Przejdź do treści

Patologia polskiego systemu edukacji

Autor: Alek­san­dra Kozubek

 

Nie­wy­dol­ny sys­tem edu­ka­cji jest zmo­rą dla wie­lu pol­skich uczniów, któ­rzy będąc mak­sy­mal­nie obcią­że­ni obo­wiąz­ka­mi są prze­mę­cze­ni, zestre­so­wa­ni oraz coraz czę­ściej muszą korzy­stać z pomo­cy psy­cho­lo­gów i psy­chia­trów. A tak samo dotknię­ci tym prze­sta­rza­łym sys­te­mem nauczy­cie­le zamiast być ich opo­ką, czę­sto sta­ją się głów­ny­mi opraw­ca­mi swo­ich podopiecznych.

Zawsze uwa­ża­łam, że zawód nauczy­cie­la nie jest zawo­dem łatwym. W koń­cu bycie dobrym peda­go­giem wyma­ga nie­zli­czo­nych pokła­dów empa­tii, cier­pli­wo­ści, a przede wszyst­kim umie­jęt­no­ści prze­ka­zy­wa­nia wie­dzy. Nauczy­cie­le są ponie­kąd odpo­wie­dzial­ni za kształ­to­wa­nie naszych opi­nii, poglą­dów lub hie­rar­chii war­to­ści. Jako mło­dzi ludzie nasią­ka­my tym, co prze­ka­zu­ją nam doro­śli. W swo­im życiu, tak jak każ­dy z nas, spo­tka­łam dzie­siąt­ki nauczy­cie­li, tych lep­szych i tych gor­szych. Nie­któ­rzy byli ludź­mi ze zło­tym ser­cem i ogrom­ną pasją, inni zaś wyda­wa­li się pra­co­wać z dzieć­mi i mło­dzie­żą za karę. 

Naukę w tech­ni­kum roz­po­czę­łam w 2016 roku, po dogłęb­nej ana­li­zie, któ­rą szko­łę powin­nam wybrać. Pasją do foto­gra­fii zara­ził mnie mój dzia­dek, lecz mimo to decy­zja nie była łatwa, ponie­waż cenię sobie rów­nież naukę pol­skie­go oraz języ­ków obcych. Dłu­go zasta­na­wia­łam się czy wybrać tech­ni­kum foto­gra­ficz­ne, czy może jed­nak skło­nić się ku lice­al­nej kla­sie o pro­fi­lu języ­ko­wym lub huma­ni­stycz­nym. Jed­nak kie­dy ta decy­zja już zapa­dła, byłam prze­ko­na­na, że jest ona naj­lep­szą z moż­li­wych. I taka też się oka­za­ła. Z małym wyjąt­kiem. Wyjąt­kiem
w posta­ci nauczy­ciel­ki nie­na­da­ją­cej się do pra­cy w swo­im zawodzie.

Już po pierw­szej lek­cji pol­skie­go w pierw­szej kla­sie tech­ni­kum zauwa­ży­łam, że nie będzie łatwo. Nie mar­twi­łam się jed­nak na zapas, bo wie­dzia­łam, że z tym przed­mio­tem nigdy nie mia­łam pro­ble­mów, a wręcz był on zawsze jed­nym w moich ulu­bio­nych. Co praw­da czy­ta­nie i oma­wia­nie lek­tur nie było dla mnie naj­lep­szą czę­ścią zajęć, ale za to moja buj­na wyobraź­nia pozwa­la­ła na pisa­nie kil­ku­stro­ni­co­wych opo­wia­dań na absur­dal­ne tema­ty narzu­co­ne przez polo­nist­kę w gimnazjum.

Moja ogrom­na pasja do ojczy­ste­go języ­ka była stop­nio­wo zabi­ja­na przez nauczy­ciel­kę pol­skie­go, któ­ra pro­wa­dzi­ła zaję­cia z moją kla­są przez całe czte­ry lata szko­ły śred­niej. Wyda­wać się mogło, że nasza polo­nist­ka mia­ła dwa obli­cza. To może wydać się komicz­ne, ale spię­te wło­sy ozna­cza­ły dobry humor, zaś roz­pusz­czo­ne dawa­ły nam sygnał o zbli­ża­ją­cej się fali gnie­wu. Oczy­wi­ście tych gor­szych dni było o wie­le wię­cej niż lep­szych. Nie­jed­no­krot­nie musie­li­śmy zno­sić krzy­ki, któ­rych nauczy­ciel­ka wca­le sobie nie żało­wa­ła. Jej draż­nią­cym uszy wybu­chom czę­sto towa­rzy­szy­ło agre­syw­ne ude­rza­nie pod­ręcz­ni­kiem o biur­ko. Z rela­cji uczniów innych klas wie­dzie­li­śmy, że nie­rzad­ko zda­rza­ły się rów­nież awan­tu­ry o ubiór, maki­jaż czy wręcz poni­ża­nie uczniów ze wzglę­du na ich wygląd. Te dzia­ła­nia skut­ko­wa­ły naszą nie­chę­cią do jej oso­by, jak i do samych lek­cji języ­ka pol­skie­go. Fre­kwen­cja na zaję­ciach nie powa­la­ła, lecz to pro­wa­dzi­ło do jesz­cze więk­szych wybu­chów zło­ści i kara­nia wszyst­kich uczniów nie­za­po­wie­dzia­ny­mi kart­ków­ka­mi. Na nic zda­wa­ły się nasze bła­ga­nia, a z cza­sem prze­sta­li­śmy nawet pró­bo­wać dojść do jakie­goś kon­sen­su­su. Wda­wa­nie się w jaką­kol­wiek dys­ku­sję, któ­ra przed­sta­wia­ła punkt widze­nia inny niż naszej polo­nist­ki było bez­ce­lo­we. Każ­dy pogląd, każ­da opi­nia i każ­da inter­pre­ta­cja róż­nią­ca się od jej zda­nia była trak­to­wa­na jako bunt prze­ciw­ko jej oso­bie i pod­wa­ża­nie jej autorytetu.

Hipo­kry­zja wyle­wa­ją­ca się hek­to­li­tra­mi z naszej nauczy­ciel­ki była czymś, co draż­ni­ło mnie naj­bar­dziej. Nagmin­nie zarzu­ca­ła nam plot­ko­wa­nie na temat jej życia pry­wat­ne­go i nie docie­ra­ło do niej to, że mamy lep­sze tema­ty do roz­mów i nie jest to praw­da. Jed­no­cze­śnie to ona roz­po­wia­da­ła wszyst­kim peda­go­gom oraz innym uczniom o pro­ble­mach i pry­wat­nych spra­wach swo­ich podopiecznych.

Punk­tem kul­mi­na­cyj­nym oka­za­ły się prób­ne matu­ry, któ­re odby­wa­ły się w listo­pa­dzie 2019 roku. Od zawsze w naszej szko­le pano­wa­ła zasa­da wpi­sy­wa­nia ocen z prób­nych egza­mi­nów matu­ral­nych do dzien­ni­ka. Zazwy­czaj oce­ny te mia­ły naj­wyż­szą wagę, czę­sto nawet wyż­szą niż spraw­dzian. Czas prób­nych matur zawsze spę­dzał nam sen z powiek, ponie­waż coś, co powin­no być dla nas oka­zją do spraw­dze­nia nasze­go pozio­mu wie­dzy i przy­go­to­wa­nia do wła­ści­we­go egza­mi­nu, było kil­ku­dnio­wym mara­to­nem ner­wów i lęku przed kolej­ną złą oce­ną. Oce­ną, któ­ra tak bar­dzo wpły­wa­ła na nasze śred­nie, że real­nie mogła pozba­wić kogoś szan­sy na przy­zna­nie stypendium.

W tam­tym okre­sie prób­ne egza­mi­ny były głów­nym tema­tem roz­mów mię­dzy mną a moimi zna­jo­my­mi z innych szkół. Pew­ne­go wie­czo­ru żali­łam im się, że w mojej szko­le oce­ny z matur są wpi­sy­wa­ne jako oce­ny cząst­ko­we z przed­mio­tów, co spo­tka­ło się ze spo­rym obu­rze­niem ze stro­ny jed­nej z moich kole­ża­nek. Wte­dy dowie­dzia­łam się, że taka prak­ty­ka może być nie­zgod­na z pra­wem oświa­to­wym. Od razu prze­ka­za­łam tę wia­do­mość moim przy­ja­ciół­kom
z kla­sy i zaczę­ły­śmy szu­kać infor­ma­cji potwier­dza­ją­cych naszą tezę. Zda­wa­ły­śmy sobie spra­wę z tego, że przed­sta­wia­jąc temat naszej polo­ni­st­ce nara­zi­my się tyl­ko na uprzy­krza­nie życia aż do ukoń­cze­nia przez nas tech­ni­kum. Posta­no­wi­ły­śmy więc ude­rzyć od razu do wyż­szej instytucji.

Nasza kla­so­wa kole­żan­ka pra­co­wa­ła w tym cza­sie w „Echu Dnia”, więc na naszą proś­bę jed­na z redak­to­rek zwró­ci­ła się do świę­to­krzy­skiej wice­ku­ra­tor oświa­ty Kata­rzy­ny Nowac­kiej. Oka­za­ło się, że nasze przy­pusz­cze­nia były jak naj­bar­dziej traf­ne. Prze­pi­sy pra­wa oświa­to­we­go mówią wyraź­nie: nie moż­na wpi­sy­wać do dzien­ni­ka ocen z prób­ne­go testu zewnętrz­ne­go, ponie­waż pod­sta­wa pro­gra­mo­wa nie zosta­ła jesz­cze w peł­ni zre­ali­zo­wa­na. Wli­cze­nie takiej oce­ny do śred­niej było­by krzyw­dzą­ce dla uczniów. 

Fakt, że mie­li­śmy śmia­łość sprze­ci­wić się zasa­dom panu­ją­cym w szko­le tak roz­wście­czył naszą polo­nist­kę, że cała kolej­na lek­cja była poświę­co­na jej wrza­skom. Nie szczę­dzi­ła sobie słów peł­nych pogar­dy wymie­rzo­nych w naszą stro­nę, wie­lo­krot­nie powta­rza­ła, że jeste­śmy bez­czel­ni i na pew­no nie uda nam się zdać matu­ry, ponie­waż nic nie potra­fi­my. Naj­bar­dziej nie podo­bał jej się fakt, że musi spraw­dzać wszyst­kie testy, a jej pra­ca idzie na mar­ne, ponie­waż nie może wpi­sać nam ocen liczą­cych się do śred­niej. Swo­je nie­za­do­wo­le­nie z takie­go obro­tu spraw dosad­nie wyra­ża­ła tak­że nauczy­ciel­ka mate­ma­ty­ki, któ­ra podob­nie jak polo­nist­ka, mia­ła skłon­no­ści do psy­chicz­ne­go znę­ca­nia się nad ucznia­mi. Jej głów­nym celem wyda­wa­ło się być obla­nie jak naj­więk­szej ilo­ści swo­ich pod­opiecz­nych, a tak­że poni­ża­nie osób, któ­re sła­biej radzi­ły sobie z roz­wią­zy­wa­niem zadań przy tablicy.

Trud­no okre­ślić, czy nie­chęć do uczniów i respek­to­wa­nia ich zda­nia była podyk­to­wa­na naj­zwy­klej­szym bra­kiem sza­cun­ku do dru­giej oso­by, czy też wina leża­ła po stro­nie nie­wy­dol­ne­go, prze­sta­rza­łe­go i prze­ła­do­wa­ne­go mate­ria­łem sys­te­mu, któ­ry nakła­da na nauczy­cie­li mak­si­mum obo­wiąz­ków i odpo­wie­dzial­no­ści przy nie­ade­kwat­nym wyna­gro­dze­niu. Moż­li­we, że oba te czyn­ni­ki mia­ły wpływ na dzia­ła­nia podej­mo­wa­ne przez część kadry nauczycielskiej.

W dobie inter­ne­tu i sze­ro­kie­go, nie­ogra­ni­czo­ne­go dostę­pu do infor­ma­cji my, ucznio­wie, zaczę­li­śmy rozu­mieć, że nie może­my pozwo­lić nauczy­cie­lom na pew­ne zacho­wa­nia, któ­re moc­no odbie­ga­ją od tego, jak powin­na wyglą­dać pra­ca peda­go­ga. Zaczę­li­śmy zazna­ja­miać się ze swo­imi pra­wa­mi, co nie­któ­rzy nauczy­cie­le odbie­ra­li jako aro­gan­cję czy bez­czel­ność, ponie­waż przez wie­le lat pano­wa­ło spo­łecz­ne przy­zwo­le­nie na poni­ża­nie uczniów. Poko­le­nie naszych rodzi­ców czy dziad­ków nie śmia­ło sprze­ci­wić się nauczy­cie­lo­wi sto­su­ją­ce­mu prze­moc psy­chicz­ną. Na szczę­ście teraz to się zmie­nia, ponie­waż mło­de poko­le­nie ma odwa­gę sta­wić czo­ła pro­ble­mo­wi, jakim jest łama­nie praw ucznia. Wie­rzę, że kie­dyś w koń­cu doj­dzie­my do punk­tu, w któ­rym dzie­ci i mło­dzież będą z czy­stą przy­jem­no­ścią cho­dzić na lek­cje, a wizja powro­tu do szko­ły prze­sta­nie budzić w nich lęk.