskich może sięgnąć po książkę, która o niej traktuje i być może nie wyciągnie z niej tyle ile wyciągnęłaby osoba obyta w tym temacie, ale przynajmniej czegoś się dowie, czegoś nauczy albo po prostu dokona próby wyjścia ze swojej strefy komfortu czytelniczego.
Oczywiście, autorzy pisząc mają w głowie konkretną grupę docelową, do której jego dzieło trafi najbardziej, ale to nie oznacza, że osoby spoza tej grupy nie znajdą w nim nic dla siebie. Książka wydana na rynku czytelniczym w pewnym sensie staje się własnością czytelników, którzy mogą ją dowolnie czytać, interpretować, oceniać, a autor nie bardzo ma jakiekolwiek prawo cokolwiek z tym robić, a tym bardziej obrażać odbiorców. Podział w literaturze był, jest i będzie, a niekiedy jest to dobre – bo po to jest na przykład podział na „young adult” i „new adult”, aby zasugerować, że w książce znajdują się rzeczy nieodpowiednie dla nieletniego czytelnika. Jednak nadal – jest to tylko sugestia, nie zakaz, a tym bardziej nie narzędzie do oceniania czytelników, dzielenia ich na mądrzejszych i głupszych, lepszych i gorszych. Deprecjonowanie dużej puli gatunków, które wychodzą poza ramy literatury pięknej, a przez to autorów i czytelników to coś, co nie powinno mieć miejsca, zwłaszcza ze strony noblistki, czyli osoby, która powinna być autorytetem dla osób interesujących się kulturą i literaturą (wszelką, a nie tylko wysoką). Poza tym, halo halo, przecież Olga Tokarczuk również zaczynała od literatury gatunkowej, bo choćby przecież „Prowadź swój pług przez kości umarłych” mimo wszystkich odniesień i metafor, jest przede wszystkim thrillerem.
Być może jest to niefortunny dobór słów ze strony Pani Tokarczuk, możemy to jednak niestety jedynie przypuszczać. Wiele osób ze świata kultury wypowiedziało się na ten temat, m.in. Jakub Żulczyk oraz Mariusz Szczygieł, którzy również są autorami. Większość tych wypowiedzi jest raczej krytyczna, ale nie pozbawiona rozważań na temat tego, co też Pani Tokarczuk mogła mieć na myśli. Oczywiście obrażanie Olgi Tokarczuk albo jej „cancelowanie” nie jest czymś co powinniśmy w tej sytuacji robić, bo to jest coś, co wszyscy powinniśmy z całego tego zamieszania wynieść — że szacunek do drugiego człowieka jest najważniejszy, bez względu na to, jak wygląda, co wyznaje albo co czyta.