Przejdź do treści

Ruszaj w drogę — Bieszczady jesienią. Co warto zwiedzić?

Autor: Patry­cja Rodak

     Biesz­cza­dy. Znaj­dzie­cie je w połu­dnio­wo-wschod­niej czę­ści woje­wódz­twa pod­kar­pac­kie­go, dosłow­nie na samym krań­cu i skraw­ku Pol­ski. Nie­co bar­dziej pro­fe­sjo­nal­na loka­li­za­cja wspo­mi­na, że Biesz­cza­dy nale­żą do Beski­dów Wschod­nich, któ­re wcho­dzą w skład Zewnętrz­nych Kar­pat Wschod­nich. Naj­wyż­szym biesz­czadz­kim szczy­tem jest Pikuj, mają­cy 1405 m n.p.m., poło­żo­ny na Ukra­inie, nato­miast po pol­skiej stro­nie naj­wyż­sza jest Tar­ni­ca — 1346 m n.p.m.

     Tak moż­na opi­sać te maje­sta­tycz­ne góry pod kątem geo­gra­ficz­nym. Pod inny­mi wzglę­da­mi cięż­ko nie wspo­mnieć o tej kra­inie jako o miej­scu pobu­dza­ją­cym wyobraź­nię. Czy jest w Pol­sce miej­sce bar­dziej magicz­ne, tajem­ni­cze, bar­dziej odda­lo­ne od świa­ta? Może Pod­la­sie? Może Suwalsz­czy­zna? W koń­cu to w Biesz­cza­dy jedziesz, gdy rzu­casz wszyst­ko… Może dla­te­go, że dojazd tam to nadal wyzwa­nie? Nadal jedzie się dłu­go i mozol­nie, ale na koniec cze­ka ogrom­na nagro­da — zachwyt tutej­szy­mi kra­jo­bra­za­mi, cisza, spo­kój i dzi­ka natura.

Zapra­szam do poczy­ta­nia o miej­scu, któ­re mnie urze­kło i do któ­re­go zawsze wra­cam
z utę­sk­nie­niem.

Biesz­cza­dy to nasz naro­do­wy skarb z fau­ną i flo­rą nie­spo­ty­ka­ną w innych czę­ściach Pol­ski. Żyją tam mię­dzy inny­mi żubry, jele­nie kar­pac­kie, niedź­wie­dzie, wil­ki, rysie, żbi­ki czy koni­ki pol­skie, rośnie 900 gatun­ków roślin naczy­nio­wych, 50 gatun­ków mchów i 300 poro­stów. Duża część z nich zmie­nia się jesie­nią, spra­wia­jąc, że oko­li­ca nabie­ra kolo­rów i wyra­zi­sto­ści – okres jesien­ny to swo­isty festi­wal kolo­rów w Biesz­cza­dach. Góry te jesie­nią kuszą nie tyl­ko bar­wa­mi, ale i kli­ma­tem, któ­ry jest ide­al­ny na week­en­do­wy (albo i dłuż­szy) wypad.

Zanim ruszysz w Biesz­cza­dy, zapo­znaj się dokład­nie z regu­la­mi­nem Biesz­czadz­kie­go Par­ku Naro­do­we­go – znaj­dziesz tam spo­ro prak­tycz­nych infor­ma­cji, dzię­ki któ­rym świa­do­mie zapla­nu­jesz sobie wyciecz­ki. Znaj­dziesz tam nie tyl­ko cen­ni­ki bile­tów czy par­kin­gów, ale tak­że zasa­dy robie­nia sesji zdję­cio­wych, lata­nia dro­nem, zatrzy­my­wa­nia się kam­pe­rem, podró­żo­wa­nia z psem czy orga­ni­zo­wa­nia ogniska.

Lista atrak­cji w Biesz­cza­dach jest cał­kiem impo­nu­ją­ca. Dnia by nie star­cza­ło, aby wymie­nić i opi­sać je wszyst­kie. Oczy­wi­ście tury­ści naj­chęt­niej wybie­ra­ją się w Biesz­cza­dy, aby pognać na prze­pięk­ne szla­ki i poło­ni­ny — zarów­no na Caryń­ską, jak i Wetliń­ską. Wie­lu tury­stów wybie­ra wej­ście wła­śnie na tę dru­gą, bo naj­czę­ściej w Wetli­nie mają zakwa­te­ro­wa­nie. Cięż­ko tutaj o samot­ność, nawet poza sezo­nem, ale nie ma co się dzi­wić. Poło­ni­na Wetliń­ska swo­ją popu­lar­ność zawdzię­cza nie tyl­ko roz­le­głym wido­kom, któ­re zapew­nia, ale to wła­śnie na jed­nej z jej kul­mi­na­cji, na Hasia­ko­wej Ska­le, znaj­do­wa­ło się legen­dar­ne schro­ni­sko „Chat­ka Puchat­ka”. Piszę o nim w cza­sie prze­szłym, bo na jego miej­scu stoi obec­nie nowy, wyre­mon­to­wa­ny budy­nek, jed­nak wie­lu twier­dzi, że bra­ku­je mu kli­ma­tu daw­ne­go schroniska.

Mówiąc o Biesz­cza­dach, naj­czę­ściej jed­nym tchem wymie­nia się nie tyl­ko wspo­mnia­ne poło­ni­ny, ale i Tar­ni­cę, Buko­we Ber­do, Halicz, Wiel­ką i Małą Raw­kę, a tak­że Rozsypaniec.

Jed­nak to nie wszyst­ko. Znaj­dzie­cie tutaj tak­że „morze” – Jezio­ro Soliń­skie. Jest to sztucz­ny twór utwo­rzo­ny przez zapo­rę i zala­nie daw­nej wio­ski Soli­na. Ta zapo­ra to kawał histo­rii Biesz­czad. Swe­go cza­su żyła wła­snym życiem i sta­no­wi­ła nowe otwar­cie na ten region kra­ju. W minio­ne lato miej­sco­wość wzbo­ga­ci­ła się o nowe atrak­cje: kolej lino­wą gon­do­lo­wą nad Soli­ną oraz wie­żę wido­ko­wą, z któ­rej moż­na oglą­dać spek­ta­ku­lar­ne wido­ki na pano­ra­mę Biesz­czad, w tym Jezio­ro Solińskie.

W Biesz­cza­dach może­my ujrzeć tak­że wodo­spa­dy. Wodo­spad Sze­pit, będą­cy naj­więk­szym wodo­spa­dem w Biesz­cza­dach, znaj­du­je się w Doli­nie Sanu, nie­opo­dal wsi Zatwar­ni­ca i według nie­któ­rych źró­deł ma oko­ło 8 metrów wyso­ko­ści. Do biesz­czadz­kiej atrak­cji pro­wa­dzi ścież­ka histo­rycz­no-przy­rod­ni­cza „Hyla­ty”. Ścież­ka nie powin­na przy­spo­rzyć Wam trud­no­ści, ponie­waż wie­dzie głów­nie szu­tro­wą dro­gą i do przej­ścia będzie­cie mieć oko­ło 1,5 km, co daje 20 minut pie­szo w jed­ną stro­nę. A roz­ko­szo­wać się szu­mem wodo­spa­du moż­na oczy­wi­ście dłużej. 

A teraz coś dla fanów seria­li — w tutej­szych prze­pięk­nych ple­ne­rach krę­co­ny był zna­ko­mi­ty pol­ski serial „Wata­ha”, reali­zo­wa­ny przez HBO. I jak się oka­zu­je, zaowo­co­wa­ło to roz­wo­jem tak zwa­nej tury­sty­ki fil­mo­wej w Biesz­cza­dach. Tury­ści chęt­nie odwie­dza­ją miej­sca, któ­re zna­ją z ekra­nu tego seria­lu. Zaglą­da­ją zatem do Rezer­wa­tu przy­ro­dy „Sine Wiry”, do doli­ny Sanu koło Pro­ci­sne­go, chęt­nie przy­by­wa­ją ujrzeć most na Sanie w Huze­lach, jak rów­nież pla­ców­kę Stra­ży Gra­nicz­nej w Ustrzy­kach Gór­nych i wspo­mnia­ne wyżej Jezio­ro Soliń­skie wraz z zapo­rą. Do tej pory powsta­ły trzy sezo­ny seria­lu, któ­ry moż­na obej­rzeć w kil­ku­na­stu krajach.

Fani grzy­bo­brań rów­nież będą ucie­sze­ni — w tym roku w Biesz­cza­dach moż­na się potknąć o grzy­by. Wszę­dzie rosną boro­wi­ki, maśla­ki, koza­ki, kanie czy rydze.

Jesien­ne dni bywa­ją czę­sto desz­czo­we – czy da się w taką pogo­dę robić coś cie­ka­we­go w Biesz­cza­dach? Oczy­wi­ście! Głod­nym pro­po­nu­ję wizy­tę w Cha­cie Wędrow­ca, gdzie powsta­je naj­słyn­niej­szy nale­śnik w Pol­sce – Nale­śnik Gigant z masą jagód i pysz­ną, świe­żą śmie­ta­ną. Nawet małe­go cięż­ko zjeść same­mu, ale żal być w Biesz­cza­dach i nie spró­bo­wać. A dla tych, co zje­dzą takie­go nale­śni­ka w cało­ści, cze­ka dyplom uznania.

Zain­te­re­so­wa­ni znaj­dą kil­ka cie­ka­wych cer­kwi na tere­nie Biesz­cza­dów. Dziś więk­szość z nich funk­cjo­nu­je jako kościo­ły kato­lic­kie. Jeśli chcesz zna­leźć je wszyst­kie, wejdź na stro­nę inter­ne­to­wą Pod­kar­pac­kie­go Szla­ku Archi­tek­tu­ry Drew­nia­nej. Nie­ste­ty możesz mieć pro­ble­my, żeby zwie­dzić te świą­ty­nie w środ­ku. Naj­le­piej tra­fić na mszę lub popro­sić kogoś z miej­sco­wych o pomoc. Cza­sem znaj­dziesz numer tele­fo­nu, zadzwo­nisz i wte­dy ktoś przyj­dzie, otwo­rzy i wpu­ści Cię do środ­ka. Ja pro­po­nu­ję zaj­rzeć do Cer­kwi św. Micha­ła Archa­nio­ła w Smol­ni­ku. Cer­kiew jako jedy­ny obiekt sakral­ny w Biesz­cza­dach repre­zen­tu­je typ boj­kow­ski. War­to rów­nież zwró­cić uwa­gę na pocho­dzą­cą z zeszłe­go stu­le­cia Cer­kiew św. Miko­ła­ja w Hoszo­wie oraz Cer­kiew Naro­dze­nia Bogu­ro­dzi­cy w Mich­niow­cu. Jeże­li nie prze­ko­nu­je Was este­ty­ka zewnętrz­na, to koniecz­nie wej­dzie do środ­ka i sprawdź­cie jak wyglą­da­ją poli­chro­mie pod kopułą. 

W desz­czo­we, chłod­ne dni war­to udać się tak­że (a może przede wszyst­kim) do Muzeum Biesz­czadz­kie­go Par­ku Naro­do­we­go. Moż­na tu zoba­czyć fau­nę i flo­rę cha­rak­te­ry­stycz­ną dla obsza­ru Biesz­czad. Eks­po­zy­cje ze zwie­rzę­ta­mi oraz rośli­na­mi poma­ga­ją bli­żej poznać tam­tej­szą przyrodę.

Jak pisał Ser­giusz Pia­sec­ki, jesień to czas, kie­dy zło­to wisi na drze­wach. Zło­to fru­wa w powie­trzu. Zło­to sze­le­ści pod noga­mi. Morze zło­ta woko­ło. Głów­nie z tego wzglę­du okres ten jest moim zda­niem naj­lep­szą porą na wizy­tę w Biesz­cza­dach. Tam­tej­sze szla­ki jesie­nią uwa­ża­ne są za naj­bar­dziej dzi­kie, tajem­ni­cze i nie­do­stęp­ne spo­śród wszyst­kich gór­skich pasm w Pol­sce. W Biesz­cza­dach jesie­nią liście drzew przy­bie­ra­ją odcie­nie czer­wie­ni, żół­ci, poma­rań­czu i zie­le­ni, a dno lasu wypeł­nia­ją skrzy­pią­ce pod noga­mi opa­da­ją­ce, kolo­ro­we liście.

Kto kie­dy­kol­wiek odwie­dził Biesz­cza­dy jesie­nią, z pew­no­ścią przy­zna, że nigdzie indziej
w Pol­sce jesien­ne lasy nie wyglą­da­ją tak pięk­nie, jak tutaj. A kto jesz­cze nie odwie­dził, niech jak naj­szyb­ciej wyru­sza w dro­gę krę­ty­mi pętla­mi bieszczadzkimi.